Pogrzebani. Jeffery Deaver

Читать онлайн книгу.

Pogrzebani - Jeffery  Deaver


Скачать книгу
Ale nie toleruje u innych błędów – jeżeli chodzi o fakty i oceny. Uważaj, żeby go nie rozzłościć. – Ściszyła głos. – Widziałeś książeczkę, którą nosi w kieszeni? W skórzanej oprawie?

      – Tak.

      – Nigdy się z nią nie rozstaje. Mówią, że to notes i że zapisuje w nim nazwiska ludzi, którzy mu się sprzeciwili albo są nieudolni i mogą zagrozić jego przyszłości.

      Ercole przypomniał sobie, że niedawno w telewizji RAI oglądał rozmowę z prokuratorem, który gładko odpowiadał na pytania o swoje plany dotyczące kariery politycznej.

      – Właśnie sobie coś zanotował, tuż przed wyjściem!

      Zrobiła niepewną minę.

      – Może to tylko zbieg okoliczności. – Jej piękne niebieskie oczy przyjrzały się jego twarzy. – W każdym razie uważaj.

      – Będę uważał. Dziękuję. Jesteś bardzo miła i…

      – Ercole! – krzyknął czyjś głos w głębi korytarza.

      Odwrócił się zaskoczony i ujrzał inspektora Massima Rossiego, który wybiegł z pokoju operacyjnego. Niezwykłe poruszenie jak na kogoś sprawiającego wrażenie niezwykle spokojnego człowieka.

      Czyżby Policja Pocztowa zawiadomiła go, że Kompozytor zamieścił wideo w sieci?

      Czyżby ktoś znalazł ciało Libijczyka?

      – Przepraszam. – Odwrócił się od Danieli.

      – Ercole.

      Przystanął i spojrzał na nią przez ramię.

      Pokazywała na podłogę. Upuścił ręczniki.

      – Och. – Pochylił się, chwycił rolkę i pędem ruszył przez korytarz w stronę Rossiego.

      – Wygląda na to, że przyszły z Ameryki informacje, o które prosiłeś – oznajmił mu inspektor.

      Twarz Rossiego zdradzała jeszcze większe wzburzenie niż przed chwilą.

      – Czy to dla nas zła wiadomość, panie inspektorze?

      – Z pewnością. Chodź ze mną.

      ROZDZIAŁ 14

      Lincoln Rhyme rozejrzał się po odrapanym holu komendy głównej neapolitańskiej policji.

      Chociaż był tu pierwszy raz, budynek wyglądał nadzwyczaj znajomo; policyjnego rzemiosła nie trzeba tłumaczyć.

      Bez przerwy wchodzili i wychodzili funkcjonariusze odziani w mundury w kilku – nie, raczej w wielu przeróżnych stylach, na ogół bardziej eleganckich i dostojnych niż ich amerykańskie odpowiedniki. Tu i ówdzie kręcili się policjanci po cywilnemu z odznakami na szyi lub na biodrze. Oraz wielu cywilów. Ofiar, świadków, adwokatów.

      Ruchliwe miejsce. Podobnie jak na zewnątrz, Neapol też tętnił życiem.

      Znowu przyjrzał się architekturze wnętrza.

      – Przedwojenny – powiedział Thom do Rhyme’a i Sachs.

      Rhyme’owi przyszło na myśl, że większości ludzi mieszkających w tym kraju to wyrażenie kojarzy się z drugą wojną światową. W przeciwieństwie do Ameryki, Włochy w ciągu minionych osiemdziesięciu lat nie wysyłały w różne punkty globu czołgów, piechoty ani dronów.

      Thom podążył wzrokiem za spojrzeniem szefa.

      – Z faszystowskich czasów – dodał. – Wiesz, że Włochy to kolebka faszyzmu? Narodził się podczas pierwszej wojny światowej. A potem sztandar przejął Mussolini.

      O tym Rhyme nie wiedział. Ale sam przyznawał, że o kwestiach niezwiązanych z kryminalistyką wiedział niewiele. Jeżeli jakiś fakt nie pomagał mu rozwiązać sprawy, był to antyfakt. Znał jednak etymologię nazwy tej doktryny.

      – Słowo „faszyzm” pochodzi od łacińskiego fasces. Ceremonialnych wiązek rózg, które nosiła ochrona przed rzymskimi dostojnikami jako oznakę władzy.

      – Coś w rodzaju naszej doktryny grubej pałki? – odezwała się Sachs.

      Zgrabne porównanie. Ale Lincoln Rhyme nie był w nastroju do błyskotliwych porównań. Miał ochotę na ciąg dalszy niezwykłej i niezwykle irytującej sprawy Kompozytora.

      No, nareszcie.

      W korytarzu pojawili się dwaj mężczyźni, którzy skupili uwagę na trójce Amerykanów. Jeden po pięćdziesiątce, solidnie zbudowany, z włosami w nieładzie i wąsem. Miał na sobie ciemny garnitur, białą koszulę i krawat. Towarzyszył mu wysoki człowiek około trzydziestki, w szarym mundurze z dystynkcjami na piersi i ramieniu. Wymienili krótkie spojrzenia i szybko do nich podeszli.

      – Pan jest Lincoln Rhyme – powiedział starszy. Mówił po angielsku z twardym akcentem, ale wyraźnie.

      – A to detektyw Amelia Sachs. I Thom Reston.

      Zgodnie z planem Sachs pokazała złotą odznakę. Może wyglądała mniej imponująco niż fasces, niemniej symbolizowała władzę.

      Mimo krótkiego czasu spędzonego we Włoszech – około trzech godzin – Rhyme zauważył, że ludzie często się tu przytulają i całują. Mężczyźni z kobietami, kobiety z kobietami i mężczyźni z mężczyznami. A tu nie zobaczył nawet wyciągniętej ręki na powitanie – przynajmniej nie ze strony starszego policjanta, który tu oczywiście był szefem. Mężczyzna tylko skinął głową, przyglądając się gościom z rezerwą. Młodszy postąpił krok naprzód i wyciągnął dłoń, ale widząc nieruchomą twarz przełożonego, szybko się cofnął.

      – Jestem inspektor Massimo Rossi. Policja Państwowa. Przyjechali tu państwo aż z Nowego Jorku?

      – Tak.

      W oczach młodego człowieka błyszczał nabożny podziw, jak gdyby oglądał prawdziwego jednorożca.

      – Ercole Benelli – przedstawił się.

      Ciekawe imię.

      – To dla mnie zaszczyt – ciągnął – poznać tak cenioną osobę jak pan. I cieszę się, że mogę osobiście poznać panią, signorina Sachs. – Jego angielszczyzna brzmiała lepiej, bez tak wyraźnego akcentu jak u Rossiego. Pewnie to kwestia pokoleniowej przewagi. Rhyme przypuszczał, że młody funkcjonariusz większość czasu spędza na oglądaniu YouTube’a i amerykańskiej telewizji.

      – Chodźmy na górę – rzekł Rossi. – Tymczasem – dodał.

      W milczeniu wjechali windą na trzecie piętro – w Ameryce byłoby to czwarte. Rhyme czytał w przewodniku, że w Europie parter liczy się jako poziom zerowy, nie pierwszy.

      Dotarli do jasno oświetlonego korytarza.

      – Przylecieli państwo rejsowym samolotem? – zapytał Ercole.

      – Nie. Skorzystaliśmy z prywatnego odrzutowca.

      – Prywatny odrzutowiec? Z Ameryki! – Ercole gwizdnął.

      Thom zachichotał.

      – Nie nasz. Wypożyczył go nam pewien adwokat, któremu Lincoln niedawno pomagał w pilnej sprawie. Załoga przez następne dziesięć dni będzie wozić jego klientów, którzy mają składać zeznania w różnych miejscach Europy. Mieliśmy polecieć gdzie indziej, ale pojawił się ten problem.

      Na Grenlandię, pomyślał Rhyme. Albo do jakiegoś innego miejsca odpowiedniego na miodowy miesiąc. Nie zdradził tego jednak policjantowi.

      Na wiadomość o długości ich planowanego pobytu – dziesięciodniowego, a nie jednodniowego ani tym bardziej kilku godzin – Rossi przechylił głowę z wyraźnym niezadowoleniem. Od chwili, gdy po nadejściu mejla od Ercolego z informacją o działaniach Kompozytora we Włoszech wymienili spojrzenia z Sachs i postanowili przyjechać, Rhyme wiedział, że nie mogą liczyć na ciepłe przyjęcie.


Скачать книгу