Bieguni. Olga Tokarczuk
Читать онлайн книгу.zaklinam cię, powiedz mi, czy zgodnie z twoim najgłębszym przekonaniem historia ta jest rzeczywiście w swej treści prawdziwa? Zechciej mi wybaczyć, jeślim zbyt natrętny – wybaczyłabym i odpowiedziała: – Tak mi dopomóż Bóg; na honor mój przysięgam, że historia, którą wam, panowie i panie, opowiedziałam, jest w swej treści i ogólnych zarysach prawdziwa. Wiem to z pewnością: wydarzyła się na naszej kuli ziemskiej; sama stąpałam po pokładzie tego promu.
Wyprawy na biegun
Przypomina mi się, co przypomniało się kiedyś Borgesowi, że gdzieś czytał: ponoć duńscy księża w czasach budowania duńskiego imperium ogłaszali w kościołach, iż ten, kto weźmie udział w wyprawie na biegun północny, łatwiej dostąpi zbawienia duszy. A ponieważ nie było wielu chętnych, przyznawali, że to długa i trudna wyprawa, nie dla każdego, ale tylko dla tych odważnych. Lecz chętnych wcale nie przybywało. Więc żeby z tego wszystkiego wyjść z twarzą, księża sprostowali swoje ogłoszenie – właściwie każda podróż może być traktowana jak wyprawa na biegun, nawet niewielka wycieczka, nawet przejażdżka miejską dorożką.
Dziś – z pewnością nawet podróż metrem.
Psychologia wyspy
Według psychologii podróżnej wyspa reprezentuje najbardziej pierwotny, najwcześniejszy stan sprzed socjalizacji, kiedy ego zindywidualizowało się już na tyle, by zyskać pewien poziom samoświadomości, lecz nie nawiązało jeszcze pełnych, satysfakcjonujących relacji z otoczeniem. Stan wyspy to stan nie zaburzonego żadnym wpływem z zewnątrz pozostawania we własnych granicach; przypomina on swego rodzaju autyzm i narcyzm. Wszelkie potrzeby zaspokajane są we własnym zakresie. Tylko „ja” wydaje się realne; „ty” i „oni” są zaledwie niewyraźnymi fantazmatami, Latającymi Holendrami, które pojawiają się gdzieś daleko na horyzoncie i zaraz znikają. Właściwie to nawet nie wiadomo, czy nie były zwykłym złudzeniem oka przyzwyczajonego do linii prostej, która perfekcyjnie dzieli pole widzenia na górę i dół.
Czyszczenie mapy
To, co mnie rani, wymazuję ze swoich map. Miejsca, w których się potknęłam, upadłam, w których mnie uderzono, dotknięto do żywego, gdzie zabolało, przestały na niej istnieć.
W ten sposób wymazałam kilka dużych miast i jedną prowincję. Może kiedyś zdarzy się, że wymażę cały kraj. Mapy przyjmują to ze zrozumieniem; tęsknią do białych plam, to ich szczęśliwe dzieciństwo.
Czasem, gdy musiałam się pojawić w tych nie istniejących miejscach (staram się nie pielęgnować w sobie urazy), stawałam się okiem, które porusza się jak duch w widmowym mieście. Gdybym się bardziej skupiła, mogłabym gładko wsunąć dłoń w najbardziej zwarte betony, mogłabym przechodzić najbardziej zatłoczone ulice, przez sznury samochodów, nieporuszona, bez uszczerbku, bezszelestnie.
Nie robiłam tego, przyjmowałam reguły gry mieszkańców tych miast. I starałam się, żeby nie odkryć przed nimi tych miejsc iluzji, w której biedni tkwią, wymazani. Będę się do nich uśmiechać i przytakiwać temu, co mówią. Nie chciałabym im mącić w głowach – że nie istnieją.
Podążać za nocą
Trudno mi było spać spokojnie, gdy zatrzymywałam się w jakimś miejscu tylko na jedną noc. Wielkie miasto powoli stygło, uspokajało się. To wliczony w cenę biletu hotel linii lotniczych, w którym utknęłam. Miałam czekać do jutra.
Na stoliku leżała niebieska paczka kondomów. Przy łóżku – Biblia i nauki Buddy. Niestety wtyczka czajnika nie pasowała do kontaktu – cóż, obejdę się bez herbaty. Zresztą może to pora raczej na kawę? Moje ciało nie miało pojęcia, co znaczy godzina na zegarku wbudowanym w radio przy łóżku, a wydawałoby się, że cyfry są międzynarodowe, chociaż arabskie. Czy żółta łuna za oknem to początek świtu, czy może raczej zmierzch, który już zgęstniał w noc. Trudno ocenić, czy ta część świata, nad którą zaraz się pojawi albo przed chwilą znikło słońce – to wschód czy zachód. Przeliczałam w skupieniu godziny w samolocie, pomagałam sobie obrazem, który zobaczyłam kiedyś w Internecie – kula ziemska z linią nocy przesuwająca się ze wschodu na zachód, jak wielkie usta, systematycznie pochłaniające świat.
Plac przed hotelem był pusty, wokół zamkniętych straganów awanturowały się bezpańskie psy. To musiał być środek nocy, wydedukowałam w końcu, i bez herbaty, bez kąpieli położyłam się do łóżka. W moim osobistym czasie, czasie, który wożę w komórce, było jednak wczesne popołudnie. Dlatego nie mogłam naiwnie liczyć, że usnę.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.