Dlaczego mamusia pije. Pamiętnik wyczerpanej mamy. Gill Sims

Читать онлайн книгу.

Dlaczego mamusia pije. Pamiętnik wyczerpanej mamy - Gill Sims


Скачать книгу
nazywam się tak i tak i jestem hetero”, więc czemu od gejów oczekuje się, że przedstawiając się, zatańczą do piosenki Judy Garland, wesoło przy tym podskakując i wymachując rękami? Tak czy inaczej, nie muszę się już chyba obawiać Mniam-Mniam-Mamusiek, bo może jestem gorącym samotnym tatuśkiem, i chwała mi za to, ale na nic się im nie przydam – zakończył wyraźnie rozpogodzony.

      Rozbawił mnie ten jego optymizm.

      – Chciałbyś! Teraz będziesz jeszcze bardziej pożądany niż wcześniej. Każda z nich będzie chciała, żebyś został jej Najlepszym Przyjacielem Gejem. Będą wyobrażać sobie, że dostały epizodyczny angaż w Will & Grace. Teraz już nigdy się od nich nie uwolnisz. Masz PRZECHLAPANE!

      – Albo… – zasugerował Sam – mogę spędzać większość czasu z tobą, a ty będziesz je odstraszać. Może trochę twojego niedopasowania spłynie na mnie i zostawią mnie w spokoju?

      Biedny Sam. Będzie potrzebował o wiele więcej niż mnie w charakterze żywej tarczy, żeby odstraszyć Perfekcyjną Mamę Perfekcyjnej Lucy Atkinson, kiedy tylko uświadomi sobie drzemiący w nim potencjał do zostania jej absolutnie niezbędnym akcesorium. Chociaż, jak mawiają, spróbować nie zaszkodzi.

      Kiedy już ustaliliśmy, że mój talent do swatania nie był jeszcze tak rozwinięty jak smykałka do czytania mowy ciała (w magazynach nigdy nie pisali o tym, jak wyswatać przyjaciół, pewnie dlatego, że miałyśmy rywalizować o chłopców, a kiedy udało nam się już jakiegoś zdobyć, miałyśmy trzymać go tylko dla siebie), przeszliśmy do upijania się. Sam wreszcie się rozluźnił i nadużywając słowa „dupek”, opowiedział nam o tym, jak jego nikczemny eks o imieniu Robin (nie Robyn) dał nogę i zostawił go samego jak palec.

      Fakt, że Robin darzył tak wielkim zainteresowaniem antyki z francuskich prowincji, nie wynikał tak naprawdę z pasji, ale był pretekstem do częstych wyjazdów, podczas których migdalił się z jakimś Francuzikiem o imieniu „Jean Claude, René czy innym równie głupim francuskim imieniu”, co Sam wyjaśnił nam po kilku drinkach (wprowadził nas w świat drinków manhattanów, które są przepyszne i smakują jak wisienki, chociaż to prawie czysty alkohol i bardzo szybko zwala z nóg). Robin uciekł z obcokrajowcem i zostawił Sama z dziećmi. Tyle że z Jean Claude’em/René nie wyszło i kilka miesięcy później chciał wrócić.

      – Powdziałem mu… Powdziałem mu: „Spiprzaj”! Tak mu powdziałem – wybełkotał.

      Sam postanowił, że on i dzieci potrzebują nowego startu, i w ten właśnie sposób trafił tutaj. Niestety jest zbyt uprzejmy, że powiedzieć Robinowi (czyli temu dupkowi), żeby zostawił ich w spokoju, mimo że bardzo by chciał. Sam dużo mówi, kiedy jest wkurzony.

      Potem Hannah powiedziała, że Dan (pod którego adresem słowo „dupek” padało równie często) oznajmił, że jego picza (w życiu bym nie powiedziała, że ktokolwiek jeszcze używa tego określenia, ale Hannah ewidentnie je z siebie wyrzuciła) zostaje u niego na weekend, żeby poznać dzieci.

      – Dupek! Nawet Robin (dupek!) nie odważył się przedstawić temu… No, jak mu tam… Henry’emu Srenry’emu naszych dzieci! – zbulwersował się Sam.

      – To woła o więcej drindryneczków! – wybełkotałam.

      Ku mojemu zdziwieniu Simon nie spał, kiedy wróciłam do domu, co było miłym zaskoczeniem. Niestety byłam tak wcięta, że mogłam wydusić z siebie tylko:

      – Tosty. Potrzebuję tostów. Natychmiast. Mmm, pychotka! Więcej tostów! Kocham was, moje tościki!

      Pomimo ewidentnego stanu upojenia, Simon nie zwyzywał mnie od bezwstydnic, tylko powiedział rozbawiony:

      – Wygląda na to, że miałaś udany wieczór, kochanie!

      A potem położył mnie do łóżka. To jeden z powodów, dla których ciągle go kocham, nawet jeśli czasami działa mi na nerwy. Może jednak powinnam go zatrzymać? On chyba też mnie lubi.

Sobota, 17 października

      Przez większość dnia czułam się jak wrak. Bardzo stary wrak. Picie manhattanów nie było takim świetnym pomysłem, jak myślałam. Rano cała kuchnia była usmarowana marmite’em. Chciałabym móc to zwalić na Simona albo dzieci, ale niestety jestem jedyną osobą w tym domu, która jada marmite’a. Ich wykręca już sam zapach. Będę musiała wziąć odpowiedzialność za aferę marmite’ową, nawet jeśli nie mam bladego pojęcia, skąd się wziął na ścianach. Jedyne, co mnie pociesza, to że Hannah i Sam pytali mnie w SMS-ach, czy wiem, jak wracali do domu. Musiałam być najmniej zrobiona z nas wszystkich, bo przynajmniej pamiętam, jak zamawiałam taksówkę.

      Pomijając marmite’a, dom był zadziwiająco czysty jak na wartę Simona. Dzisiaj założył też całkiem ładny sweter, zamiast swojego ukochanego i skandalicznie brzydkiego polaru. Ponieważ jestem płytka i próżna (mimo usilnych starań, żeby było zupełnie na odwrót), powyższe zdarzenia, a także to, że był dla mnie wczoraj miły, chociaż zalałam się w trupa, sprawiły, że poczułam do niego nagły przypływ miłości. Kiedy doszły do tego wspomnienia o nikczemnościach i wiarołomności Dana i Robina, zebrałam się na przeprosiny za zniszczenie kredensu jego babci. Zareagował bardzo miło. Powiedział, żebym się nie martwiła, bo to tylko kredens (A NIE MÓWIŁAM?).

      Chwilę później zasugerował, że może to odpowiedni moment, żebym przyznała, że renowacja mebli nie jest moim powołaniem. Jako przykład wymienił kilka mebli, które próbowałam odświeżyć, kiedy jeszcze byliśmy na studiach, czyli w czasach, kiedy wierzyłam, że w przynoszeniu do domu mebli ze śmietnika nie ma nic złego. Niedługo przed tym, kiedy poznałam Simona, spotkałam przy śmietniku Australijczyka. Nie zabrałam go do siebie, chociaż był niezłym ciachem. Zamiast tego dałam mu namiary na najbliższe schronisko dla młodzieży. Później żałowałam, że pozwoliłam mu odejść, ale z tyłu głowy zawsze tliła się myśl, że gdybym zabrała go do siebie i gdyby okazał się Tym Jedynym, do końca życia na pytanie, jak się poznaliśmy, musiałabym odpowiadać:

      – Znalazłam go na śmietniku.

      Zakończenie konfliktu kredensowego, a także to, że zaczęliśmy ze śmiechem wspominać dawne czasy, kiedy byliśmy młodzi, beztroscy i jeszcze bardziej spłukani, niż jesteśmy teraz, sprawiło, że zapanowała romantyczna atmosfera. Simon zasugerował, żebyśmy skorzystali z okazji, że dzieci wpadły w stan bliski katatonii, wlepiając nosy w SpongeBoba Kanciastoportego, i poszli na górę. Nie powiem, żebym nagle zapłonęła niepohamowaną żądzą, moja ochocza zgoda wynikała głównie z tego, że przyciemniona sypialnia wydała mi się w moim stanie bardzo atrakcyjna. Tak czy inaczej, wymknęliśmy się z salonu. Niestety kiedy tylko Simon zaczął rozpinać mi biustonosz, Peter rozpoczął wrzaski pod (na szczęście zamkniętymi) drzwiami do sypialni, że Jane dokonała niewybaczalnego aktu zmieniania kanału w telewizji bez uprzedniej konsultacji. Potem było coś o Mistrzach Spinjitzu Ninjago oraz niesprawiedliwości świata i romantyczną atmosferę diabli wzięli.

      Jedno trzeba naszym dzieciom oddać: opanowały tę sztukę do perfekcji. Czasami myślę, że mają wbudowany radar, którym wykrywają, że jesteśmy na granicy przytulanek. W mgnieniu oka formują wtedy zgrany zespół i przeprowadzają gładką akcję, która ma na celu udaremnienie naszych wysiłków. Mówiłam Simonowi, że założenie zamka na drzwiach do sypialni nie wystarczy, bo to naszych dzieciątek nie odstraszy. Żeby uniknąć ich wtargnięcia, musielibyśmy wybudować nuklearny, podziemny, dźwiękoszczelny, zabezpieczony ołowiem bunkier miłosny, chociaż jestem pewna, że i tak znalazłyby sposób na to, żeby przebić się przez kolejne warstwy ochrony.

Wtorek, 20 października

      Biedaczek Peter. Rozchorował się. Kiedy kładł się spać, czuł się dobrze, ale o 03:00 nad ranem przyszedł do nas, narzekając na ból gardła. Nie pomogła szklanka wody, przytulanie ani czytanie bajek, więc nafaszerowałam


Скачать книгу