Demony przeszłości. Część druga. Diana Palmer
Читать онлайн книгу.zatrudniłem Gaby. Zresztą, ona będzie zajmowała się sprawami, których ty nie znosisz, jak choćby kontrowersyjnym planem Bio-Ag.
Początek był kiepski, a potem było jeszcze gorzej. Gaby musiała walczyć o każdy strzęp informacji. Harvey prawie zawsze wydawał się wiedzieć, co ona zamierza, i ją ubiegał. Miał nad nią przewagę, bo znał miasto i wszystkich oficjeli. Gaby pozostała kronika policyjna i niewiele więcej. Poza tym zlecano jej rozmaite dodatkowe obowiązki. Musiała przepisywać swoje teksty, pomagać przepracowanej Judy, zajmować się prenumeratą, wysyłką gazet, przyjmować ogłoszenia przez telefon, a nawet w razie potrzeby robić zdjęcia. Przedstawiały na przykład gigantyczne warzywa i wraki samochodów, podczas gdy Harvey fotografował oficjalnych gości przybywających do miasta, królowe piękności i pożary.
– Harvey przyzwyczai się do ciebie – orzekł Bob, kiedy wreszcie po dwóch tygodniach Gaby poskarżyła się szefowi. – Daj mu czas.
– Musi przez cały czas rzucać mi kłody pod nogi? – spytała żałośnie. – Kocham swój zawód, ale w tej sytuacji nie jestem w stanie go wykonywać. Czy nie moglibyśmy ustalić określonego zakresu obowiązków, żebyśmy nie wchodzili sobie w drogę?
– To jest myśl. – Bob uniósł brew.– Okej. Daj mi kilka dni.
Po tej rozmowie naczelny dokonał podziału pracy, co jeszcze bardziej rozeźliło Harveya i zdenerwowało Gaby. Harvey węszył, gdzie mógł, szukając informacji kompromitujących ludzi. Usłyszała kiedyś przypadkowo, jak pytał o jej koneksje z McCayde’ami i o pochodzenie. Wydawał się człowiekiem mściwym i przeczuwała, że przysporzy jej kłopotów.
W domu nie wiodło się Gaby dużo lepiej. Od kiedy Aggie wyjechała, Bowie w tygodniu przebywał w Tucson, a podczas weekendów na ogół wypuszczał się w teren. Początkowo Gaby myślała, że może w ten sposób on przestrzega konwenansów, ale z czasem uświadomiła sobie, że po prostu wrócił do dawnego stylu życia. Zaręczyny nie były dla niego powodem do rezygnacji z przyzwyczajeń, a od czasu opublikowania jej artykułu w „Phoenix Advertiser” odnosił się do niej z chłodnym dystansem. Nie wspominał już o przyszłości, nawet o pierścionku zaręczynowym. Zaczęła myśleć, że Aggie nie pomyliła się co do przyczyn zaproponowania Gaby zaręczyn.
– Jutro wieczorem zbiera się rada miejska – oznajmiła przy kolacji.
– Znowu? – zdziwił się Bowie, wpatrzony w dokument, który akurat czytał.
– Ostatnie zebranie odbyło się miesiąc temu – zauważyła Gaby.
Bowie podniósł głowę i spojrzał jej w twarz. Spostrzegł, że zmizerniała i ma cienie pod oczami. Przez ostatni miesiąc był tak pochłonięty pracą i tak zirytowany przystąpieniem Gaby do wrogiego obozu w sprawie Bio-Ag, że zmuszał się do omijania jej szerokim łukiem. Teraz poczuł się winny. Może oczekiwała czegoś więcej po ich zaręczynach? Tylko raz spróbował się do niej zbliżyć, ale się wycofała, jakby pocałunek jej nie cieszył, tylko wzbudził obawy. Nie zapomniał stwierdzenia Aggie, że Gaby jest nim tylko zauroczona i nic więcej. Niewykluczone, że matka miała rację. Próbował wybadać, czy narzeczonej rzeczywiście na nim zależy, ale mu się nie udało. Oddanie się pracy, brak lojalności wobec niego w sprawie Bio-Ag, powściągliwość w kwestii fizycznej bliskości doprowadzały go do wściekłości. Odsunął się od Gaby, czego teraz żałował, bo naprawdę nie chciał jej zranić . Poza tym przypomniał sobie, iż nie kupił jej pierścionka.
– Zaniedbywałem cię – powiedział.
– Tak. Domyśliłam się, że coś cię gnębi.
– Wiele spraw, kotku. – Bowie odchylił się w krześle. – Włącznie z twoimi artykułami na temat projektu agrarnego. Rzeczywiście uważasz, że są bezstronne?
– Przyznaję, że mogą się wydawać tendencyjne, ale muszę omówić tę sprawę z różnych stron i pokazać rozmaite punkty widzenia.
– A ja wciąż uważam, że jest coś niezbyt uczciwego w tym przedsięwzięciu. Zbyt wiele punktów pozostaje niewyjaśnionych.
– Nie jestem ślepa. Ja też zauważyłam pewne luki i pominięcia. Nie zamierzam ich ignorować, ale jako dziennikarka nie powinnam zajmować stanowiska, nawet gdybym chciała. Mam zobowiązania wobec gazety i własnego sumienia w sprawach, o których piszę. Jeśli zawiodę i skrzywdzę ludzi, będę musiała żyć z poczuciem winy. Zamierzam zgłębiać tę sprawę, na ile będzie to możliwe, i tak szybko, jak się da. Jeśli odkryję coś podejrzanego w tym przedsięwzięciu, to natychmiast o tym napiszę. Tego oczekuje ode mnie Bob Chalmers. Wiem, że go nie lubisz, ale jest dobrym redaktorem.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.