Sebastian Bergman. Michael Hjorth

Читать онлайн книгу.

Sebastian Bergman - Michael Hjorth


Скачать книгу
kiedy wydawnictwo odezwało się do niego z planem małego wykładowo-autorskiego tournée. Sześć miejsc w różnych zakątkach kraju w ciągu dwóch tygodni. Miało to się zbiec w czasie z wydaniem wcześniejszych książek w limitowanej serii kieszonkowej.

      Wyraził zgodę.

      Właśnie dlatego siedział w depresyjnym pokoju hotelowym w Sali.

      Jedyna księgarnia w mieście występowała w charakterze gospodarza wizyty. Był to wielki, dobrze zaopatrzony sklep niedaleko od Stora Torget. Pracownicy wydawali się autentycznie uradowani, że przyjechał. Na widowni zasiadało czterdzieści osób, może czterdzieści pięć. Oczywiście przewaga kobiet, jak na większości wydarzeń kulturalnych w każdej części kraju.

      Nie żeby Sebastian narzekał.

      Jeśli chciał, miał powodzenie u kobiet. Najczęściej chciał. Prawie zawsze.

      Flirt, uwodzenie, a potem seks należały do nielicznych rzeczy, które nadal potrafiły go ożywić.

      Tymczasowo wypełnić pustkę. Złagodzić ból.

      W księgarni ludzie jak zwykle słuchali bacznie i z zainteresowaniem. Zwłaszcza jedna kobieta, prawie pięćdziesięcioletnia, siedząca na prawo od prowizorycznej sceny. Jako pierwsza zaczęła zadawać pytania, gdy zachęcono do tego publiczność, a po spotkaniu przyszła z obiema książkami do podpisania. Stare wydanie, zauważył Sebastian. Kupione, zanim jego zaangażowanie w sprawę Mordercy z Reality Show tymczasowo umieściło go na radarach w charakterze celebryty.

      – Może pan napisać: „Dla Magdy” – powiedziała i posłała mu uśmiech, w którym przynajmniej on zobaczył nutkę podziwu. Fanka, pomyślał. W takim razie powinno pójść łatwiej.

      – To pani? – zapytał, odwzajemniając uśmiech.

      – Tak. Może pan też dopisać coś osobistego, jeśli ma pan ochotę – dodała i spojrzała mu w oczy.

      Napisał na wyklejce książki kilka zdań i kontynuował rozmowę, kiedy podpisywał książki pozostałym czekającym w krótkiej kolejce. Potem wyszli razem i kobieta zapytała, gdzie mieszka. Odpowiedział, a ona wyraziła ubolewanie. W Sali były lepsze hotele.

      Naprawdę miał taką nadzieję.

      Dla dobra Sali.

      Z zamyślenia wyrwał go sygnał z komputera. Przychodząca rozmowa na Skypie. Nie musiał patrzeć na ekran, aby wiedzieć, kto dzwoni. Przez chwilę się zastanawiał, czy da radę z nią porozmawiać, doszedł do wniosku, że tak, i zaakceptował połączenie. Na ekranie pojawiła się Ursula.

      – Cześć. Nie obudziłam?

      – Nie, wszystko w porządku – odpowiedział i poczuł, że słusznie zrobił, odbierając. Ucieszył się na jej widok.

      – Gdzie jesteś? – zapytała, kiedy się przyjrzała ekranowi i nie rozpoznała tła.

      – W gównianym hotelu w Sali.

      – Co ty tam robisz?

      – Takie tam książkowe sprawy. A ty?

      – Jestem nadal w pracy.

      – No tak, widzę.

      Rozpoznał ścianę za jej plecami. Siedziała w sali konferencyjnej na drugim piętrze, o której nigdy nie mówili inaczej niż „Pokój”. Było to stałe miejsce, gdzie członkowie zespołu zbierali wszystkie informacje o sprawach, nad którymi pracowali. Sebastian przyłapał się na tym, że mu go brakuje. Że tęskni za tym wszystkim. Za pracą, kolegami. Nie miało to sensu, bo najprawdopodobniej nigdy więcej tam się nie znajdzie.

      – Nadal nie masz życia albo jesteś zawalona robotą?

      – Pomagam ludziom z Wydziału Spraw Zamkniętych.

      Oznaczało to, że Krajowy Wydział Zabójstw nie ma żadnej nowej sprawy, a ona wciąż nie zorganizowała sobie życia. Nie powinien dalej drążyć tego tematu. Zadzwoniła do niego późnym wieczorem, żeby porozmawiać. Myślała o nim. Powinien być wdzięczny, że ktoś o nim myśli. Niemniej wdzięczność i odpuszczanie nie do końca leżały w jego naturze.

      – Czyli Torkela nie ma?

      Ursula prychnęła, nachyliła się i trochę ściszyła głos, zupełnie niepotrzebnie. Sebastian nie wyobrażał sobie, by o tej porze mogła nie być sama w biurze. Z całą pewnością w Pokoju nie było nikogo innego.

      – Kończy punktualnie o siedemnastej każdego dnia, odkąd zamieszkał z Lise-Lotte.

      Sebastian zauważył, że przynajmniej nie powiedziała „z tą całą Lise-Lotte”. Zawsze to jakiś postęp, ale wydawało mu się, że nadal słyszy w jej głosie ukłucie zazdrości, gdy pojawiał się temat nowej miłości Torkela. Może tylko to sobie wmawiał. To Ursula zakończyła ich związek. Choć nie musiało to znaczyć, że chciała jego szczęścia z kimś innym. Może to małostkowe i głupie, ale Ursula jest tylko człowiekiem, a ludzie potrafią być i małostkowi, i głupi.

      – Kiedy wracasz do domu?

      – Jutro.

      – Chcesz się spotkać? Może zjeść razem kolację?

      – Jasne, czemu nie.

      Ursula wybuchnęła krótkim śmiechem.

      – Nie przesadzaj z tym entuzjazmem…

      Zanim Sebastian zdążył odpowiedzieć, rozległo się pukanie do drzwi.

      – Kto to?

      – Room service.

      – W takim gównianym hotelu, o tej porze?

      Czasami zapominał, że była niewiarygodnie dobrą policjantką.

      – Muszę kończyć. Do jutra.

      Zanim Ursula zdążyła o coś zapytać albo zaprotestować, wyłączył ją. Uśmiechnął się lekko do siebie. Mimo wszystkich złych wyborów nie udało mu się odciąć od wszystkiego i wszystkich. Lubił Ursulę. Przez lata było między nimi burzliwie, ale teraz unormowało się w coś, czego nie mógł określić inaczej, jak tylko mianem przyjaźni. Nawet jeśli celem było ponowne zaciągnięcie jej do łóżka. Nie dlatego, że szczególnie za nią tęsknił albo sądził, że seks zbliży ich do siebie. Chodziło tylko o to, że widział wyraźnie, iż będzie musiał o to walczyć. Grać w tę grę chyba lepiej niż kiedykolwiek przedtem, tylko po to, żeby wygrać. Ona stanowiła prawdziwe wyzwanie.

      W odróżnieniu od wieczora, który mnie teraz czeka, pomyślał.

      Otworzył drzwi na korytarz.

      Stała za nimi Magda. Z księgarni.

      Nie wiedział, jak ma na nazwisko. Nie zamierzał zresztą się tego dowiadywać. Zdjął kurtkę z haczyka przy drzwiach i włożył na siebie.

      – Skoczymy gdzieś na drinka czy chcesz coś zjeść? – zapytał i wyszedł na korytarz. Nie miał zamiaru dać jej szansy na zaproponowanie, by zostali.

      Ten pokój nie nadawał się nawet do tego, by się w nim pieprzyć.

      Billy leżał rozbudzony i patrzył w sufit, próbował zyskać kontrolę nad oddechem. Rzucił spojrzenie na My. Spała spokojnie, jak zwykle na lewym boku. W takim razie pewnie nie wydał żadnego dźwięku.

      Nie krzyczał.

      Jak to miało miejsce we śnie.

      Nie nawiedzał go już od jakiegoś czasu, ale teraz powrócił. Billy się domyślał, że to reakcja na rozmowę w szatni i wszystko, co nastąpiło później. My pytała, czy chce o tym porozmawiać, ale była na tyle mądra i empatyczna, by nie nalegać, kiedy odpowiedział przecząco. Mimo to była przy nim przez resztę wieczoru, czujna


Скачать книгу