Piękno ludzkiej duszy. Osho
Читать онлайн книгу.jego miskę tuż przy ośle, a ten natychmiast uciekł. Były dwa tego powody – jedzenie w misce oraz moja osoba. Mnich nie wiedział, że w tej okolicy boją się mnie wszystkie osły. Zawsze, gdy tylko miałem okazję, wsiadałem na nie – tylko po to, żeby podokuczać sąsiadom. Cała wioska miała tego dosyć. A ja tłumaczyłem im, że osioł jest stworzeniem Boskim, a Bóg nie stworzyłby czegoś złego. Nie rozumiem, dlaczego nie akceptują tych biednych, uroczych zwierząt.
Wszystkie osły w okolicy znały mnie więc bardzo dobrze. Uciekały na mój widok o każdej porze dnia i nocy, jeśli tylko się do nich zbliżałem. Poznawały mnie już z daleka. Mnich jednak o tym nie wiedział, uznał więc, że osioł ucieka na widok jego posiłku.
Powiedziałem mu wtedy: „Widzisz, czego nauczyła cię twoja religia? Upadłeś niżej niż osioł. Nawet osioł wie, że taki pokarm nie nadaje się do jedzenia”.
Wszystko, co mogłoby być powodem miłych doznań w życiu, musi być wykorzenione. Mnich powinien nosić jedynie łachmany znalezione na ulicy. Ludzie w Indiach są pod tym względem bardzo szczodrzy – wyrzucają swoje rzeczy gdzie popadnie. Nikt nie przejmuje się tym, że urzędnicy miejscy wyznaczają miejsca, do których należy przynosić to, co niepotrzebne. Komu chciałoby się chodzić tak daleko?
Nie byłem w stanie wytłumaczyć swojej babci, że nie powinna wyrzucać przez okno niepotrzebnych rzeczy, ubrań czy śmieci. Odpowiadała, że ma już siedemdziesiąt lat i od siedemdziesięciu lat tak właśnie robi. Nie chciała, żebym zawracał jej tym głowę, bo nie zamierzała zmieniać swoich nawyków tuż przed śmiercią. Nie chciało jej się schodzić po schodach i zanosić śmieci do wyznaczonych miejsc. Uważała, że skoro nie stanowiło to problemu przez siedemdziesiąt lat, to przez dwa lub trzy następne lata także nic się nie stanie.
Próbowałem jej wytłumaczyć, że to jest wielki problem, tylko ona nie chce go zauważyć. Jej śmieci spadają czasem prosto na głowy przechodzących ulicą ludzi, a ci, niezadowoleni, krzyczą. Ale babcia twierdziła po prostu, że to ich zmartwienie.
Ludzie wyrzucają swoje rzeczy, a mnisi mogą dzięki temu wybrać sobie jakieś ubrania; czasem zszywają swoje okrycia z kawałków różnych materiałów. Mój ojciec na przykład rozdawał nowe ubrania sannjasinom, których bardzo lubił, oni jednak zawsze prosili go o ubrania używane, podniszczone. Prosili, by podarł te nowe, a oni sobie je pozszywają. Kogo chcieli oszukać? Jeśli ich Bóg jest wszechwiedzący, to przecież wiedział, że są to nowe ubrania, które mają tylko wyglądać jak łachmany – pobrudzą je, wygniotą i dopiero wtedy zakładają na siebie, cali zadowoleni.
Religie występują przeciwko życiu, bo wiadomo, że jeśli prowadzisz uważne życie, nie jest ci potrzebna żadna religia. Zaczynasz jej potrzebować dopiero wtedy, kiedy jesteś odcięty od życia. Wtedy nie poradzisz sobie bez religii. Jeśli obecne życie przestaje mieć znaczenie, zaczynasz myśleć o następnym – bo musisz o czymś myśleć. Jeśli nie możesz żyć tu i teraz, to przynajmniej musisz żywić nadzieję. Religie potępiają życie – to najlepszy sposób, aby oderwać twój umysł i twoją istotę od obecnego życia na rzecz jakiegoś wymyślonego, w dalekich niebiosach.
Wszystkie religie potępiają życie, ale dźińska jest w tym najlepsza. Dźińscy mnisi nieustannie prawią kazania… Czym jest to ciało? Krwią, mięsem, kośćmi, śluzem i fekaliami. Z czego składa się ciało? Z różnych śmieci przykrytych skórą. Opisują wszystko z takimi detalami, że zastanawiasz się, czy ci ludzie nie byli przypadkiem rzeźnikami. A może otwierają oni ciała zmarłych i wszystko dokładnie oglądają? Bo na pewno nie są lekarzami. Dopiero w ciągu ostatnich dwudziestu, może trzydziestu lat kilku dźinów zostało lekarzami. Wcześniej było to niespotykane. Kto chciałby robić te ohydne operacje i zaglądać w głąb ciała? Typowy dźin zemdleje, nie wytrzyma tego.
Nie są oni fizjologami, nie są lekarzami ani rzeźnikami, ale znają wszystkie „brudne” szczegóły. Po co? Żeby wytworzyć w umysłach świadomość brudu. Kiedy zakochują się w kobiecie, wiedzą dokładnie, w czym się zakochali: w całej tej flegmie i tych kościach. Aż strach pomyśleć!
Pomiń skórę i dopiero wtedy przyjrzyj się kobiecie, w której się zakochujesz! To po prostu worek, skórzany wór! Ty jesteś workiem ze skóry, ona jest workiem ze skóry – ale ten worek wprowadza was w błąd. Bo co tam znajdziesz, jeśli wnikniesz głębiej? Coś obrzydliwego. Mnisi dźińscy ciągle przypominają o tym, że ludzkie ciało jest obrzydliwe; ich ciało także. W porównaniu z pismami innych religii dźińskie pisma zawierają najwięcej potępienia dla życia.
Życie jest możliwe jedynie dzięki posiadaniu ciała. A kiedy tak stanowczo potępiają ciało, życie staje się niemożliwe. Kiedy cała twoja energia ulega zablokowaniu, nie może przenikać do twojego życia. Tymczasem energia musi się przemieszczać – taka jest jej natura. Znajdzie jakiś sposób. Skorzysta z tego, co oferują religie – kochaj Boga! On nie jest workiem pełnym śluzu, krwi i kości!
Pytałem wielu mnichów, zwłaszcza hinduskich: „Jeśli nazywacie ludzką istotę workiem pełnym brudów, to czym są według was wcielenia bogów? Czy Rama nie ma w sobie śluzu?”. Byłby zapewne suchy jak Oregon. Zmarłby natychmiast, bo śluz jest absolutnie konieczny do życia. Jest jak smar dla twoich wewnętrznych mechanizmów. Raz lub dwa razy w roku łapiesz przeziębienie i wyrzucasz z siebie cały ten śluz. To jest konieczne, bo stary śluz nie jest już przydatny. Musi zostać wyrzucony, żeby na jego miejsce powstał nowy. Tak samo dzieje się z wymianą oleju w samochodzie.
Raz na jakiś czas samochód łapie przeziębienie – zmień olej, bo inaczej go wykończysz. Olej traci po pewnym czasie swoje właściwości. Czyż Kriszna i Rama nie posiadali kości? Wtedy ich worki leżałyby bezwładnie. Jak mogliby utrzymać pozycję stojącą, jeśli nie posiadaliby kości? Nie mieli w sobie krwi? To jak wytworzyli spermę – a przecież Rama spłodził dwóch synów. Niesamowity worek – bez śluzu, bez spermy, bez krwi, bez kości – a spłodził dwóch synów! To cud, który pozostawia w cieniu wszystko to, co Duch Święty zrobił z Marią – przynajmniej ona była prawdziwym workiem.
Jeśli mowa o przypadku Ramy, to Sita także nie była zwyczajnym workiem, takim jak ty. Obydwoje byli workami uduchowionymi! W środku byli puści. Pytałem więc tych mnichów: „Byli wypełnieni gorącym powietrzem czy może byli wypchani? Są tylko te dwie możliwości. Osobiście wolałbym być zwykłym workiem niż workiem wypchanym lub wypełnionym gorącym powietrzem. Nigdy bym się na to nie zgodził. Jest mi dobrze tak, jak jest”. Głupie pomysły, które trwają od stuleci, tylko po to, żeby te postaci wykreować na nadludzi.
Kiedy po raz pierwszy prowadziłem wykład w Mumbaju, w roku 1960, zostałem zaproszony przez dźinów. W Mumbaju mieszka najbogatsza i największa wspólnota dźińska w Indiach i to tam odbywa się chyba największa w Indiach uroczystość z okazji urodzin Mahawiry. Wszędzie świętują ten dzień bardzo uroczyście, bo to bardzo bogaci ludzie, ale Mumbaj ma dodatkowo pewną szczególną atmosferę.
Zapraszają sławnych mnichów, siostry, naukowców, aby z nimi dyskutować. Mój pierwszy wykład w Mumbaju odbył się właśnie podczas świętowania urodzin Mahawiry. Uczestniczyło w nich ponad dwadzieścia tysięcy dźinów. Zaproszono także sławę pośród dźińskich mnichów, najlepszego z nich – Chitrabhanu. Tak się nazywał. On też mieszka obecnie w Ameryce. I nie jest już mnichem. Poślubił dźińską kobietę i razem uciekli do Ameryki.
Nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy, toteż nie miał on pojęcia, jakim jestem człowiekiem. Wtedy jeszcze mieszkał na stałe w Mumbaju, co zasadniczo jest zabronione dźińskim mnichom. Mogą oni pozostawać w jednym miejscu nie dłużej niż trzy dni. Co więc robią mnisi z Mumbaju? Zostają. Kiedy mnich dotrze do Mumbaju, już go nie opuszcza. Życie tam jest tak wygodne… Kto chciałby kontynuować włóczęgę na boso po błotnistych ścieżkach? Mumbaj dostarcza wszelkich wygód i wszystko tu można załatwić.
Bo