Sebastian Bergman. Michael Hjorth
Читать онлайн книгу.było odpowiedzi. W mieszkaniu panowała cisza. Rashid jeszcze szerzej otworzył drzwi i zrobił krok do małego przedpokoju.
– Halo, Rebecco. To ja, Rashid. Jesteś w domu?
Gęsta cisza była wystarczającą odpowiedzią. Rozluźnił się trochę i zamknął za sobą drzwi. Nie miał zbyt wiele do czynienia z Rebeccą Alm, ale wiedział, że zaczęłaby protestować, gdyby wszedł do jej mieszkania z kluczem uniwersalnym. Ponieważ mieszkanie było puste, nie musiał jej uspokajać i zapewne uniknie również oskarżenia o bezprawne wtargnięcie.
Rashid wytarł buty o wycieraczkę, wszedł do mieszkania i dotarł do salonu z kuchnią, który za dwa lata miał zostać odnowiony. Podniósł wzrok na sufit nad dwuosobową sofą i stolikiem. Żadnych czujników nie było. Poczuł rozczarowanie – miał nadzieję, że już więcej nie będzie musiał się tym zajmować, ale najwyraźniej nadzieja była płonna. Ruszył dalej, rzucił okiem na zlewozmywak w kuchni. Zobaczył resztki śniadania, które wyglądały, jakby znajdowały się tam już od jakiegoś czasu. Czy to stąd dobiegał słodkawy zapach?
Rashid podszedł do zamkniętych drzwi sypialni. Umówili się na czujnik w każdym pokoju. Ponieważ w salonie żadnego nie było, nie miał wielkich nadziei, że znajdzie urządzenie w sypialni, ale musiał sprawdzić. Otworzył drzwi i natychmiast zrobił krok do tyłu.
Była w domu.
Spała.
Przez głowę mknęły mu rozpędzone myśli. Nie mógł jej obudzić, to by ją śmiertelnie wystraszyło. Co w takim razie miał zrobić? Wyjść z mieszkania? Zostawić drzwi sypialni otwarte i jeszcze raz zadzwonić? Wrócić innym razem? Po chwili jakaś część jego umysłu zarejestrowała, co tak naprawdę zobaczył. Rebecca leżała na łóżku, ale nie spała. Nie mogła spać w taki sposób.
Na brzuchu, na narzucie, z nogami wystającymi za krawędź łóżka.
Naga od pasa w dół, jeśli nie liczyć skarpetek.
Z workiem na głowie.
Torkel wyszedł z metra i ruszył w górę Bergsgatan. Później, niż się spodziewał. Trochę zaspał. Po raz kolejny. Wsunął nieosłonięte dłonie do kieszeni płaszcza. Wszyscy się skarżyli na chłód, na to, że zima przyszła absurdalnie wcześnie, ale Torkel uważał, że pogoda jest orzeźwiająca. Nie miał na co narzekać. Tak naprawdę każdego ranka budził się z poczuciem nierealności.
Był szczęśliwy.
Po raz pierwszy od jakiegoś czasu, uświadomił sobie. Nie układało mu się dobrze z Yvonne przez wiele lat przed rozwodem i po nim… Co takiego miał? Pracę, która zajmowała mu więcej czasu, i coś w rodzaju związku z Ursulą: od czasu do czasu ze sobą sypiali. Niewiele więcej.
Był sam.
A samotność kiepsko mu wychodziła.
Potem nastało lato. Po przekazaniu śledztwa w sprawie Davida Lagergrena pojechał z powrotem do Ulricehamn. Do Lise-Lotte. Byli tam kilka dni, a potem pojechali spędzić dwa tygodnie w jego domku letniskowym pod Mjölby. Vilma i Elin przyjechały i zostały na kilka dni. Zupełnie dobrowolnie. Elin latem pracowała w restauracji na Söder, ale miała wolny tydzień pod koniec czerwca. Przyjechała z jednym z kelnerów, a zarazem swoim chłopakiem. Wszystko się udało. Wydawało się, że nie tylko akceptują, ale i naprawdę lubią Lise-Lotte.
Ostatniego wieczoru w domku przed jego powrotem do pracy – nie wszyscy mieli wakacje jak Lise-Lotte – siedzieli na werandzie i opróżniali butelkę wina, którą otworzyli do obiadu. Lise-Lotte odstawiła kieliszek na stół i odwróciła się do niego. Z powagą.
– Tylko się teraz za bardzo… nie zdenerwuj – zaczęła i wzięła go za rękę.
Torkel poczuł, że mimo ciepła tej letniej nocy robi mu się zimno. To nie mogło być nic dobrego. Przez głowę przemknęły mu wszystkie możliwe myśli. Wszystkie na ten sam temat.
Będzie chciała mnie zostawić.
Po prostu wiedział. To wszystko było za dobre, żeby mogło być prawdziwe.
Nic nie powiedział, tylko na nią patrzył. Nie pamiętał nawet, czy oddychał.
– Myślałam o takiej jednej sprawie – kontynuowała.
Na pewno mnie zostawi, pomyślał Torkel.
– Właściwie nic mnie nie trzyma w Ulricehamn.
Okej, przeprowadzi się bliżej córki albo przez kilka lat będzie pracowała za granicą. Niewiele lepiej.
– Chciałbyś, żebym się przeprowadziła do Sztokholmu? Do ciebie?
W pierwszej chwili myślał, że się przesłyszał. Czy by chciał?
Niczego bardziej nie pragnął.
– Powiedz, jeśli myślisz, że wszystko się toczy za szybko – dodała Lise-Lotte, patrząc na niego z niepokojem.
Torkel zrozumiał, że nadal nic nie powiedział, a pewnie już czas.
– Nie, nie, nie, w żadnym wypadku – wykrztusił. Potem znowu umilkł. Uświadomił sobie, że pewnie można to odczytać jako wahanie. Jakby musiał się zastanowić, w jaki sposób wybrnąć z sytuacji. Jakby w każdej chwili mogło paść „ale”. Rozmowy tego rodzaju nie były jego specjalnością. – Byłbym bardzo szczęśliwy – dodał tylko.
– Bardzo szczęśliwy – powtórzyła Lisse-Lotte z uśmiechem ulgi świadczącym o tym, że ona również była trochę zdenerwowana, zanim wyszła z propozycją.
Torkel pomyślał, że w takim razie to, co sam czuje, nie jest aż tak ważne. Uznał, że będzie musiał użyć wielkich słów. Rzadko to robił i czuł się z nimi niezręcznie.
– Nie miałem odwagi na to liczyć ani tym bardziej proponować, ale niczego nie pragnąłbym bardziej. – Spojrzał Lise-Lotte w oczy i ścisnął jej dłoń. – Byłbym zachwycony. Kocham cię.
Jeśli ktoś już ma używać wielkich słów, może równie dobrze wypowiedzieć te największe. Takim sposobem doszło do tego, że mieszkali u niego w Hornstull. Lise-Lotte dostała nową pracę w tej samej sieci, jako dyrektorka prywatnej szkoły podstawowej w Mälarhöjden. Kładli się razem wieczorem i razem wstawali rano. Po raz pierwszy od dawna nie mógł się doczekać, aż wróci z pracy do domu.
Był czyjś.
Był szczęśliwy.
– Dzień dobry! – zawołał do Ursuli, kiedy otworzył drzwi wydziału.
– Raczej dobrego przedpołudnia – odparła i spojrzała znad komputera. – Niektórzy z nas byli tu już rankiem.
Torkel nie skomentował przyjacielskiego przytyku, tylko ruszył do kuchni po drugą tego dnia filiżankę kawy, po drodze zdejmując czapkę i szalik.
– Przynieść ci coś? – zapytał i skinął głową w stronę kuchni.
– Nie, wszystko w porządku – odparła Ursula. – Masz gości.
Torkel przystanął. Gości? O ile się orientował, nie miał na ten dzień żadnych planów. Czyżby Gunilla nie wpisała czegoś do kalendarza? Nie było to w jej stylu. Torkel spojrzał przez ramię na szybę dzielącą ich od jego biura.
Na kanapie siedziała Vanja.
Torkel nie potrafił powstrzymać śmiechu. Nie widzieli się od czerwcowego dnia, w którym powiedziała, że zamierza na jakiś czas odpocząć od wydziału. Tęsknił za nią. Bardziej, niż się do tego przyznawał przed samym sobą do tej chwili. Dziarsko postanowił, że da sobie spokój z kawą i ruszy od razu do biura. Kiedy otworzył drzwi i wszedł,