.
Читать онлайн книгу.towarzyszyć. Pamiętał, że tego popołudnia miała przesłuchać senatora Newbrougha i jego żonę. Było to ważne spotkanie, nie tylko dlatego, że senator mógł dostarczyć cennych informacji, ale również ze względów prestiżowych. Przez tego człowieka całe FBI siedziało jak na szpilkach. Riley była idealnym agentem do przekonania go, że biuro robi wszystko, co w jego mocy.
Tylko czy rzeczywiście tam pojedzie?, zastanawiał się Bill.
Dziwaczny był ten brak pewności. Jeszcze sześć miesięcy temu Riley była jedyną pewna rzeczą w jego życiu. Ufał jej bezgranicznie. Jednak jej stan psychiczny, wyraźnie nie najlepszy, go martwił.
Co więcej, Bill tęsknił za Riley. Jej zdumiewająco bystry umysł był potrzebny przy takiej sprawie, jak ta. A ostatnie sześć tygodni uświadomiło mu również, że potrzebuje jej przyjaźni.
A może, w głębi duszy, czegoś więcej?
ROZDZIAŁ 8
Riley podążała dwupasmową autostradą, popijając napój energetyczny. Był słoneczny ciepły poranek. Przez opuszczone szyby wpadał świeży zapach siana. W dolinie między dwoma pasmami wzgórz widziała upstrzone bydłem niewielkie pastwiska.
Podobało jej się tutaj.
Nie przyjechałam tu, żeby czuć się dobrze, napomniała się w duchu. Miała zadanie do wykonania.
Skręciła w wyjeżdżoną żwirową drogę i po minucie czy dwóch dotarła do skrzyżowania. Odbiła do parku narodowego, ujechała kawałek i zatrzymała auto na spadzistym poboczu.
Wysiadła i przeszła przez otwartą przestrzeń, aż do wysokiego rozłożystego dębu w północno-wschodnim rogu łąki.
To było to miejsce. To tutaj znaleziono dość niezdarnie wsparte o drzewo ciało Eileen Rogers. Byli tutaj z Billem sześć miesięcy temu. Riley zaczęła odtwarzać wszystko w pamięci.
Największą różnicą była pogoda. Wtedy był środek grudnia i bardzo zimno. Ziemię pokrywała cienka pierzynka śniegu.
Wróć!, nakazała sobie Riley. Wróć i to poczuj.
Wzięła kilka głębokich wdechów, aż wyobraziła sobie, że czuje tamto przeszywające powietrze wpadające do jej tchawicy. Niemal zobaczyła gęsty opar tworzący się na mrozie przy każdym wydechu.
Nagie ciało było zmarznięte na kamień. Trudno było określić, które z wielu ran na nim są śladami po nożu, a które pęknięciami i szczelinami wywołanymi lodowatym zimnem.
Riley odtworzyła ten obraz w głowie co do najmniejszego szczegółu. Peruka. Namalowany uśmiech. Przyszyte powieki. Sztuczna róża w śniegu między rozłożonymi nogami trupa.
Wizja była wystarczająco żywa. Teraz Riley musiała zrobić to samo, co wczoraj: wyobrazić sobie, co czuł morderca.
Po raz kolejny zamknęła oczy, rozluźniła się i osunęła w czeluść. Gdy wkraczała w umysł zabójcy, poczuła znajomy zawrót głowy. Chwilę później już była przy nim, w nim, i widziała dokładnie to, co widział on. I czuła to, co on czuł.
Jechał tutaj w nocy, bardzo niepewny. Obserwował nerwowo drogę, przejęty lodem pod kołami. Co jeśli straciłby kontrolę i wpadł do rowu? Miał w aucie trupa. Na pewno by go złapano. Musiał jechać ostrożnie. Liczył, że kolejne morderstwo pójdzie już łatwiej, tymczasem był roztrzęsiony.
Zatrzymał auto właśnie tutaj. Wywlókł na zewnątrz nagie już, zgadywała Riley, ciało kobiety. Usztywnione przez rigor mortis, czego nie przewidział. Sfrustrowało go to i zachwiało jego pewnością siebie. Co gorsza nie widział zbyt dobrze, co robił, nawet w świetle przednich reflektorów, które skierował na drzewo. Noc była zdecydowanie zbyt ciemna. Zapamiętał sobie, żeby następnym razem zrobić to za dnia. O ile będzie to możliwe.
Zaciągnął ciało pod drzewo i spróbował ułożyć je w pozie, którą sobie wyobraził. Nie szło mu zbyt dobrze. Głowa kobiety była przechylona na lewo i usztywniona przez rigor mortis. Szarpnął ją i przekręcił w lewo, pokonując stężenie pośmiertne. Ale nawet kiedy złamał kark, nie był w stanie ustawić jej tak, żeby ofiara patrzyła przed siebie.
I jak rozłożyć odpowiednio nogi? Jedna z nich była beznadziejnie skrzywiona. Nie pozostawało mu nic innego, jak wyjąć łyżkę do opon z bagażnika i złamać udo i rzepkę. A potem skręcić nogę na tyle, na ile się dało.
Nie był zadowolony z efektu.
Wreszcie obowiązkowa różowa wstążka wokół szyi kobiety, peruka i róża w śniegu. A potem sprawca wsiadł do auta i odjechał. Był zawiedziony i zniechęcony. I wystraszony. Czy mimo całej swojej niezdarności nie pozostawił po sobie żadnych śladów, które mogą go zgubić? Obsesyjnie odtwarzał w myślach każdy krok, ale nie miał pewności.
Wiedział, że następnym razem musi się poprawić. Obiecał to sobie.
Riley otworzyła oczy. Pozwoliła zabójcy się oddalić. Była z siebie zadowolona. Nie pozwoliła, by wizja poruszyła ją czy przytłoczyła. Dzięki niej zyskała cenną perspektywę. Zobaczyła, jak morderca doskonali swój warsztat.
Pragnęła jednak dowiedzieć się czegoś, czegokolwiek, o jego pierwszym zabójstwie. Miała stuprocentową pewność, że zabił już wcześniej. To morderstwo było dziełem praktykanta, a nie absolutnego nowicjusza.
Riley miała już odwrócić się i pójść w stronę auta, gdy jej uwagę przyciągnęło drzewo. Mały fragment czegoś żółtego wystawał w miejscu, w którym rozgałęział się pień. Tuż nad jej głową.
Obeszła dąb i spojrzała w górę.
– On tu wrócił! – jęknęła.
Przebiegł ją nagły dreszcz. Rozejrzała się nerwowo. Nikogo nie było w pobliżu.
Z gałęzi gapiła się na Riley naga lalka o blond włosach. Usadzona dokładnie tak, jak zabójca próbował usadzić ofiarę.
Nie mogła tam tkwić od dawna. Co najwyżej trzy, cztery dni. Nie przesunął jej jeszcze wiatr ani nie zmoczył deszcz. Morderca wrócił tutaj, kiedy przygotowywał się do zabójstwa Reby Frye. Podobnie jak Riley, żeby przeanalizować dotychczasowe działania. Żeby spojrzeć krytycznym okiem na swoje błędy.
Zrobiła zdjęcia telefonem. Zaraz je wyślę do biura, pomyślała.
Wiedziała, dlaczego zostawił tę lalkę.
Domyśliła się, że to przeprosiny za przeszłe niechlujstwo.
I również zapowiedź większej staranności na przyszłość.
ROZDZIAŁ 9
Riley jechała do posiadłości senatora Mitcha Newbrougha. Zbliżała się do celu, a jej serce przepełniał strach. Dom położony na końcu długiej, obsadzonej drzewami alei był ogromny, formalny i onieśmielający. Riley zawsze trudniej radziła sobie z ludźmi posiadającymi pieniądze i władzę niż z tymi na nieco niższych szczeblach drabiny społecznej.
Zaparkowała na perfekcyjnie okrągłym podjeździe, przed zbudowaną z kamienia posiadłością.
Tak, ta rodzina była zaiste niezmiernie bogata.
Wysiadła z auta i podeszła do ogromnych drzwi wejściowych. Zadzwoniła. Otworzył jej zadbany mężczyzna około trzydziestki.
– Jestem Robert – powiedział. – Syn senatora. A pani to zapewne agentka specjalna Paige. Proszę wejść. Ojciec i matka oczekują pani.
Robert Newbrough prowadził Riley przez dom, który natychmiast przypomniał jej, dlaczego nie lubi ostentacyjnych posiadłości. Siedziba rodziny Newbroughów