Starość aksolotla. Jacek Dukaj
Читать онлайн книгу.blues, siedzą na tarasie Kyōbashi Tower z widokiem na nocną Ginzę, świeci się co dziesiąta reklama, co dwudziesty ekran, i na ekranie tuż ponad ich tarasem leci w ironicznej pętli scena z Blade Runnera z Rutgerem Hauerem ociekającym deszczem oraz neonową melancholią. A oni, smutne roboty, siedzą tu, stoją, drepczą naokoło w koślawej parodii kawiarnianego zagadania.
– Wódeczki jeszcze?
– A poproszę.
Stalowe paluchy z chirurgiczną precyzją obejmują delikatne szkło. Są do tego specjalne programy wspomagające motorykę, do picia wódki.
Oczywiście nie piją wódki, te trunki to atrapy. Niczego nie piją, niczego nie jedzą, ćwierćtonowe mechy w barze Chūō Akachōchin, mogą tylko odgrywać te gesty życia, z mozołem powtarzać przyzwyczajenia przebrzmiałej biologii.
Barman w skorupie mechanicznego barmana dolewa smirnoffa. Trójprzegubowe ramię ociera się o polimerowy grzbiet łapska transformera, równie desperacko odgrywającego klienta baru. Zgrzyt słychać nawet ponad monologiem Hauera.
Na tym polega prawdziwa klątwa, myśli Grzesiu. Metal on metal, heart on heart, a każda niezręczność i dramat samotności mnoży się tysiąckroć. Jak pod mikroskopem. Jak w projekcji na stuhektarowym ekranie.
Jesteśmy spotworniałymi cieniami-złomami człowieka, molibdenową desperacją pustego serca.
Manga blues, siedzą na tarasie Chūō Akachōchin, pod ostatnimi czerwonymi lampionami, smutne roboty, i opowiadają sobie legendy.
Pierwsza legenda jest o człowieku.
– Miał skrzydła jak sen motyla – mówi Dagenskyoll, a głośnik barkowy rzęzi mu lekko przy syczących spółgłoskach. – I śmigła rozmyte w błękitne tęcze. Dawntreader XII, cały z nanofibrów i włókien węglowych, anioł płaszczka krzyż – mówi Dagenskyoll, a jego piersiowy ekran wyświetla wyrwane z guglowych cache’ów szkice i plany samolotu. – Rozpiętość skrzydeł: 78 metrów. Masa: 1,64 tony. Był świeżo po przeglądzie, trzymali go w hangarze na lotnisku w Dallas, i kiedy w przeciwną półkulę uderzył promień śmierci, starczyło im czasu, żeby się załadować z rodzinami, zapasami, sprzętem. Wystartowali z wielogodzinnym wyprzedzeniem przed Południkiem. Ziemia obraca się z prędkością tysiąca sześciuset siedemdziesięciu czterech kilometrów na godzinę, ale to na równiku. Dawntreader nie osiągnie prędkości większej niż trzysta kilometrów na godzinę, więc żeby zachować dystans przed Południkiem Śmierci, musieli się trzymać powyżej osiemdziesiątego równoleżnika. Ze wszystkich samolotów solarnych jedynie Dawntreaderowi mogło się to udać. – Teraz Dagenskyoll wyświetla strukturę ogniw fotoelektrycznych pokrywających skrzydła i korpus aeroplanu, na zdjęciach rzeczywiście migoczą motylo w słońcu. – Przy drugim okrążeniu lecieli już nad Ziemią wyprażoną z całego życia organicznego do zera, na ich wezwania radiowe odpowiadały tylko maszyny, automatyczne systemy lotnisk i wojska. Kiedy po stu siedemdziesięciu siedmiu godzinach Promień zgasł, o tym też mogli wnioskować tylko z informacji wysyłanych przez automaty z drugiej półkuli. Nie nawiązali kontaktu z żadnym transformerem, nie weszli w sieć. Lecieli dalej. Odbywały się na pokładzie Dawntreadera głosowania: lądować czy nie? Wylądować na krótko, uzupełnić zapasy i lecieć dalej, czy poczekać i przekonać się, że Promień naprawdę zgasł? W końcu się podzielili, po dwóch tygodniach część miała dosyć, przyziemili gdzieś na północy Grenlandii, na pasie przy osadzie na lodzie, załadowali wodę i żywność, wysadzili niechętnych – i z powrotem podnieśli się do lotu. – Teraz Dagenskyoll unosi jedno z czterech swych szkieletowo-mozaikowych ramion i wskazuje zenit bezgwiezdnego nieba Tokio. – Nadal lecą, krążą tam nad nami na transoceanicznych wysokościach.
I teraz wszyscy mają już pewność, że to legenda.
Prawdziwy lot Dawntreadera
Podstawy legendy o Dawntreaderze są znacznie mniej romantyczne. Opierając się na archiwach Matternetu, Tribeca przeprowadziła analizę zastosowanych przez ludzi strategii ucieczki w dniu Zagłady. Ludzie uciekali duchem, za pomocą IS3, i uciekali ciałem, za pomocą samolotów. Prawem statystyki, w momencie uderzenia Promienia Śmierci na lotniskach i w ich pobliżu na drugiej półkuli znajdowały się dziesiątki tysięcy osób; do startu gotowały się setki samolotów. Wystarczająco wielu z nich podjęło na czas jedyną sensowną akcję.
Wedle danych zebranych przez Tribekę do takiej równoleżnikowej ucieczki przed Promieniem Śmierci wystartowało co najmniej 27 samolotów pasażerskich, 148 wojskowych oraz kilkaset małych maszyn prywatnych typu Cessna. Całkowita liczba osób tak uciekających nie jest znana. Co najmniej dwa samoloty pasażerskie miały na pokładzie komplet. Były między nimi Boeingi 747 i Airbusy A380.
Najszybciej zakończyła się ucieczka jednostek małych, które po prostu nie były w stanie rozwinąć wystarczająco dużych prędkości. Załogowe maszyny wojskowe utrzymywały się w powietrzu średnio do drugiego tankowania. One przynajmniej mogły tankować w locie, korzystając z dron-cystern. Samoloty pasażerskie musiały lądować, zostać ręcznie podłączone do pomp paliwowych na płycie i wystartować z powrotem, licząc, że wystarczająco długi pas nie został niczym zablokowany; i to wszystko zanim dopędzi ich Południk Śmierci. Tylko trzy liniowce z pasażerami wykonały więcej niż dwa takie udane lądowania, tankowania i starty. Najdłużej utrzymywał się w powietrzu Embraer 190LR, który rozpoczął ucieczkę z lotniska Roissy-Charles-de-Gaulle. Po pięciu okrążeniach globu spadł on do Pacyfiku na wysokości Kamczatki, pomimo zapasu paliwa i czasu (ponad trzech godzin do Południka Śmierci); nie jest znana przyczyna tej katastrofy.
W kilku przypadkach uciekinierzy sabotowali się nawzajem. Zmuszeni nieubłaganą logiką długości równoleżników i topografii lotnisk, konkurowali z sobą o te same zasoby paliwa w tych samych miejscach. Załoga Boeinga 737 Ryanaira zdołała zhackować Matternet dron lotniskowych i użyć ich w atakach kamikaze przeciwko Suchojowi Aerofłotu.
Tribeca dysponuje też dowodami pośrednimi, iż do lotu zdołał się na czas poderwać Air Force One.
Grześ zasiadł przy samej krawędzi tarasu. Jego rekwizytem sentymentalnym jest puszka piwa, budweiser pokryty krzykliwymi znakami katakany kiedy tę puszkę postawisz pionowo na blacie, zaczyna się kiwać i gibać niczym tancerka z hula-hoop. Grześ dzierży puszkę nieruchomo w kilodżulowym uścisku Star Troopera.
Wszyscy jesteśmy gadżetami, myśli. W oddali, na wysokościach czterdziestych pięter, wiatr kolebie oderwanym kablem i co jakiś czas sypią się na ciemne Tokio fontanny elektrycznych iskier. Grześ przez moment zastanawia się, ile prądu w ten sposób wycieka z królewskich elektrowni. Potem myśli o sztucznych ogniach i efektach specjalnych Hollywoodu. Wiatr jest zimny, ale metal nie czuje wiatru. Metal nie czuje niczego.
Tak spędza wieczory, tak spędza noce.
Obcy w obcym kraju. Tym bardziej że wśród transformerów nie ma ani jednego Japończyka, całą Japonię ścięło od razu w momencie uderzenia Promienia; w chwili Zero Azja znajdowała się na półkuli śmierci.
– Anyway.
Inne znane ucieczki przed Promieniem Śmierci
– piesza: przez załogę bazy polarnej Amundsena-Scotta (im bliżej bieguna, tym wolniejszy jest postęp Południka Śmierci);
– podwodna: łódź atomowa USS Austin okrążała biegun północny głęboko pod arktyczną pokrywą lodową;
– orbitalna: Egan Drukke, kosmonauta przebywający akurat na pokładzie stacji ESA, zdołał tak zmienić jej orbitę, by pozostawać tam zasłoniętym przez Ziemię aż do wygaśnięcia Promienia. Po czym próbując samodzielnie wrócić na Ziemię, spłonął w górnej atmosferze.
Druga jest legenda o raju.
– Udało im się. Zrobili to. Na serwerach jednego z wielkich studiów w Kalifornii, wykorzystując