Ostatnia wdowa. Karin Slaughter
Читать онлайн книгу.– To lekarz ze Szpitala Dziecięcego. Uważają, że złamanie kręgów szyjnych nastąpiło po wypadku. Zamachowcy nie chcieli zostawić żadnych świadków. Złe miejsce, zły moment.
Faith pomyślała o tym, że ten wypadek nie należał do żadnego planu, tylko zdarzył się przypadkowo. Nieszczęsny lekarz pewnie marzył o tym, by położyć się we własnym łóżku, kiedy furgonetka nie zdążyła wyhamować i uderzyła w tył jego auta.
– Studenci są wywożeni autobusami. – Amanda wskazała kolejkę młodych ludzi z plecakami i walizkami. W białych namiotach odbywała się wstępna ocena stanu pacjentów. Umundurowani stróże prawa kłębili się na betonowym pobojowisku. Strażacy i cywile usuwali gruz, podając sobie wiadra z rąk do rąk.
Maggie zwróciła się do Amandy:
– Konferencja prasowa za piętnaście minut. Chcesz tam być?
– Nie, ale przygotuję komunikat. – Amanda wyjęła notes i zaczę-ła pisać.
Helikopter zbliżał się do lądowiska, a Faith usiłowała zorientować się w terenie. Znajdowali się nad miejscem zwanym Clifton Corridor. Zniszczony przez bomby parking był usytuowany naprzeciwko szpitala po drugiej stronie ulicy, za trzema budynkami kliniki i Centrum Leczenia Nowotworów, przecznicę od Szpitala Dziecięcego. Jeszcze dalej od akademików i bibliotek po drugiej stronie Clifton.
Spośród wszystkich miejsc, gdzie terroryści mogli zdetonować bomby, piętrowy parking gwarantował najmniejsze straty. Zabili kilkanaścioro ludzi, ale mogli zabić o wiele więcej.
To nie była eskalacja.
Śmigłowiec wylądował twardo. Faith odbiła się od siedzenia.
– Naprzód! – krzyknął dowódca oddziału SWAT.
Wyskakiwali szybko, by maszyna zwolniła miejsce następnej karetce lotniczego pogotowia. Faith wyskoczyła z pomocą sanitariusza. Pobiegli do budynku. Drzwi wyjściowe na dach były już otwarte. Na noszach leżał pacjent przypięty pasami. Czekał na następny helikopter. Antyterroryści popędzili schodami w dół z dłońmi zaciśniętymi na kolbach karabinów.
Oczy Faith łzawiły tak bardzo, że ledwie widziała. Zakasłała. Powietrze było tak gęste, że można je było jeść. Wolała nie wiedzieć, czym oddycha. Zmrużyła oczy, skupiła wzrok na plecach granatowego żakietu Amandy i ruszyła za nią po schodach.
Piętro niżej powietrze było już czystsze. Schodziły bez zatrzymywania. Rąbkiem bluzki Faith przetarła oczy. Maggie rozmawiała już przez telefon satelitarny. Było jak przedtem. Zbiegając, rzucała przez ramię krótkie komunikaty:
– Facet, którego Will zastrzelił na miejscu wypadku. Sprawdzili jego odciski palców. Nie ma go w bazie danych. – Przerwała, by posłuchać rozmówcy. – Telefon Roberta Hurleya jest wyczyszczony. Dzwonił tylko na jeden numer. Telefon na kartę. Próbują go namierzyć.
Odsunęły się, by zrobić miejsce biegnącym po schodach sanitariuszom.
– Moi ludzie prędzej zdobędą nakaz. My zajmiemy się papierami – powiedziała Amanda.
– Dobrze – odparła Maggie, pokonując kolejne półpiętro. – Zwrócę się do Murphy’ego. Nie mogę niczego obiecać.
– Ja też nie. – W głosie Amandy znowu dało się słyszeć wściekłość. Oddychała ciężko. Obcasy wysokich butów stukały donośnie o każdy stopień.
Faith spojrzała na zegarek.
Godzina 14:17.
Informacja o eksplozjach powinna już być w wiadomościach. Evelyn założy, że Faith działa z Amandą. Zadzwoni do Jeremy’ego i powie mu, że rozmawiała z Faith i wszystko jest w porządku. Potem, zajmując się Emmą, złamie zasadę iPada i uda, że to raczej zabawka niż odwracacz uwagi. Matka Faith była policjantką przez trzydzieści lat i wiedziała, jak okłamywać rodzinę.
Faith zakręciła na kolejnym półpiętrze. Teraz przeskakiwała po dwa schody. Dotarły do drugiego piętra. Sierżant policji przytrzymywał im drzwi.
– Lekarz nie mógł czekać. Powiedział, żeby go znaleźć, kiedy tu dotrzecie – zwrócił się do Maggie.
– Znajdź go. – Maggie zamachała rękę. – I mów.
Sierżant w kilku podskokach zrównał się z nimi i zaczął relacjonować:
– Zostawili kulę w nodze Hurleya. Tak jest bezpieczniej. Muszą mu zadrutować szczękę, ale przed nim są jeszcze pacjenci w poważniejszym stanie. Szóste piętro zostało opróżnione, Hurleya dobrze pilnujemy. Nikt się nie opierdala. Ups, przepraszam panią.
– Tak trzymać, sierżancie – odparła Maggie. – Nie opierdalajcie się.
Czy Hurley jest przytomny?
– Budzi się i zasypia. Odmówił przyjmowania środków przeciwbó-lowych, kiedy przenieśli go z izby przyjęć.
– Nie chce się z czymś wygadać – zauważyła Amanda i zwróciła się do sierżanta: – Dopilnujcie, żeby jego szczęka nadal miała niski priorytet. Niech go boli, wtedy szybciej zacznie mówić. A on musi mówić. Ma być w pokoju sam. Nie może spoglądać w okno. I nie dawajcie mu wody.
Sierżant zerknął na Maggie, która skinęła głową na znak aprobaty.
– Weź to. – Amanda wyrwała kartkę z notesu. – Przekaż dziennikarzom, że to oficjalne stanowisko GBI. I przeczytaj słowo w słowo.
– Rozumiem. – Maggie wymieniła papier na swój telefon satelitarny. – Jeśli będziesz mnie potrzebować, znajdź jednego z moich ludzi.
Powodzenia.
Amanda ruszyła korytarzem, wołając do Faith:
– Jeszcze jedno piętro. Chcę porozmawiać z pielęgniarką.
Chodziło o Lydię Ortiz. Faith usłyszała o niej w helikopterze. Ortiz rozpoznała Michelle Spivey na oddziale pooperacyjnym i wezwała ochronę, ale zanim ochroniarze dotarli, rozpętało się piekło.
– Tędy. – Amanda minęła windę oraz bliższe schody, na których pracowali technicy kryminalistyczni poszukujący śladów.
Robert Jacob Hurley wyciągnął Michelle Spivey z sali pooperacyjnej na trzecim piętrze. Na schodach na drugim piętrze dołączył do wspólników. Kiedy schodzili na parter, natknęli się na dwóch policjantów, którzy zareagowali na sygnał SOS wysłany przez Lydię Ortiz. Obaj zginęli od strzałów w głowę. Przed budynkiem czekała na nich zastępczyni szeryfa. Dostała postrzał w klatkę piersiową, kiedy zamachowcy biegli do srebrnego chevroleta malibu. Udało jej się jeszcze zranić Hurleya w nogę, a jego wspólnika w ramię, zanim Hurley odwrócił się i strzelił jej w twarz.
Faith otworzyła drzwi.
– Zdetonowali bomby na parkingu, kiedy odjeżdżali – powiedziała.
– Zgadza się – potwierdziła Amanda.
– Jak Novak. On zawsze podkładał bomby dla odwrócenia uwagi, a nie jako środek prowadzący do celu – zauważyła Faith.
– Zuch dziewczyna. Trochę to trwało, ale konkluzja słuszna.
Amanda pośpieszyła schodami na górę i dotarły do sali pooperacyjnej na trzecim piętrze. Zobaczyły rzędy mobilnych łóżek oddzielonych od siebie zasłonami, stanowisko pielęgniarki, wyraźnie oznakowaną łazienkę i maszynę do lodu. W sali byli tylko trzej technicy kryminalistyczni i jeden policjant. Łóżko w drugiej zatoczce okalała żółta taśma policyjna. Na podłodze widniały ślady krwi prowadzące w stronę drugich schodów.
Amanda pokazała identyfikator stojącemu przy drzwiach policjantowi, a Faith wpisała ją i siebie