Przyjemność. Alexander Lowen
Читать онлайн книгу.wolno”. Dla wyznawców tej prawdy człowiek zachowujący powściągliwość to renegat. Nie tylko tłumi ich entuzjazm, lecz także podważa ich podstawowe założenie. W podobny sposób purytanie podejrzewali miłośnika zabaw o to, że oddaje hołd Szatanowi. Diabeł trzyma w ręku wszystkie przyjemności – mogliby powiedzieć – więc moce piekielne są niewątpliwie obecne w naszym życiu. Prawdziwa zabawa przyczynia się wielce do radości życia. Jeśli jednak nie chcemy wspierać diabła, to nie mamy prawa przyjąć zasady „wszystko wolno” jako obowiązującej reguły.
Zobaczyliśmy już, że przyjemność jest zasadniczym składnikiem zabawy, ale nie wszystko, co uchodzi za zabawę, bywa przyjemne. Szczęście również się wiąże z przyjemnością. W następnym punkcie zbadamy, czym jest szczęście i jaki jest wzajemny stosunek tych dwóch pojęć.
Dzieciństwo powszechnie uchodzi za najszczęśliwszy okres w życiu człowieka. Same dzieci nie uświadamiają sobie, że są szczęśliwe. Jeśli zapytasz małego chłopca: „Czy jesteś szczęśliwy?”, to będzie miał trudności z udzieleniem odpowiedzi. Wątpię, czy w ogóle wie, co to słowo znaczy. Natomiast z pewnością będzie umiał ci powiedzieć, czy dobrze się bawi, czy też nie. Dorośli mają skłonność do postrzegania swoich wczesnych lat jako szczęśliwych, gdyż w retrospekcji jawią się one jako beztroskie, wolne od zmartwień i kłopotów, obciążających nasz wiek dojrzały. Lecz przeszłość, tak jak i przyszłość, jest marzeniem. Tylko chwila bieżąca jest rzeczywistością.
Czy szczęście to marzenie o przeszłości lub przyszłości? Czy jest tylko marzeniem, czy też należy do rzeczywistości? Czy istnieją ludzie naprawdę szczęśliwi? To pytania, na które nie potrafię uczciwie odpowiedzieć. Może doznawać szczęścia człowiek poświęcający swe życie wyższej idei. Na przykład zakonnica wypełniająca bożą wolę, tak jak sama ją rozumie, mogłaby z przekonaniem oświadczyć: „Jestem szczęśliwa”. Jej życie przypomina jednak pod wieloma względami egzystencję dziecka. Pozostając pod opieką matki przełożonej, nie ponosi odpowiedzialności, która jest udziałem każdej dojrzałej osoby w świecie zewnętrznym. Obrzęd konsekracji uwalnia ją od wszelkich osobistych lęków i oczyszcza jej umysł, by mogła w pełni oddać się kontemplowaniu bożego majestatu. Jej położenie jest wyjątkowe i oderwane od rzeczywistości w porównaniu z sytuacją przeciętnej kobiety.
Konfucjusz jakoby powiedział, że nie potrafi być szczęśliwy, dopóki chociaż jedna istota ludzka cierpi. Cierpiąca jednostka była chmurą na jego niebie, zaćmiewającą błogie poczucie doskonałości. Jeśli doskonałość uznamy za kryterium szczęścia, to szczęście jest marzeniem, które nigdy nie może się w pełni ziścić. Może być jednak celem naszych wysiłków. Wszyscy dążymy do doskonałości, nawet jeśli zdajemy sobie sprawę, że jest to nieosiągalny ideał. Deklaracja Niepodległości gwarantowała wszystkim obywatelom prawo do życia, wolności i poszukiwania szczęścia. Nie twierdziła natomiast, i słusznie, że szczęście jest czymś więcej niż godnym zachodu celem.
Zdarzało mi się słyszeć ludzi wykrzykujących: „Jestem taki szczęśliwy!”, kiedy zaszło jakieś pomyślne dla nich zdarzenie. I nie miałem wątpliwości, że mówią szczerze. Zakończenie wojny wietnamskiej uszczęśliwiło wiele osób. Na jak długo? Na tak długo, jak długo trwał nastrój euforii wywołany przez to wydarzenie. Pamiętam świętowanie końca drugiej wojny światowej. Na dzień, dwa, w niektórych przypadkach na dłużej, ludzki duch wzbił się na wyżyny, gdyż spadło z naszych ramion nieznośne brzemię toczącej się walki, a serca przestała obciążać świadomość tragedii. Niewiele jednak minęło czasu, gdy inne konflikty zaabsorbowały naszą uwagę i nowe kłopoty zaciążyły nam na sercach. Szczęście było prawdziwe, ale krótkotrwałe.
Pewien monarcha Wschodu zauważył kiedyś: „Przez ponad trzydzieści lat czyniłem wszystko, na co miałem ochotę, spełniano każdą moją zachciankę, ale przez wszystkie te lata znalazłoby się zaledwie parę chwil, w których byłem szczęśliwy”. Jeśli potężny władca nie jest zdolny osiągnąć szczęścia, jakże trudne musi to być dla zwykłego człowieka! Nie zgadzam się jednak z tezą Lobsenza, iż przeznaczeniem człowieka nie jest szczęście. Nie wiem, jakie jest nasze przeznaczenie. Zaryzykuję twierdzenie, że szczęście to uczucie pojawiające się w szczególnych sytuacjach i znikające, gdy sytuacja się zmienia.
Powrót syna z wojny to szczęśliwe wydarzenie dla jego matki. Wcześniej mogła często mawiać: „Byłabym szczęśliwa, gdyby John był już z nami”. Jego przybycie przepełnia ją uczuciem szczęścia i może wtedy powiedzieć: „Jestem taka szczęśliwa!”. W rzeczywistości jednak ma na myśli: „Jestem taka szczęśliwa, że John wrócił!”. W tym samym czasie może być nieszczęśliwa z tego powodu, że drugi syn wciąż jest na froncie albo że mąż jest ciężko chory, albo… Uczucie szczęścia wiąże się z określoną sytuacją, nie odzwierciedla całości jej życiowej kondycji.
Jeśli ktoś mówi: „Jestem szczęśliwy”, to nasuwa się pytanie: „Dlaczego? Czy wygrałeś na loterii?”. Przyjmujemy automatycznie założenie, że człowiek jest szczęśliwy z jakiegoś powodu. Nie jesteśmy tak naiwni, by wierzyć, że można być szczęśliwym bez żadnej przyczyny. Źródłem szczęścia jest zawsze uniknięcie tragedii albo uśmiech losu, finansowy czy inny. Dobrym powodem jest każdy fakt, który wprawia nas w uniesienie, choćby na chwilę. Doznanie szczęścia pojawia się, kiedy wznosimy się ponad własne ja. Staje się to jasne, gdy rozważymy uczucia szczęśliwego kochanka. Człowiek, który się zakocha, chodzi z głową w chmurach, a jego stopy, zdawałoby się, nie dotykają ziemi. Wykracza nie tylko poza własną osobę, wykracza poza ten świat. Na jakiś czas zrzuca z siebie całą materialną doczesność lub odgradza się od niej kokonem niczym poczwarka motyla. Czuje się uwolniony od wszelkich problemów obciążających dotąd jego ego i ta właśnie ulga stanowi bazę dla uczucia szczęścia.
Koncepcja ulgi implikuje wcześniejsze obciążenie, co znaczy, że szczęście jest uwolnieniem od nieszczęścia. Jeśli jakaś szczególna sytuacja sprawia, że czujemy się nieszczęśliwi, zmiana tej sytuacji będzie postrzegana jako szczęście. Ponieważ ciążyła nam wojna wietnamska, byliśmy szczęśliwi, kiedy się skończyła. Człowiek cierpiący z powodu kłopotów finansowych będzie uszczęśliwiony, dowiadując się, że odziedziczył pokaźny majątek. Jeśli przyjmiemy, że dążenie do szczęścia jest czymś powszechnym, to staje się jasne, że większości istot ludzkich ciążą kłopoty pogarszające stan ich ducha. Ludzie potrafią wyobrazić sobie przyszłość, w której owe kłopoty znikają. Ten obraz to ich marzenie o szczęściu. Kto nie marzy, ten nie może wiedzieć, czym jest szczęście.
Kiedy niepomyślna sytuacja się zmienia, jest to tak, jakby ziściły się marzenia. Nastrój euforii, który nas wówczas ogarnia, przypomina nieco sen na jawie. Nieraz trudno nam uwierzyć, że stało się to naprawdę, tak silne jest podobieństwo naszych odczuć do snu. Człowiek doznający szczególnie intensywnego szczęścia mówi czasem: „To niemożliwe, to musi być sen!”. Podniecony ponad miarę umysł traci swoje normalne poczucie rzeczywistości. „Obejmij mnie jeszcze raz – prosi uszczęśliwiona matka. – Nie mogę uwierzyć, że jesteś tu naprawdę”. Ktoś inny się uszczypnie, żeby się upewnić, że nie śni. I podobnie jak sen, szczęście wkrótce się rozwiewa, pozostając tylko wspomnieniem. Euforia szybko się ulatnia, gdyż wyzwania i problemy codziennego życia domagają się swojego miejsca w umyśle.
Szczęście i radość należą do kategorii doświadczeń transcendentnych. W obu przypadkach poczucie rzeczywistości ulega zakwestionowaniu. W obu ludzki duch radośnie się uwalnia od codziennych obciążeń. Niestety, wszelkie doświadczenia transcendentne są ograniczone w czasie. Duch nie jest i nie może zostać uwolniony na stałe. Wraca do ciała, swej fizycznej siedziby, tego więzienia dla ludzkiego ja, gdzie ponownie się poddaje władzy realistycznie nastrojonego ego.
Wszyscy żywimy