.
Читать онлайн книгу.niestety niedobre wiadomości. Marit Kaspersen miała wypadek… zginęła – powiedział cicho Patrik.
Kobieta nie poruszyła się, jakby skamieniała w jednej pozycji, jakby mózg nie przekazywał żadnych sygnałów do mięśni. Musiała przetrawić tę informację.
– Napijecie się kawy? – powiedziała w końcu i nie czekając na odpowiedź, sztywnym krokiem poszła do kuchni.
– Może chciałaby pani, żeby przyjechał ktoś z rodziny? – spytał Martin.
Sprawiała wrażenie, jakby była w szoku. Cały czas odgarniała za uszy ciemne, ostrzyżone na pazia włosy. Była bardzo szczupła, miała na sobie dżinsy i charakterystyczny norweski sweter w piękny skomplikowany wzór, z ozdobnymi srebrnymi zapinkami.
Potrząsnęła głową.
– Nie mam nikogo. Nikogo poza… Marit. I Sofie. Ale ona jest u ojca.
– Sofie to córka Marit, tak? – spytał Patrik. Potrząsnął głową w odpowiedzi na pytający gest Kerstin: podniosła do góry karton mleka, wcześniej nalawszy kawy do filiżanek.
– Tak, ma piętnaście lat. W tym tygodniu jest u ojca. Jeden tydzień spędza u nas, jeden u niego, we Fjällbace.
– Byłyście bliskimi przyjaciółkami, prawda? – Patrik czuł się niezręcznie, formułując pytanie w ten sposób, ale nie wiedział, jak podejść do tego tematu. Czekając na odpowiedź, wypił łyk kawy. Dobra. Mocna, taka, jaką lubi.
Krzywy uśmieszek Kerstin wskazywał na to, że rozumie, o co mu chodzi. Oczy zaszły jej łzami.
– Byłyśmy przyjaciółkami, gdy Sofie mieszkała u nas, a kochankami, gdy mieszkała u ojca. O to właśnie… – Głos jej się załamał, łzy spłynęły po policzkach. Przez chwilę płakała. Wreszcie zapanowała nad głosem i mówiła dalej: – O to właśnie pokłóciłyśmy się wczoraj wieczorem. Marit chciała nadal tkwić w tej szafie, a ja się dusiłam i chciałam wyjść. Zasłaniała się dobrem Sofie, ale to była zwykła wymówka. Bała się, że będą nas obgadywać, wytykać palcami. Tłumaczyłam jej, że i tak to robią, a gdybyśmy się ujawniły, z czasem gadanie by się skończyło. Marit nie chciała słuchać. Tyle lat wiodła żywot przeciętnej pani Svensson, zamężnej, dzieciatej, z własnym domem, urlopem w przyczepie i tak dalej. Spychała w podświadomość myśl, że odczuwa pociąg do kobiet. Ale gdy się poznałyśmy, nagle wszystkie kawałki układanki znalazły się na swoim miejscu. W każdym razie tak to ujęła. Wyciągnęła wnioski, odeszła od męża i wprowadziła się do mnie. Ale nie miała odwagi pójść dalej i właśnie o to się pokłóciłyśmy. – Sięgnęła po serwetkę i głośno wytarła nos.
– O której wyszła? – spytał Patrik.
– Po ósmej. Jakiś kwadrans po. Domyśliłam się, że coś się musiało stać, bo nie wyszłaby na całą noc. Ale człowiek wzdraga się przed dzwonieniem na policję. Łudziłam się, że może do kogoś pojechała albo po prostu spaceruje. Sama nie wiem, co myślałam. Zanim przyszliście, chciałam dzwonić po szpitalach, a gdyby jej tam nie było, zadzwoniłabym do was.
Znów wytarła nos. Widać było, że targa nią żal i ból i że robi sobie wyrzuty. Patrik chciał powiedzieć coś, co mogłoby je złagodzić, a tymczasem musiał jeszcze pogorszyć sytuację.
Odchrząknął. Chwilę się wahał, a potem powiedział:
– Podejrzewamy, że w chwili wypadku była pod wpływem alkoholu. Czy miała z tym jakiś problem?
Wypił łyk kawy. Wolałby być gdzie indziej, daleko od tej kuchni, od tych pytań i tego żalu. Kerstin spojrzała na niego zdziwiona.
– Marit w ogóle nie brała do ust alkoholu. W każdym razie od kiedy ją znam, czyli od przeszło czterech lat. Mówiła, że nie lubi smaku wódki. Nawet cydru nie piła.
Patrik znacząco spojrzał na Martina. Kolejny dziwny szczegół, kolejny po nieuchwytnym uczuciu, jakie miał od chwili, kiedy obejrzał miejsce wypadku.
– Jest pani pewna?
Głupie pytanie, przecież już odpowiedziała, ale nie może być żadnych niejasności.
– Absolutnie! Nigdy nie widziałam, żeby piła wódkę, wino czy piwo albo coś w tym rodzaju. A żeby miała się upić i potem siąść za kierownicę? To niemożliwe. Nie rozumiem… – Była wyraźnie speszona, wodziła wzrokiem od Patrika do Martina. To się nie trzyma kupy, Marit nie piła, i tyle.
– Gdzie możemy znaleźć jej córkę? Ma pani adres jej byłego męża? – Martin wyjął notes i długopis.
– Mieszka we Fjällbace, gdzieś w Kullen. Tu jest dokładny adres. – Sięgnęła po karteczkę przyczepioną do wiszącej na ścianie tablicy i podała Martinowi. Była tak zbita z tropu, że na chwilę przestała płakać.
– Na pewno pani nie chce, żebyśmy kogoś do pani ściągnęli? – spytał Patrik, wstając.
– Nie. Wolę zostać sama.
– Dobrze, ale w razie czego proszę dzwonić. – Patrik zostawił jej wizytówkę. Za drzwiami, zanim się zatrzasnęły, obejrzał się za siebie. Kerstin nadal siedziała nieruchomo przy kuchennym stole.
– Annika! Przyjechała już ta nowa? – Mellberg wrzeszczał na cały korytarz.
– Tak! – zawołała Annika, nie wychodząc z recepcji.
– A gdzie jest? – wrzeszczał dalej Mellberg.
– Tu jestem – usłyszał kobiecy głos. Hanna wyszła na korytarz.
– Aha. Jeśli nie jest pani zbyt zajęta, może pani przyjdzie się przedstawić – powiedział kwaśno. – Jest taki zwyczaj, że w nowym miejscu pracy najpierw idzie się przywitać z szefem.
– Bardzo przepraszam – odpowiedziała Hanna, podchodząc do Mellberga z wyciągniętą dłonią. – Rano, zaraz jak przyszłam, Patrik Hedström zabrał mnie na wezwanie do wypadku. Dopiero co wróciłam. Właśnie miałam do pana iść. Przede wszystkim chcę powiedzieć, że słyszałam wiele dobrego o tym komisariacie. Należy wam się wielkie uznanie za dochodzenia w sprawie morderstw. Mówią, że skoro niewielki komisariat poradził sobie tak znakomicie, musi mieć fantastyczne kierownictwo.
Uścisnęła mu dłoń. Mellberg spojrzał na nią podejrzliwie. Może się zgrywa. Patrzyła na niego z powagą, więc postanowił łyknąć pochwałę. Może nie będzie źle i dziewczyna w mundurze też się nada. Poza tym jest na co popatrzeć. Jak dla niego trochę za chuda, ale całkiem niezła. Chociaż po porannej rozmowie telefonicznej, bardzo miłej, musiał przyznać, że widok ładnej kobiety już tak na niego nie działa. Sam się zdziwił. Myślami pomknął do Rose-Marie i jej miłego głosu, gdy z radością przyjęła jego zaproszenie na obiad.
– Nie będziemy sterczeć na korytarzu – powiedział, niechętnie porzucając myśl o Rose-Marie. – Chodźmy porozmawiać do mojego gabinetu.
Hanna poszła za nim.
– Widzę, że już pani zdążyła zabrać się do roboty.
– Tak. Jak już powiedziałam, pojechałam z komisarzem Hedströmem do wypadku samochodowego. Jeden samochód, niestety ofiara śmiertelna.
– Cóż, zdarza się.
– Wstępnie oceniamy, że piła alkohol. Aż biła od niej woń wódki.
– Czy Patrik wspominał, że już zatrzymywał tę osobę po spożyciu alkoholu?
– Nie. Nawiasem mówiąc, znał tę kobietę. To właścicielka sklepiku przy Affärsvägen. Marit, zdaje się.
– A to