Ty i ja dwa różne światy. Elżbieta Kosobucka
Читать онлайн книгу.szybko, bo światło zmieniało się z minuty na minutę, a ja nie chciałam malować z pamięci, tylko czerpać z inspiracji uczuć, wywołanych w czasie, który nazywa się teraz. Jeszcze jedno spojrzenie na ciemną plamę lasu po lewej stronie, ostatnia poprawka ołówkiem pomostu, na którym nieruchomo siedział ten niesamowity mężczyzna i szkic był skończony. Z zadowoleniem wrzuciłam kredki do torby, na co Kamil obejrzał się w moją stronę. Gdy zobaczył co robiłam, odłożył powoli wędkę na pomost i kocim krokiem szedł w moją stronę.
Chciał, żebym mu pokazała swój rysunek, a ja droczyłam się z nim. Zanim do mnie doszedł szybko wstałam i uskoczyłam w bok. Zaczął mnie gonić, a ja uciekałam wzdłuż linii brzegowej. Planowałam schować się za drzewa, ale nie zdążyłam do nich dobiec. Złapał mnie i przewrócił na miękki mech przygniatając sobą. Patrzyliśmy sobie w oczy i jakby czas się dla nas zatrzymał. Zrobiło się intymnie. Ten mężczyzna był wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Przy nim czułam, że wszystko ma inny, lepszy smak, a życie nabierało pełniejszego wymiaru. Byliśmy zatopieni w sobie nawzajem. Starałam się nie poruszać, ale i tak czułam każde drgnienie jego napiętych mięśni. Oczy mu pociemniały, a wzrok spoczął na moich ustach, jakby chciał je wchłonąć. Nagle przerwał tę magiczną chwilę, wyrywając mi szkicownik i wstając. Spoważniał.
– Nie wiedziałem, że jesteś taka dobra – powiedział przyglądając się mojej pracy.
– Podoba ci się? – Obserwowałam jego reakcję.
– Mało powiedziane. Dasz mi go? – Podał mi rękę i pomógł podnieść się z ziemi.
– Nie ma mowy – odmówiłam otrzepując się.
– Dlaczego? – Wyglądał na niepocieszonego.
– Chcę mieć tę chwilę przy sobie, przynajmniej na razie. Uważam, że była wyjątkowa. W ten sposób będę przechowywała niepowtarzalność dzisiejszego poranka. – Wyciągnęłam dłoń po rysunek i dłuższą chwilę czekałam.
– Wystarczająco fair. – Zdecydował wreszcie i oddał mi go.
Wróciliśmy do łowienia. Ryby brały jak szalone. Wszystkie z haczyka ściągał Kamil, a ja wrzucałam je do wiaderka. Mieliśmy przy tym ubaw.
– Porsche pachnące rybami. – Śmiałam się. Niedawno zobaczyłam, co to za marka.
– Mogłem wziąć starego fiata.
– Masz swój pierwszy samochód? – Byłam zaskoczona.
– I to na chodzie – chwalił się – stoi w garażu i przypomina mi kogo nim najwięcej woziłem – mrugnął do mnie.
Uśmiechnęłam się. Ileż wspomnień pojawiło się w mojej głowie. To były jeszcze czasy, kiedy byliśmy prawie nierozłączni, przez wszystkie dni wakacji. Jego samochód służył nie tylko do jeżdżenia. Kiedy padał deszcz siedzieliśmy w nim naszą paczką. Graliśmy w gry, na przykład te słowne albo po prostu spotykaliśmy się by w nim posiedzieć. Przypomniałam sobie, że raz było nas w nim ośmioro i wyszło, że trzeba było siedzieć u kogoś na kolanach. Paskudnie lało, przyszłam ostatnia i jakaś dziewczyna siedziała na kolanach Kamila. Kto chciał, żebym z nim usiadła? Tego nie byłam sobie w stanie przypomnieć, ale to był jeszcze czas, że Kamil mnie nie unikał i zrobił coś, że byłam tam, gdzie chciałam. Powiedziałam o tym na głos.
– Tak, to były ostatnie wakacje, kiedy nie zgłupiałem do reszty i robiłem co należy, choć przyznam, że tamten dzień był jak tortura. Pamiętam go doskonale.
Miałam wtedy czternaście lat i rzeczywiście to był ostatni rok, gdy wszystko było między nami, jak należy. Rok później była pierwsza blondynka i ford, ale nim już tak często nie jeździłam. Co za pech, bo właśnie wtedy uzmysłowiłam sobie, że jestem w nim zakochana.
– Co ty nie powiesz? Wyglądałeś na zadowolonego. – Droczyłam się.
– Bo byłem. – Pociągnął mnie teraz do samochodu i posadził sobie na kolanach, prawie tak samo jak wówczas.
– Ja też byłam, chociaż nie wiedziałam dlaczego.
– Niestety wiem. Kręciłaś się na mnie, jak w fotelu, a ja miałem ochotę wygonić całe towarzystwo i porobić z tobą całkiem inne rzeczy. – Wsunął mi rękę pod bluzkę i dotknął brzucha, a mi zrobiło się gorąco.
– Dobrze sobie radziłeś, bo nie dałeś nic po sobie poznać. – Spojrzałam mu w oczy.
– Dziękuję, ale lekko nie było i mimo wszystko, tak zupełnie sobie nie odpuściłem.
– Nie? A co takiego robiłeś? Nie pamiętam jakieś niestosownej sytuacji – poczułam jego dłoń gładzącą moją skórę – takiej, jak ta teraz na przykład. Zerknął na mnie jak niewiniątko, nie przestając mnie jednak dotykać.
– Pamiętasz, jak cię objąłem w pasie? – Zrobił to samo teraz, tylko pod materiałem bluzki, a nie tak, jak wówczas na niej. Ciepło jego dłoni przyprawiło mnie o przyspieszony oddech.
– Chyba tak – powiedziałam niepewnie.
– A to, że tylko z tobą wtedy rozmawiałem?
– Pamiętam. – Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
– Jak odgarniałem twoje włosy z twarzy? – Zrobił to teraz, a ja poczułam miły dreszcz na swoim karku.
– Pamiętam. Wygłupiałeś się ze mną okropnie. – Wróciło do mnie wszystko, co się wtedy działo.
Na kolanach u niego siedziała Magda. Przyszłam spóźniona, bo babcia miała gości i chciałam jej pomóc w przygotowaniach. Amanda zawołała mnie żebym z nią usiadła. Wtedy Kamil, pomimo deszczu wysiadł do mnie i przywitał się, a potem po prostu powiedział Magdzie, żeby się przesiadła zapraszając mnie na swoje kolana. Ucieszyłam się wtedy. W którymś momencie dziewczyny zaczęły rozmawiać o swoich problemach z wagą. Kamil śmiejąc się powiedział mi na ucho, że ja mam wszystko tak, jak trzeba i dotykał moich części ciała o których mówiły. Pominął piersi i pupę mówiąc mi za to śmieszne słowa i dotykając mnie w pasie i na twarzy, nawet dłonią musnął przypadkiem moich ust. Teraz pomyślałam, że może jednak nie było to przypadkiem?
– Pamiętam – powiedziałam na głos – nie brałam tego jako twojego zainteresowania, bo się naśmiewałeś.
– Mało brakowało, a bym cię pocałował – zrobił to teraz – i nie tylko, i nadal uważam, że twoje ciało jest doskonałe.
Spojrzeliśmy sobie w oczy i oboje doszliśmy do tego samego wniosku. Jeśli nie skończymy naszej rozmowy, to sytuacja może się nam wymknąć spod kontroli. Wysunęłam się z jego objęć i przesiadłam na miejsce pasażera. To była najwyższa pora, żeby wracać.
Obie nasze babcie dostały ryby na obiad. Po porannej eskapadzie musieliśmy porządnie się wyspać, ale pomogliśmy przy patroszeniu. Na obiad były rybki z rusztu w ogrodzie mojej babci. Zjedliśmy wszystkie, to była prawdziwa uczta. Nasze oczy spotykały się nad stołem, a we mnie cały czas odżywał dzisiejszy poranek, obraz wklejony w pamięć duszy. Te wszystkie widoki, kolory, odgłosy natury, a przede wszystkim słowa, które zostały wypowiedziane i jego dotyk zapamiętany przez moje ciało.
Niepostrzeżenie minął prawie miesiąc. Kamil od kilku dni był bardziej zajęty. Czasami widzieliśmy się dopiero wieczorem. Coraz częściej odbierał pilne telefony. Bywało, że gdy siedzieliśmy ze znajomymi, pracował na tablecie i dopiero po dłuższym czasie dołączał do nas. Pewnego dnia, na grillu u Amandy, po kilku rozmowach telefonicznych podszedł do mnie, usiadł i powiedział:
– W środę