Na jachcie szejka. Susan Stephens

Читать онлайн книгу.

Na jachcie szejka - Susan Stephens


Скачать книгу
Obiecaj, że spróbujesz!

      Miała w spojrzeniu coś nieustępliwego.

      – Obiecuję. Wracaj już do domu i odrób lekcje.

      Zainteresowany, śledził jej spojrzenie, aż nagle coś innego przykuło jej uwagę. Spojrzała na szofera jego brata, stojącego na baczność obok królewskiej limuzyny. Zasalutował, gdy tylko Khalid się zbliżył.

      – Stoi tak od dawna – szepnęła Millie dyskretnie. – Mógłbyś mu przynieść coś do picia, zanim mnie odwiezie?

      – Ja?! – zawołał zdziwiony.

      – A czemu by nie? Dla ciebie to chyba nie problem?

      Zaskoczyła go. Musiał przyznać: dziewczyna miała tupet.

      – Przywiózł mnie tu – wyjaśniła. – Wiem więc, że musi być zmęczony i spragniony.

      Zdawała się w ogóle nie zwracać uwagi na status społeczny. Odświeżające przypomnienie o tym, że on swój zawdzięczał jedynie wysokiemu urodzeniu. Zaczerwieniła się, gdy wskazał jej saturatory z wodą będące na wyposażeniu wnętrza limuzyny.

      – O niego się nie martw – powiedział tym samym, dyskretnym tonem. – Podaj mu adres zamieszkania i odwiezie cię bezpiecznie do domu.

      – A co z moją matką? – spytała, spoglądając ponownie na statek.

      – Zrobię, co w mojej mocy. – Skrzywił się zniesmaczony na samą myśl o powrocie na pokład. – Nigdy więcej się nie narażaj na takie niebezpieczne sytuacje – dodał surowo.

      Odpowiedziała natychmiast i z determinacją:

      – Nigdy więcej nie będę, obiecuję!

      Patrzył, jak samochód odjeżdża z samotną dziewczynką na tylnym siedzeniu. Trudno mu było wyobrazić sobie dziecko bardziej niepodobne do swej matki. Zanim się obrócił, by wrócić na jacht, pomyślał, że Millie była dobrym dzieckiem i zdecydowanie zasługiwała na kogoś lepszego.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      Osiem lat później…

      – Dobra, znowu działa! – Usatysfakcjonowana efektem swojej pracy, Millie odsunęła się od świeżo naprawionego bojlera.

      – Jesteś skarbem! – Panna Francine, ponad osiemdziesięcioletnia właścicielka pralni, szczęśliwa objęła swą ulubioną pracownicę. – Nie znam nikogo innego, kto miałby cierpliwość, by doprowadzać te stare maszyny do użytku. Cóż ja bym bez ciebie zrobiła?

      – Pewnie poszłybyśmy nad strumień i młóciłybyśmy te jachtowe prześcieradła przy użyciu kamieni – mruknęła praczka o imieniu Lucy.

      Millie wyszczerzyła się do przyjaciółki, po czym wyciągnęła ołówek ze związanych w kok włosów, by spisać instrukcję, jak uruchomić stary bojler, gdyby pod jej nieobecność odmówił współpracy. Wracała bowiem na praktyki jako inżynier morski.

      – Z drugiej strony – kontynuowała Lucy z uśmiechem – jakby szejk Khalifa dowiedział się, że jego złote prześcieradła są młócone kamieniami, to by nas chyba kazał przeciągnąć pod kilem albo… no co się tak patrzycie? – przerwała, gdy Millie i panna Francine zamarły w przerażeniu.

      – Nic, nic – odparła cicho Millie, zmuszając twarz do przybrania spokojnego wyrazu. Posłała ostrzegawcze spojrzenie starszej pani, by ta też nic nie mówiła. – Po prostu nie wiedziałam, że jacht szejka dokował. Tylko tyle.

      Lucy rozpostarła szeroko ramiona, jak rybak chwalący się rozmiarem najnowszej zdobyczy.

      – Jest ogromny! Gdybyś nie dłubała cały czas w bojlerze, nie mogłabyś go przegapić.

      Całe więc szczęście, że bojler się zepsuł, pomyślała Millie.

      – Kiedy dostarczono tę pościel? – spytała panna Francine.

      Lucy trzymała metry złotej tkaniny w ramionach.

      – Służący z Szafira przyniósł je rano. Powiedział, że wymagają szczególnego traktowania.

      – Podarcia na strzępy? – niemal bezgłośnie wymamrotała Millie. Złote prześcieradła przypominały jej o niezwykle przykrym wieczorze i wszystkich jego tragicznych konsekwencjach.

      Panna Francine podjęła próbę zmiany tematu:

      – Jeśli tak duży jacht zadokował, mamy pełne ręce roboty. Niedługo utoniemy w rzeczach do prania. – Rzuciła niespokojne spojrzenie w kierunku Millie. – A kto wie, może następna zepsuje się prasa?

      – Cóż, jeśli tak, to jestem na miejscu i się nią zajmę – uspokoiła ją Millie, wdzięczna za zmianę tematu.

      – Wszystko w porządku? – zapytała dyskretnie panna Francine, gdy reszta pracowników wróciła do obowiązków.

      – Trzymam się – potwierdziła. – I zajmę się tą pościelą. Będę pilnować, by traktowano ją z należytą starannością na każdym etapie czyszczenia – zapewniła. – I osobiście zabiorę ją z powrotem na pokład.

      – Nie ma takiej potrzeby – odparła z wyraźnym niepokojem. – Ja ją zabiorę.

      – Chcę tego – naciskała Millie. – To kwestia honoru. – Chciała sobie dowieść, że jest w stanie to zrobić, a po ośmiu latach szukania śladów wyjaśniających śmierć jej matki była to najlepsza okazja, jaką miała.

      – Cóż, jeśli nie masz nic przeciwko, nie będę próbowała cię powstrzymać. Mamy tu dość pracy do wykonania.

      Coś w sposobie, w jaki jej sędziwa przyjaciółka szybko skapitulowała, zaniepokoiło Millie. Szybko jednak oddaliła te myśli. Przesadzała. Powrót Szafira wywołał u niej szok.

      Zacisnęła szczęki, gdy wróciły do niej obrazy ręki bawiącej się klejnotami. Ręki, która mogła wypchnąć matkę z jachtu na pewną śmierć.

      – Postaraj się o tym nie myśleć – szepnęła panna Francine, gdy odciągnęła Millie na stronę. – Oddychaj głęboko.

      – Zatem wrócił. – Próbowała brzmieć obojętnie.

      Jej stara przyjaciółka nie dała się jednak zwieść.

      – Na to wygląda – dodała, po czym pomogła Millie włożyć drogie prześcieradła do bawełnianych pokrowców, używanych do ochrony najdelikatniejszych tkanin przed upraniem.

      – Długo go nie było – mruknęła Millie, jakby w celu podtrzymania rozmowy. – Zapewne szejk Saif wolał nie wracać tutaj po wypadku.

      – Millie – panna Francine jej przerwała. Głos miała zatroskany. Millie nie przypominała sobie, by starsza pani wyglądała kiedykolwiek na bardziej przejętą.

      – Co jest? Stało się coś złego? – dopytywała.

      – Powinnam była powiedzieć ci to od razu – odparła, pełna żalu. – To nie szejk Saif jest na pokładzie Szafira. Zmarł kilka lat temu. Prasa twierdzi, że z przejedzenia – dodała. Millie była w zbyt wielkim szoku, by mówić. – Byłaś wtedy na praktykach na platformie wiertniczej.

      – Więc kto? – wyrzuciła z siebie Millie. – Kto przypłynął na pokładzie Szafira?!

      – Jego brat, szejk Khalid.

      Millie poczuła się, jakby potężny cios pozbawił ją powietrza w płucach. Panna Francine kontynuowała:

      – Śmierć szejka opisano zaledwie w jednym akapicie, a gdy wróciłaś, byłaś tak radosna i podekscytowana, że nie chciałam cię zasmucać, przywołując przeszłość.

      – Dziękuję


Скачать книгу