21 lekcji na XXI wiek. Yuval Noah Harari
Читать онлайн книгу.uprzedzeń religijnych i politycznych, własnych przywilejów związanych z rasą i płcią kulturową oraz własnego mimowolnego współudziału w instytucjonalnym ucisku. Czy jednak to przedsięwzięcie jest realistyczne? Jak mam znaleźć twardy etyczny grunt w świecie, który znacznie wykracza poza moje horyzonty, który wymyka się całkowicie ludzkiej kontroli, który twierdzi, że wiara w jakiegokolwiek boga i wszelka ideologia jest podejrzana?
Zaczynam tę książkę od oglądu obecnej, trudnej sytuacji pod kątem politycznym i technicznym. Pod koniec XX wieku wydawało się, że wielkie ideologiczne bitwy między faszyzmem, komunizmem i liberalizmem zakończyły się druzgocącym zwycięstwem tego ostatniego. Można było sądzić, że ustrój demokratyczny, prawa człowieka i kapitalizm wolnorynkowy muszą podbić cały świat. Jak zwykle jednak historia skręciła w nieoczekiwanym kierunku i po upadku faszyzmu oraz komunizmu obecnie to liberalizm znalazł się w kropce. Dokąd zatem zmierzamy?
To pytanie jest szczególnie dojmujące, ponieważ liberalizm traci wiarygodność właśnie w chwili, gdy rewolucja w technologii informacyjnej oraz biotechnologii stawia przed nami największe wyzwania, jakie kiedykolwiek napotkał nasz gatunek. Połączenie obu tych typów technologii może wkrótce wypchnąć miliardy ludzi z rynku pracy oraz zakwestionować zarówno wolność, jak i równość. Algorytmy oparte na big data mogą tworzyć cyfrowe dyktatury, w których cała władza skupia się w rękach wąskiej elity, podczas gdy większość ludzi cierpi nie z powodu wyzysku, lecz z powodu czegoś znacznie gorszego – utraty znaczenia.
Połączenie technologii informacyjnej i biotechnologii omawiałem obszernie w swej poprzedniej książce, Homo deus. Ale wtedy skupiłem się na perspektywie długoterminowej – mierząc ją w stuleciach albo nawet tysiącleciach, teraz natomiast chcę zająć się bliższymi nam w czasie kryzysami społecznymi, ekonomicznymi i politycznymi. Nie aż tak bardzo interesują mnie tutaj ostateczne perspektywy stworzenia nieorganicznego życia, ale właśnie zagrożenia dla państwa opiekuńczego i dla konkretnych instytucji, na przykład Unii Europejskiej.
Nie próbuję w tej książce omówić całego spektrum skutków wprowadzania nowych technologii. W szczególności – mimo że technika w wielu dziedzinach daje wielkie nadzieje na wspaniałe odkrycia – stawiam sobie za cel uwypuklenie stwarzanych przez nią zagrożeń i łączących się z nią niebezpieczeństw. Ponieważ na ogół korporacje i przedsiębiorcy, którzy przodują w technicznej rewolucji, sami naturalnie wychwalają własne wytwory, zadanie bicia na alarm i wyjaśniania wszelkich możliwych czarnych scenariuszy przypada w udziale socjologom, filozofom i historykom – takim jak ja.
Gdy już naszkicuję czekające nas wyzwania, w drugiej części książki przyjrzę się szerokiemu wachlarzowi możliwych reakcji. Może programiści Facebooka mogliby wykorzystać sztuczną inteligencję do stworzenia globalnej społeczności, która będzie strzec ludzkiej wolności i równości? Być może odpowiedzią jest odwrócenie procesu globalizacji i przywrócenie silnej pozycji państw narodowych? Może musimy cofnąć się jeszcze dalej, by nadzieję i mądrość czerpać ze źródeł starożytnych tradycji religijnych?
W trzeciej części książki zobaczymy, że choć wyzwania, jakie niesie ze sobą technika, są niesłychane, a różnice zdań w polityce ogromne, to jednak ludzkość może im sprostać, jeśli zapanujemy nad strachem i zachowamy odrobinę pokory w odniesieniu do własnych poglądów. W tej części książki mówię o tym, co można zrobić w obliczu groźby terroryzmu, jak zażegnać niebezpieczeństwo globalnej wojny i czym łagodzić uprzedzenia oraz nienawiść rodzące tego rodzaju konflikty.
W czwartej części zajmę się pojęciem postprawdy i będę się zastanawiał, w jakim stopniu potrafimy jeszcze rozumieć wydarzenia, które rozgrywają się w globalnej skali, oraz odróżniać postępowanie złe od sprawiedliwego. Czy homo sapiens jest w stanie zrozumieć świat, który sam stworzył? Czy istnieje nadal jakaś wyraźna granica oddzielająca rzeczywistość od fikcji?
W piątej, ostatniej części zbieram wszystkie te wątki i próbuję ogarnąć szerszym spojrzeniem życie w czasach zamętu, kiedy runęły dawne narracje, a w ich miejsce nie powstała jak dotąd żadna nowa. Kim jesteśmy? Co powinniśmy robić w życiu? Jakiego rodzaju umiejętności potrzebujemy? Biorąc pod uwagę wszystko, co wiemy i czego nie wiemy na temat nauki, Boga, polityki i religii – co możemy powiedzieć dzisiaj o sensie życia?
Może to brzmieć zbyt ambitnie, ale homo sapiens nie może czekać. Filozofii, religii i nauce – wszystkim tym dziedzinom ludzkiej refleksji – kończy się czas. Ludzie dyskutują o sensie życia od tysiącleci. Nie możemy ciągnąć tej dyskusji w nieskończoność. Nie pozwoli nam na to zbliżający się wielkimi krokami kryzys ekologiczny, rosnące zagrożenie ze strony broni masowego rażenia oraz pojawienie się nowych przełomowych wynalazków technicznych. A rzeczą być może najważniejszą jest to, że sztuczna inteligencja i biotechnologia dają ludzkości zdolność zmieniania życia i projektowania go na nowo. Już całkiem niedługo ktoś będzie musiał podjąć decyzję, jak wykorzystać tę władzę – zrobi to, opierając się na jakiejś ukrytej lub jawnej narracji na temat sensu życia. Filozofowie to bardzo cierpliwi ludzie, ale inżynierowie mają tej cierpliwości znacznie mniej, a już najmniej cierpliwi są inwestorzy. Jeśli nie będziemy wiedzieli, co zrobić z możliwością projektowania życia, siły rynku nie będą czekały tysiąc lat, aż wymyślimy jakieś rozwiązanie. Niewidzialna ręka rynku przemocą narzuci nam własną, wybraną w ciemno odpowiedź. Jeśli nie chcemy, by przyszłość życia zdana była na łaskę kwartalnych raportów sprzedaży, potrzebujemy jasnego wyobrażenia na temat tego, o co w ogóle w tym życiu chodzi.
W ostatnim rozdziale pozwalam sobie na parę osobistych uwag, mówiąc jak jeden homo sapiens do innego homo sapiens, na chwilę przed opadnięciem kurtyny, za którą, gdy my zejdziemy już ze sceny, zacznie się całkiem inny dramat.
Zanim wyruszymy w tę intelektualną podróż, chciałbym podkreślić pewną zasadniczą sprawę. Znaczną część książki poświęcam rozmaitym wadom światopoglądu liberalnego i systemu demokratycznego. Omawiam je jednak aż tak szczegółowo nie dlatego, że w moim przekonaniu demokracja liberalna jest wyjątkowo problematyczna, lecz raczej właśnie dlatego, że – jak sądzę – jest to najskuteczniejszy i najbardziej uniwersalny model polityczny, jaki dotychczas wypracowali ludzie, by radzić sobie z wyzwaniami współczesnego świata. Wprawdzie nie musi on być właściwym rozwiązaniem dla każdego społeczeństwa na każdym etapie rozwoju, dowiódł jednak, ile jest wart, w większej liczbie społeczności i w większej liczbie sytuacji niż jakakolwiek alternatywna forma systemu politycznego. Dlatego analizując stające przed nami nowe wyzwania, trzeba rozumieć ograniczenia liberalnej demokracji oraz zgłębiać możliwości dostosowywania i poprawiania jej obecnych instytucji.
Niestety, w aktualnym klimacie politycznym wszelką krytyczną refleksję na temat liberalizmu i demokracji bardzo łatwo przywłaszczają sobie najróżniejsi despoci oraz nietolerancyjne ugrupowania i ruchy, którym zależy wyłącznie na zdyskredytowaniu liberalnej demokracji, a nie na podjęciu otwartej dyskusji nad przyszłością ludzkości. Reprezentujące takie poglądy osoby niezwykle chętnie rozprawiają o problemach liberalnej demokracji, nie są natomiast w stanie znieść praktycznie żadnej krytycznej uwagi pod własnym adresem.
Jako autor musiałem zatem dokonać trudnego wyboru. Czy powinienem powiedzieć otwarcie, co myślę, ryzykując, że moje słowa mogą zostać wyjęte z kontekstu i wykorzystane do usprawiedliwiania rodzących się autokracji? Czy może raczej powinienem sam się ocenzurować? Jedną z cech nieliberalnych reżimów jest to, że starają się ograniczać wolność słowa nawet poza własnymi granicami. Z powodu szerzenia się takich reżimów krytyczne myślenie o przyszłości naszego gatunku staje się coraz bardziej niebezpieczne.
Po dłuższym zastanowieniu uznałem, że swoboda wypowiedzi będzie lepsza od autocenzury.