Najmilszy prezent. Agnieszka Krawczyk

Читать онлайн книгу.

Najmilszy prezent - Agnieszka Krawczyk


Скачать книгу
o kamień. Tam, nad strumieniem. – Zrobiła ruch głową. – Za domem pani Flory. Chciałam złapać żabę. Pobiegłyśmy razem z Figą, moim psem, ona zaczęła szczekać, wystraszyła żabę, a potem się poślizgnęłam.

      – Ach tak. I co, złapałaś żabę? Czy zamiast niej zająca? – zażartował doktor.

      Dziewczynka z powagą pokręciła głową.

      – Ani żaby, ani zająca. Zresztą żadnego zająca tam nie było.

      – Zrozumiałe. Uciekł razem z żabą. A ty masz siniaka.

      – Właśnie. Można to jakoś wyleczyć?

      – Zasadniczo siniak goi się sam. Warto przykładać zimne okłady, żeby się szybciej zmniejszył, albo posmarować specjalną maścią na stłuczenia.

      – Oj, to dobrze. A pan ma taką maść? – zainteresowała się dziewczynka.

      – Można ją kupić w każdej aptece. Poproś mamę, żeby zapytała o coś z arniką lub kasztanowcem.

      – Wspaniale! – Dziewczynka klasnęła w dłonie. – Proszę mi to zapisać, bo nie zapamiętam.

      Paweł westchnął ciężko. Nie chciało mu się wracać do domu i szukać notatnika. Z drugiej strony jego mała sąsiadka oczekiwała pomocy.

      – Zaczekaj tu i popilnuj mi roweru – polecił więc. – Zaraz ci przyniosę karteczkę.

      Odstawił rower, ponownie otworzył furtkę, a potem drzwi wejściowe.

      Już w korytarzu zaczął przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu długopisu. Nie znalazł go, więc poszedł dalej do kuchni, a wreszcie do salonu, w którym oddawał się ulubionemu zajęciu, czyli grze na gitarze.

      – Ojej! – Usłyszał niespodziewanie głos małej. – Pan ma zespół! Jak mój brat.

      – Prosiłem, żebyś pilnowała mojego roweru – zauważył z lekką przyganą.

      – Figa go pilnuje. To dzielny pies, obrończy – wyjaśniła niefrasobliwie mała.

      Doktor nie był przekonany, czy na pewno to wystarczy, ale postanowił nie drążyć tematu:

      – Twój brat gra na jakimś instrumencie? – powrócił do poprzedniego wątku. – Ile on ma lat?

      – W ogóle nie ma. – Dziewczynka, zafascynowana gitarą, podeszła, żeby dotknąć strun.

      – Nie ruszaj. – Paweł jak każdy właściciel instrumentu był przewrażliwiony na punkcie jego bezpieczeństwa.

      – Nic nie zrobię – zapewniła. – Nie zepsuję.

      Zaruski nie był taki pewny, bo wyglądało na to, że mała chce szarpnąć struny.

      – No to co z tym bratem? W jakim jest wieku?

      – Ma trzy miesiące. – Dziewczynka obeszła gitarę dookoła. – I kabel jest? – zdumiała się. – Po co? To jakaś nieprawdziwa gitara?

      – Prawdziwa. Czemu miałaby być nieprawdziwa?

      – W naszej zerówce jedna z pań ma gitarę i gra na niej, a my tańczymy i śpiewamy. Ale tamta jej inna. Nie ma kabla.

      – Bo gitara twojej pani jest akustyczna, a ta elektryczna – wyjaśnił.

      – Aha. I co? Prąd płynie tym kablem? I co robi? Czajnik ma taki kabel, ale w czajniku gotuje się woda. Tu się nic nie gotuje. I odkurzacz ma kabel…

      – Mnóstwo rzeczy ma kable – przerwał te rozważania Paweł. – Kabel w gitarze służy do wzmocnienia dźwięku.

      – No rozumiem. Pokaże pan? – spytała bezpośrednio.

      – Co mam pokazać? – Nie wiedział, jak ma zareagować.

      – No jak pan na tym gra.

      Wyjaśniła to takim tonem, jakby mówiła do nierozgarniętego dziecka, czym rozbawiła Pawła. Wziął do ręki gitarę, podstroił ją, a potem wydobył kilka dźwięków.

      – Nieźle – oceniła. – Ale moja pani gra lepiej. Umie pan piosenkę Kolorowe słowa?

      Nie znał tego repertuaru i dziewczynka nie kryła rozczarowania.

      – A twój brat? Ten mały? – wrócił do tematu. – Wspomniałaś, że ma jakiś zespół.

      – Zgadza się. Mama tak mówiła. Że się od razu z nim urodził – wyjaśniła, wciąż przypatrując się gitarze.

      – Ach, tak – domyślnie stwierdził doktor. – A mama mówiła ci, jak się ten zespół nazywa? Może Zespół Downa?

      Dziewczynka rozpromieniła się.

      – Skąd pan wie? Pewnie to jakiś znany, co?

      – Tak, tylko że głównie w kręgach medycznych… – Uśmiechnął się blado.

      Mała rozejrzała się po salonie i dodała rezolutnie:

      – To widać. Skoro tylu doktorów gra…

      – No właśnie. Jak ty właściwie masz na imię? – spytał Paweł z nagłym zaciekawieniem.

      – Nela – odparła dziewczynka.

      – Wiesz co, Nelka? Przypomniałem sobie, że mam chyba w domu tę maść z kasztanowcem. Posmarujemy nogę, dobrze?

      – Jasne! – Dziewczynka podwinęła nogawkę i ponownie zademonstrowała siniak w całej okazałości.

      Paweł poszedł do kuchni i przeszukał domową apteczkę. Maść znalazła się w pudełku ze środkami na oparzenia i komary.

      Wrócił do salonu, gdzie Nela przez cały czas oglądała gitarę.

      – Chciałabyś się nauczyć grać? – skapitulował medyk.

      – A pewnie! – wybuchnęła entuzjazmem. – Teraz?

      – Teraz to ja chciałem się wybrać na przejażdżkę rowerową – westchnął, smarując grubszą warstwą maści podstawioną w tym celu nogę.

      – Ekstra! – zawołała z niemniejszym entuzjazmem. – Na rowerze też mnie pan może nauczyć?

      – Nie umiesz jeździć? – zdumiał się.

      – Nie. Tata miał mnie uczyć, ale on wyjechał i chyba już nie wróci…

      – Jak to? – zainteresował się mało dyskretnie Paweł.

      – Mama mówiła, że może wróci, ale ja wiem, że nie. Bo zabrał wszystkie rzeczy, a mamusia tak płakała…

      – Hmm… – Paweł mruknął zakłopotany. Nie wiedział, jak przerwać tę szczerą relację dziecka. Nie był wcale pewny, czy matka dziewczynki życzyłaby sobie takich zwierzeń.

      Skończył nakładać maść, a potem zaprosił Nelę przed dom. Rower nadal stał na swoim miejscu, co doskonale świadczyło o tej ulicy. Być może była to jednak zasługa Figi, która szczeknęła ostrzegawczo, gdy tylko wyszli.

      Dziewczynka dotknęła kierownicy.

      – Jaki fajny. Kiedy zacznie mnie pan uczyć?

      – A kiedy masz czas? Chyba powinnaś spytać mamy? A może to ja powinienem? – Zamyślił się. Choć początkowo zamierzał się z humorem wywinąć z całej tej historii, teraz zrobiło mu się żal tej małej, jej matki i brata. Nie można być tak egocentrycznym. Potem ludzie dziwią się, skąd na świecie tyle znieczulicy – pomyślał. Należy wznieść się ponad swoje obawy i uprzedzenia i wyciągnąć pomocną dłoń, bo tak się właśnie zaczyna zmienianie świata. Od siebie.

      Te myśli bardzo


Скачать книгу