Skazana. Teri Terry

Читать онлайн книгу.

Skazana - Teri Terry


Скачать книгу
"#i000000050000.jpg" alt="tyt.png"/>

      Tytuł oryginału:

      FATED

      Text copyright © Teri Terry, 2019

      First published in Great Britain in 2019 by The Watts Publishing Group

      The right of Teri Terry to be identified as the author of this work has been asserted by her in accordance with the Copyright, Designs and Patents Act, 1998.

      Wszystkie postaci i zdarzenia w niniejszej powieści za wyjątkiem tych, które należą do domeny publicznej, są fikcyjne i jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób, żywych lub zmarłych, jest całkowicie przypadkowe.

      Copyright © 2019 for the Polish edition by Wydawnictwo Debit, Młody Book

      Copyright © 2019 for the Polish translation by Patrycja Zarawska under exclusive license to Wydawnictwo Debit, Młody Book

      Redakcja: Ewa Kosiba

      Korekta: Marta Stasińska, Ewa Ambroch

      Zdjęcia wykorzystane w projekcie okładki: Shutterstock

      Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.

      Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A jeśli ją kopiujesz, rób to jedynie na użytek osobisty.

      Szanujmy cudzą własność i prawo!

      Polska Izba Książki

      Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

      ISBN 978-83-8057-350-5

      Wydawnictwo Debit Sp. z o.o.

      ul. Fitelberga 1

      40-588 Katowice

      tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28

      email: [email protected]

      www.mlodybook.com.pl

      www.facebook.com/BookMlody

      www.instagram.com/mlodybook

      E – wydanie 2019

      Skład wersji elektronicznej:

      konwersja.virtualo.pl

      Do Czytelników wszędzie pod słońcem, którzy mają nadzieję na lepszy świat i marzą o nim: jest przecież Wasz. Sprawcie, żeby taki był.

      Część 1: Chaos

      Porządek jest sztuczny, narzucony przez rząd: natura dąży do chaosu!

      Komu ufasz?

A4A, publiczny manifest

      W ludzkiej naturze leży zarówno tworzenie, jak i niszczenie. Ale pozwólmy wrogom przewrócić świat, a potem, gdy już zabraknie im sił, wkroczmy, by uratować sytuację. Na nich spadnie wina za chaos, dla nas będzie uznanie. Poza tym to oszczędza energię.

posłanka opozycji Astrid Connor, osobisty dziennik

      1.

      Sam

      Utknęliśmy jak w pułapce. Od nienawiści i furii dzieli nas tylko cienkie szkło i nieco stali. Strach chwyta mnie od środka za brzuch, tłamsi oddech w płucach.

      Tato mówi coś do kierowcy, rzuca mu polecenia ostrym tonem, każe nas stąd zabrać, nic jednak nie da się zrobić – zostaliśmy otoczeni.

      Wokół widać wykrzywione wściekłością twarze, słychać obsceniczne wrzaski. Czyjaś ręka rozbija cegłę o okno przy moim siedzeniu i ze mnie też wyrywa się krzyk, ale na szczęście szyba wytrzymuje – jest kuloodporna. Chyba nie da się jej rozbić, co? A jeśli ktoś będzie w nią walił i walił?

      Teraz samochód się kołysze. Tamci napierają na niego z wszystkich stron, huśtają coraz mocniej.

      Zbliżają się syreny; ludzie wokół nas zaczynają się odsuwać i uciekać. Nadbiegają policjanci ze sprzętem do tłumienia zamieszek, tworzą mur z tarcz i pałek, a te ostatnie idą w ruch. Obraz się zamazuje: tłum i krew.

      Obok mojego okna pada na ziemię jakaś dziewczyna, a ludzie po prostu przechodzą – zaraz ktoś ją stratuje, zrani. Wyciągam się w stronę szyby, ale tracę dziewczynę z oczu.

      – N a   d ó ł,  Samantho – upomina mnie tato.

      Piszczą nasze opony. Kierowcy jakoś udaje się zawrócić, najeżdża przy tym na chodnik, przepycha wóz przez rozwrzeszczaną ciżbę.

      Wytaczamy się z powrotem na drogę i pędzimy – tak szybko, jak to możliwe na zatłoczonych londyńskich ulicach, którymi każdy, tak jak my, próbuje uciec jak najdalej od tego, co się dzieje.

      Tato rozmawia przez telefon; koniecznie chce wiedzieć, jak to się stało, że wpadliśmy w ten tłum bez ostrzeżenia. Kończy rozmowę.

      – Samantha? – mówi do mnie. – Potrzebują mnie już teraz. Będziesz musiała pojechać ze mną.

      Przez całą drogę mamy zielone światło – czy robią to specjalnie dla nas? Kiedy jesteśmy już pod pałacem Westminsterskim, strażnicy rozsuwają nowe bramy w wysokich ogrodzeniach, którymi chronione są teraz gmachy parlamentu, i wjeżdżamy na dziedziniec. Drzwi się otwierają i pośpiesznie wysiadamy z wozu, ciasno otoczeni ochroną – przypominam sobie, że to tryb alarmowy, ogłaszają go, kiedy zagrożenie jest wysokie – i zaraz wchodzimy po schodach do środka.

      Tatę szybko dokądś zabierają, a ja zostaję w holu, mrugając oszołomiona, sparaliżowana zdumieniem. Mam dziwne wrażenie, jakby czas przesuwał się nie w tę stronę albo jakbym się znajdowała poza nim, patrzyła na scenę rozgrywającą się w przyśpieszonym tempie, ale nie brała w niej udziału. Jakbym wciąż siedziała unieruchomiona w samochodzie w środku szalejących zamieszek.

      Mojego ramienia dotyka czyjaś chłodna dłoń. To Astrid Connor – posłanka z partii opozycji, minister czegoś tam w gabinecie cieni. Jej córka chodzi do mojej szkoły, stąd ją znam.

      – Samantho, kochanie. W porządku? To musiało być straszne. – Jej usta wykrzywiają się w czymś, co pewnie miało być dodającym otuchy uśmiechem, ale jakoś nie bardzo wyszło.

      Przełykam ślinę, niepewna, co powiedzieć.

      – Czy mogę iść do domu? – pytam w końcu, nie mogąc ścierpieć własnego głosu: cichutkiego, słabego.

      – Nie wiem. Trzeba sprawdzić zabezpieczenia. Zobaczę, czy ktoś mógłby cię odwieźć. – Rozgląda się, po czym gestem przywołuje asystentkę, która pośpiesznie podchodzi. – Idź, napij się herbaty, a ja dopilnuję, żeby ktoś po ciebie przyszedł, gdy tylko się da.

      Asystentka zabiera mnie do kawiarni, sadza przy stoliku i przynosi kubek herbaty. Chwytam go obiema rękami, żeby nie rozlać napoju, tak mi się trzęsą dłonie.

      Na ścianie wisi telewizor. BBC pokazuje sceny z miejsca, w którym dopiero co byliśmy – nazywają to  i n c y d e n t e m.  Lubią to słowo. Widząc teraz na ekranie tamte zdarzenia – napierający tłum, nasz samochód o mało nie przewrócony przez ludzi – czuję, jakbym znowu tam była, jakby to się działo na nowo. Dziwaczne wrażenie – jakbym się przyglądała scenie spoza własnego ciała.

      Potem dodają, że samochód wicepremiera


Скачать книгу