Matki i córki. Ałbena Grabowska

Читать онлайн книгу.

Matki i córki - Ałbena Grabowska


Скачать книгу
wiadomość, że to koniec. Nie odpuścił, przyszedł i znów się kochaliśmy. Ja to zrobiłam z uprzejmości, żeby otrzymał tę ostatnią pamiątkę po mnie. Dla niego to był znak, że tak naprawdę nie chciałam z nim zerwać. Słowa jednakowoż dotrzymał i wysłał mi pewne materiały związane z moją rodziną. I choć nie miałam pewności, czy nazwiska się zgadzają, przyjęłam tę małą cząstkę tożsamości i włożyłam głęboko do komórek swojego ciała. Zrobiło mi się znacznie lepiej. Przez krótki czas czułam się bardziej kompletna.

      MAGDALENA

      – To czym się zajmujesz? – spytał.

      – Pracuję w bibliotece – wyjaśniłam.

      – Dlatego że lubisz czytać? – drążył.

      Spacerowaliśmy, trzymając się za ręce. Minęliśmy pomnik Chopina i poszliśmy dalej, chociaż ja chciałam się zatrzymać, ponieważ jakiś pianista pięknie grał Chopina.

      – Bo lubię czytać i lubię spokój. Poza tym skończyłam bibliotekoznawstwo.

      – No tak. W bibliotece jest cisza i nie można rozmawiać.

      Roześmiałam się. Myślał stereotypami. To było urocze, chociaż świadczyło o tym, że nie czyta książek.

      – W czytelni obowiązuje cisza. W bibliotece można rozmawiać. Ludzie pytają o to, jakie książki polecam. Rozmawiamy.

      Miałam kieszeń pełną orzechów, które zabrałam z domu po kryjomu, bo ani mamie, ani babci nie powiedziałam, dokąd się wybieram. Skłamałam, że idę ze swoją przyjaciółką Bożeną do filharmonii na poranek symfoniczny. Bożena kochała koncerty i chodziła do filharmonii regularnie. Prawdziwa ekscentryczka.

      – Basia, basia, basia… – Pokazałam orzech wiewiórce, a potem położyłam na ścieżce.

      – Dlaczego na wiewiórki woła się „Basia”? – spytał.

      Rudzielec zabrał orzeszek i uciekł na drzewo schować prezent do dziupli.

      – Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami.

      Znów zapadło milczenie.

      – Skoro poszliśmy na spacer, tak jak chciałaś, to teraz wybierzesz się ze mną na dyskotekę?

      Lubiłam zabawy taneczne w szkole, chodziłam na prywatki na studiach. Bardzo chętnie poszłabym na dyskotekę. Tylko czy nie wolałabym z Bożeną? Z przyjaciółką, która na równi z Beethovenem kochała big-beat? Z Bożeną czułam się bezpiecznie. Przyprowadzała chłopaków, nierzadko też dla mnie. To byli „bezpieczni” chłopcy. Bawiliśmy się, tańczyliśmy, potem odprowadzali nas do domu. Firanka w pokoju babci falowała, chociaż światło było zgaszone, dlatego pozwalałam się pocałować w policzek. Tylko w policzek. Potem mówiłam bezgłośnie „pa” i wchodziłam do domu, w progu zdejmując buty. Rano żadna z nich nie pytała, jak się bawiłam. Obydwie wiedziały, że to nic poważnego.

      – Pójdę. – Kiwnęłam głową. – Tylko zabrałabym koleżankę.

      – Świetnie – zgodził się bez oporów. – Zabierz koleżankę. Ja przyprowadzę kumpla.

      A potem odwrócił mnie w swoją stronę, wziął moją twarz w dłonie i pocałował. Nie oddałam pocałunku, ale go nie odepchnęłam. Potem żałowałam, bo usta miał miękkie i ciepłe. Nie przejął się tym.

      – Nie spytałam, co robisz. – Udałam, że buziak nie zrobił na mnie wrażenia.

      – Gdzie robię?

      – W życiu. Co robisz?

      – U prywaciarza. Mechanik samochodowy – wyznał dumnie. – Ale kiedyś będę miał swój zakład i dla nikogo nie będę robił. Jakby ci samochód nawalił, to wal jak w dym.

      W jednej chwili przestał wydawać mi się taki przystojny. Samochodziarz, który mówi, żebym „waliła jak w dym”.

      – Nie mamy samochodu – wyjaśniłam niechętnie.

      – Inteligencja? – spytał całkiem serio.

      – Inteligencja – potwierdziłam. – Jesteś w ogóle z Warszawy?

      Żałowałam, że się z nim umówiłam.

      – Inteligencja pracująca – powiedział. – Zarabia dwa i pół tysiąca. A dla reszty hołoty tysiąc sto złotych.

      Po czym splunął na ścieżkę, płosząc wiewiórkę. I ponownie odwrócił mnie do siebie i pocałował. Tym razem mocniej, bardziej natarczywie. Znów stałam sztywna niczym kołek, chociaż nie zacisnęłam warg jak poprzednio.

      – Taka z ciebie sanacyjna lala, nie? Pewnie tatuś walczył w powstaniu, a mamusia sanitariuszka?

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

      1

      Paweł Kochański (1887–1934) – jeden z najwybitniejszych polskich skrzypków okresu międzywojennego. Grał na stradivariusie na największych scenach świata. Jego gra inspirowała takich kompozytorów jak Prokofiew, Strawiński czy Szymanowski, który jemu zadedykował swoje największe arcydzieła.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEAAAAAAAD/4QC6RXhpZgAATU0AKgAAAAgAAYdpAAQAAAABAAAAGgAAAAAAAZKGAAcAAACGAAAALAAAAABVTklDT0RFAABKAFAARQBHACAARQBuAGMAbwBkAGUAcgAgAEMAbwBwAHkAcgBpAGcAaAB0ACAAMQA5ADkAOAAsACAASgBhAG0AZQBzACAAUgAuACAAVwBlAGUAawBzACAAYQBuAGQAIABCAGkAbwBFAGwAZQBjAHQAcgBvAE0AZQBjAGgALv/+AEJKUEVHIEVuY29kZXIgQ29weXJpZ2h0IDE5OTgsIEphbWVzIFIuIFdlZWtzIGFuZCBCaW9FbGVjdHJvTWVjaC4A/9sAQwAEAgMDAwIEAwMDBAQEBAUJBgUFBQULCAgGCQ0LDQ0NCwwMDhAUEQ4PEw8MDBIYEhMVFhcXFw4RGRsZFhoUFhcW/9sAQwEEBAQFBQUKBgYKFg8MDxYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYW/8AAEQgE3QMgAwEiAAIRAQMRAf/EAB8AAAEFAQEBAQEBAAAAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKC//EALUQAAIBAwMCBAMFBQQEAAABfQECAwAEEQUSITFBBhNRYQcicRQygZGhCCNCscEVUtHwJDNicoIJChYXGBkaJSYnKCkqNDU2Nzg5OkNERUZHSElKU1RVVldYWVpjZGVmZ2hpanN0dXZ3eHl6g4SFhoeIiYqSk5SVlpeYmZqio6Slpqeoqaqys7S1tre4ubrCw8TFxsfIycrS09TV1tfY2drh4uPk5ebn6Onq8fLz9PX29/j5+v/EAB8BAAMBAQEBAQEBAQEAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKC//EALURAAIBAgQEAwQHBQQEAAECdwABAgMRBAUhMQYSQVEHYXETIjKBCBRCkaGxwQkjM1LwFWJy0QoWJDThJfEXGBkaJicoKSo1Njc4OTpDREVGR0hJSlNUVVZXWFlaY2RlZmdoaWpzdHV2d3h5eoKDhIWGh4iJipKTlJWWl5iZmqKjpKWmp6ipqrKztLW2t7i5usLDxMXGx8jJytLT1NXW19jZ2uLj5OXm5+jp6vLz9PX29/j5+v/aAAwDAQACEQMRAD8A+/MGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaM
Скачать книгу