Niemiecki bękart (wyd. 3). Camilla Lackberg

Читать онлайн книгу.

Niemiecki bękart (wyd. 3) - Camilla Lackberg


Скачать книгу
palcem na rozrzucone, porwane kawałeczki serwetki i mrugnęła porozumiewawczo.

      – Masz rację. – Uśmiechnął się z wdzięcznością. – Tak będzie najlepiej.

      – O której przychodzą? – zawołał Patrik z sypialni.

      Właśnie się przebierał, bo Erika nalegała, by włożył coś bardziej odpowiedniego niż dżinsy i T-shirt. Nie pomogło tłumaczenie, że „przecież to tylko twoja siostra i Dan”. To piątkowa kolacja i już. Musi być trochę elegancji.

      Erika otworzyła piecyk, żeby zerknąć na polędwiczki. Miała wyrzuty sumienia, że wczoraj nakrzyczała na Patrika, i chcąc mu to wynagrodzić, przyrządziła jedną z jego ulubionych potraw: polędwiczki wieprzowe zapiekane w cieście z sosem porto i piure z ziemniaków. To samo podała w pamiętny wieczór, gdy zaprosiła go do siebie po raz pierwszy. W pierwszy wieczór, gdy… Zaśmiała się sama do siebie i zamknęła piecyk. Wydawało jej się, że to było tak dawno, choć minęło tylko kilka lat. Prawdziwie i gorąco kochała Patrika, ale, choć to zdumiewające, codzienność, kiedy się ma małe dziecko, szybko zabija w człowieku chęć kochania się pięć razy z rzędu, jak tamtej nocy. Teraz była zmęczona na samą myśl o ćwiczeniach w łóżku. Raz w tygodniu – to już wyczyn.

      – Będą za pół godziny! – odkrzyknęła i zabrała się do robienia sosu.

      Sama zdążyła się już przebrać w czarne spodnie i bluzkę w kolorze lila, ulubione ciuchy jeszcze z czasów, gdy mieszkała w Sztokholmie i miała w zasięgu mnóstwo sklepów. Na wszelki wypadek przewiązała się fartuszkiem. Patrik właśnie schodził po schodach i aż gwizdnął z uznaniem.

      – Kogóż to widzą me zmęczone oczy? Po prostu boskie zjawisko, połączenie prostoty i kulinarności.

      – Nie ma takiego słowa – powiedziała Erika ze śmiechem, gdy Patrik pocałował ją w kark.

      – Teraz już jest – odparł Patrik i mrugnął do niej. Cofnął się o krok i zakręcił pirueta. – Co powiesz? Może być? Czy mam się przebrać jeszcze raz?

      – Ojej, mówisz, jakbym była jakąś jędzą. – Z udawaną powagą obejrzała go od stóp do głów i roześmiała się. – Jesteś ozdobą naszego domu. Gdybyś jeszcze nakrył do stołu, tobym sobie przypomniała, dlaczego za ciebie wyszłam.

      – Nakryć do stołu! Mówisz, masz!

      Pół godziny później, gdy punktualnie o siódmej rozległ się dzwonek, kolacja była gotowa, a stół nakryty. W drzwiach stanęli Anna, Dan, Emma i Adrian. Dzieci od razu wbiegły, wołając Maję, swoją ulubienicę.

      – Co to za przystojniak? – spytała Anna. – Gdzie podziałaś Patrika? W samą porę go zamieniłaś na ten wspaniały okaz.

      Patrik uściskał Annę.

      – Ja również się cieszę na twój widok, kochana szwagierko… Jak się macie, gołąbki? Jesteśmy prawdziwie zaszczyceni, że udało wam się wyrwać na chwilę z sypialni, żeby wstąpić w nasze skromne progi.

      – No wiesz…

      Anna zarumieniła się i trzepnęła Patrika w pierś, ale spojrzała na Dana tak, że widać było, że coś jest na rzeczy.

      Wieczór był bardzo przyjemny. Emma i Adrian zabawiali Maję do chwili, gdy przyszła pora, żeby ją położyć spać, a potem sami zaczęli przysypiać na kanapie. Goście pochwalili jedzenie, jak na to zasługiwało, i opróżnili kilka butelek pysznego wina. Erika cieszyła się, że może posiedzieć z siostrą i z Danem przy spokojnej domowej kolacji. Bez ciemnych chmur na horyzoncie, bez wracania myślą do przeszłości. Niewinne pogawędki i sympatyczne przekomarzanki.

      Nagle ten spokój zakłócił wściekły dzwonek komórki Dana.

      – Przepraszam, sprawdzę, kto dzwoni o tej porze – powiedział Dan, idąc po telefon.

      Zostawił go w kieszeni kurtki. Spojrzał na wyświet-lacz i zmarszczył czoło – nieznany numer.

      – Mówi Dan, słucham – powiedział z wahaniem.

      – Co się stało? – zaniepokoiła się Anna.

      – Chodzi o Belindę. Była na jakiejś imprezie i się upiła. Dzwoniła jej koleżanka. Wpakuje ją do taksówki i przyśle do nas.

      – Ale gdzie ona jest? Przecież miała być u Pernilli, w Munkedal?

      – Widać nie jest, skoro koleżanka dzwoniła z Greb-bestad.

      Dan wybrał jakiś numer, chyba obudził byłą żonę. Wyszedł do kuchni. Erika, Anna i Patrik słyszeli jedynie urywki rozmowy, dość nieprzyjemne. Po kilku minutach Dan wrócił do jadalni i z ponurą miną usiadł przy stole.

      – Belinda powiedziała matce, że przenocuje u koleżanki. Z kolei koleżanka prawdopodobnie powiedziała w domu, że przenocuje u Belindy. Zamiast tego jakimś sposobem dotarły do Grebbestad i poszły na zabawę. Cholera! Myślałem, że mogę mieć pewność, że ona jej dopilnuje! – Nerwowym gestem przeciągnął ręką po włosach.

      – Pernilla? – spytała Anna, głaszcząc go uspokajająco po ramieniu. – To wcale nie takie proste. Też byś się dał nabrać. To stara sztuczka.

      – Wcale bym się nie dał! – powiedział Dan ze złością. – Wieczorem zadzwoniłbym do rodziców tej koleżanki, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Nie zaufałbym siedemnastolatce. Jak ona mogła być taka głupia? Nie mogę liczyć nawet na to, że upilnuje dzieci?

      – Uspokój się – powiedziała surowo Anna. – Wszystko po kolei. Po pierwsze trzeba się zająć Belindą, jak przyjedzie. – Dan otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie pozwoliła mu się odezwać. – I dziś nie będziemy na nią krzyczeć. Porozmawiamy jutro, jak wytrzeźwieje. Okej?

      Wprawdzie zakończyła pytaniem, ale dla wszystkich, również dla Dana, było jasne, że to nie podlega dyskusji. Dan kiwnął głową.

      – Pościelę jej w pokoju gościnnym – powiedziała Erika.

      – A ja przyniosę kubeł albo coś w tym rodzaju – powiedział Patrik. Miał nadzieję, że nie będzie musiał tego mówić, gdy Maja będzie nastolatką.

      Kilka minut później usłyszeli samochód. Dan i Anna pośpieszyli otworzyć drzwi. Anna zapłaciła za taksówkę, a Dan wziął na ręce Belindę: leżała na tylnym siedzeniu jak szmaciana lalka.

      – Tato… – wybełkotała. Potem objęła go za szyję i przytuliła twarz do jego piersi.

      Dana zemdliło od bijącego od niej zapachu wymiocin, a jednocześnie ogarnęła go wielka czułość. Nagle wydała mu się taka mała i krucha. Tyle lat minęło, odkąd ją nosił na rękach.

      Wydała zdławiony odgłos i Dan odruchowo odwrócił jej głowę. Z jej ust chlusnęła na schody śmierdząca czerwona breja. Nie ulegało wątpliwości, że nadużyła czerwonego wina, a w każdym razie wina najwięcej.

      – Wnieś ją do domu, a to zostaw. Potem spłuczemy schody – powiedziała Erika. – Zanieś ją pod prysznic, zajmiemy się nią z Anną i przebierzemy.

      Stojąc pod prysznicem, Belinda zaczęła rozdzierająco płakać. Anna pogłaskała ją po głowie, Erika delikatnie wytarła ręcznikiem.

      – Ćśśś, zobaczysz, wszystko będzie dobrze – powiedziała Anna, wkładając jej czystą koszulkę.

      – Kim miał tam być… I ja myślałam, że… Ale on powiedział Lindzie, że jestem… brzyydka… – zacinała się, wyrzucając z siebie słowa


Скачать книгу