Żona bankiera. Cristina Alger

Читать онлайн книгу.

Żona bankiera - Cristina  Alger


Скачать книгу
że pobyt w Genewie będzie przygodą. Takimi przedłużonymi wakacjami. Odwiedzą Wenecję, Pragę, Paryż, Brugię – wiele romantycznych miejsc znajdowało się w odległości krótkiego lotu lub niedługiej wyprawy koleją. Dosłownie za progiem ich mieszkania miały się znajdować najlepsze galerie sztuki. Annabel zamierzała też uczyć się kolejnych języków – miała do tego ogromne zdolności. Na razie jej francuski był dobry, lecz zbyt rzadko go używała. Niemiecki – bardzo użyteczny w świecie sztuki – zdecydowanie wymagał podszlifowania. Matthew miał ją z kolei uczyć jazdy na nartach. Oboje mieli się też szkolić w gotowaniu i w rozpoznawania gatunków wina. Mieli jadać fondue. Ponieważ chodziło tylko o dwa lata, Annabel nie starała się o pracę. Proces uzyskania pozwolenia na jej wykonywanie mógł pochłonąć całe miesiące. Dla kogoś, kto nie pracował w globalnej korporacji, był skomplikowany. Poza tym Matthew ciężko tyrał za ich dwoje i w gruncie rzeczy wolał, żeby Annabel nie pracowała. Chciał, żeby miała wolny czas zawsze wtedy, kiedy i on go miał. Nie poprosił jej jednak, żeby na zawsze porzuciła pracę zawodową. Miało to być czasowe rozwiązanie. Tak jak ich pobyt w Genewie.

      Oczywiście, nowa sytuacja nie miała dla Annabel wyłącznie złych stron. Zdarzały się również rzeczy urocze. Mimo wszystko uroczy był ich wielki apartament. Piękno szwajcarskich krajobrazów. Czasami Matthew wracał do domu bardzo zadowolony i wtedy Annabel przypominała sobie, dlaczego tak szybko się w nim zakochała. Zabierał ją wówczas na ekskluzywną kolację. Był czuły i opiekuńczy. Bawił ją. Wspólnie obserwowali zachód słońca nad Jeziorem Genewskim i rozmawiali o galeriach, które Annabel chciała zwiedzić, albo o książkach, które przeczytała. Wspominali przyjaciół, którzy zostali w Nowym Jorku. Palili świeczki na tarasie, pili wino i grali w scrabble. W takie wieczory, gdy Matthew nie był obecny w domu wyłącznie ciałem, ale także duszą i całym sercem, Annabel ogarniała nadzieja, że jednak potrafi zakochać się w Genewie. Opuszczała ją wtedy tęsknota za domem, czuła błogi spokój i głębokie zrozumienie piękna i historii tego miasta.

      W tym wszystkim ważna była też kwestia pieniędzy. W Nowym Jorku Annabel na wiele rzeczy nie mogła sobie pozwolić, a tutaj Matthew zarabiał więcej, niż mogłaby sobie kiedykolwiek wymarzyć – szczególnie wtedy, gdy dorastała w małym robotniczym miasteczku w północnej części stanu Nowy Jork. W Genewie ich konta bankowe pęczniały w szybkim tempie. Z miesiąca na miesiąc znajdowało się na nich coraz więcej pieniędzy. Matthew był z tego dumny, a Annabel była z kolei dumna z niego. Odkryła, że lubi mieć dużo pieniędzy. Nagle rzeczy i usługi, nad których kupnem dotąd się nawet nie zastanawiała, stały się dla niej dostępne. Na przykład buty. Albo samotny dekadencki lunch w środku tygodnia. Czy wizyta u fryzjera, kiedy tylko miała na to ochotę. Posiadanie mnóstwa pieniędzy dawało lekkość, jakiej Annabel nigdy dotąd nie doświadczyła. Już nie wpatrywała się z wahaniem w kartki z cenami, nie ślęczała godzinami nad wyciągami z kart kredytowych. Miała o wiele więcej pieniędzy, niż potrzebowała.

      Skoro mieli więcej pieniędzy, zaczęła też otrzymywać od męża więcej prezentów. Matthew zawsze wymyślał cudowne prezenty: była to jedna z tych jego cech, za które od początku go uwielbiała. Jego prezenty nie miały nic wspólnego z ekstrawagancją. Zawsze był troskliwy. Pamiętał o ważnych sprawach. Niemal każdego poranka pisał do niej kartki i pozostawiał je w takich miejscach, w których po prostu nie mogła ich nie znaleźć. Stało się to między nimi swoistą grą. Znajdowała karteczki w torebce, obok ekspresu do kawy, w składanym lusterku albo przylepione do dzbanuszka z mlekiem stojącego w lodówce. Pewnego razu, jeszcze w Nowym Jorku, znalazła w portfelu dwa bilety do Metropolitan Opera, ale na następny wieczór, kiedy Matthew miał przebywać poza miastem, w delegacji. „Zabierz ze sobą Marcusa” – zapisał na kartce, którą dołączył do biletów, mając na myśli jej ulubionego współpracownika z galerii, uwielbiającego operę ponad wszystko. „On jest aniołem” – stwierdził Marcus, kiedy Annabel pokazała mu tę kartkę.

      Ostatnio jego prezenty stały się bardzo hojne. Była to na przykład torebka, której przyglądała się przez dłuższą chwilę, stojąc przed oknem wystawowym. Albo kolczyki, które się jej spodobały u żony jego kolegi. Przed tygodniem otrzymała obraz, którym zachwyciła się w Art Basel. Było to niewielkie dzieło Marshalla Cleve’a, mało znanego malarza z Maine. Annabel oglądała je przez dobre dziesięć minut niemal w nabożnym skupieniu. Znajdowały się na nim przemyślnie pozakręcane szare i niebieskie kreski, a ich układ przypominał Annabel twórczość Brice’a Mardena, jednego z jej ulubionych malarzy. Brice Marden w morskich barwach. Było to coś takiego, co sama próbowała namalować w swoim niewielkim studiu w Montauk, jednak udało jej się to raczej z umiarkowanym powodzeniem.

      – Pamiętałeś – powiedziała, kiedy Matthew dał jej obraz.

      Z wrażenia wstrzymała oddech.

      – Powinnaś go mieć – odparł Matthew. – Zakochałaś się w nim. Wyczytałem to w twoich oczach, gdy tylko na ten obraz spojrzałaś.

      – Sama nie wiem, dlaczego mnie tak urzekł. Niewiele wiem o jego autorze. Po prostu natychmiast mnie zahipnotyzował.

      – Zakochałaś się w nim, prawda? Poczułaś z nim związek. Przyciągnął cię. Poczułaś to w sercu. Ja poczułem to samo, kiedy po raz pierwszy spojrzałem na ciebie. I gdy jesteś przy mnie, wciąż czuję to samo.

      Annabel przyciągnęła męża do siebie.

      – Tak. To jest miłość – powiedziała.

      – Pamiętasz, jak każdego poranka przechodziłem obok twojej galerii, żeby tylko popatrzeć na ciebie przez okno wystawowe?

      Annabel się roześmiała.

      – Marcus myślał wtedy, że to jemu się przyglądasz.

      – Musiały minąć długie tygodnie, zanim ośmieliłem się wejść do środka i się do ciebie odezwać. Najpierw jednak trochę się poduczyłem. O artystach, których reprezentujesz. Chyba cię zaskoczyłem ogładą?

      – Potknąłeś się o stojak z katalogami i wylałeś kawę na recepcjonistkę. Ale, owszem, byłeś bardzo elokwentny.

      – Miałem nadzieję, że zapomnisz o tym stojaku i o kawie.

      – Ta część naszego pierwszego spotkania podobała mi się najlepiej. To było urocze: widzieć przystojnego mężczyznę strasznie zdenerwowanego.

      – Bardzo mnie wtedy onieśmielałaś. Miałaś krótkie włosy i czarną suknię, tatuaż na prawym nadgarstku i ciężkie bransolety, które go niemal w całości zasłaniały. Boże, byłaś prześliczna.

      – A teraz nie jestem? Tylko mi się przyjrzyj…

      – Jesteś jeszcze piękniejsza. Piękniejsza z każdym kolejnym dniem.

      – Tęsknisz za moimi krótkimi włosami?

      Matthew przechylił głowę, przyglądając się żonie.

      – Czasami tęsknię – powiedział ze słabym uśmiechem na ustach. – Ale taka jak dziś również mi się podobasz. Twoje długie włosy są bardzo eleganckie. Doskonale do ciebie pasują.

      Matthew pocałował ją, ale odsunął się od niej trochę szybciej, niż by chciała.

      – Chcę, żebyś miała ten obraz – powiedział, a jego głos zrobił się nagle poważny. – Wiem, ile poświęciłaś, żeby być tutaj ze mną. Wiem, jak bardzo ci w życiu brakuje pięknych dzieł sztuki. Chciałbym ci je kupować; to jeden z powodów, dla których przyjąłem tę posadę. Chciałbym, żebyś miała wyłącznie dla siebie piękne przedmioty, które kochasz. Żebyś miała swoją prywatną galerię.

      – To bardzo miłe z twojej strony, ale ja wcale nie potrzebuję galerii w mieszkaniu. Naprawdę. Mam nadzieję, że ten obraz nie był strasznie drogi.

      – Nie


Скачать книгу