Kocie chrzciny. Małgorzata Sidz
Читать онлайн книгу.nie przejmują się niczym, chodzą pomiędzy piknikowiczami i cieszą się ciepłym, słonecznym dniem. Znowu się udało, nie było deszczu na Vappu!
Młodsi rozmawiają, starsi leżą i mrużą oczy, ci „pomiędzy” czytają książki. Pary, które narodziły się wczoraj, trzymają się za ręce i głaszczą po włosach. Pary z dłuższym stażem polewają sobie parówki ketchupem i dzielą się piwem. Jest piękny, pierwszomajowy dzień. Wszyscy Finowie jednoczą się w lenistwie, błogości i kontemplacji przyrody.
W dwóch różnych parkach.
Suomi saatana [3]
Dawno, dawno temu wśród wysokich lasów, pomiędzy rozległymi jeziorami mieszkał bardzo mały lud bardzo dużych trolli. Trolle zajmowały się łowieniem ryb, uprawianiem ziemi i leśnym zbieractwem. Wieczorami opowiadały sobie wywołujące dreszcze historie o nieustraszonych bohaterach, nieopisanych bogactwach, upiornych wiedźmach i przerażających surmach – potworach z garniturem długich zębów. Bardziej od nich bali się jednak niedźwiedzi i wilków, a latem komarów.
Trolle żyły w harmonii z rytmem przyrody – zimą chroniły się przed przenikliwym zimnem pod warstwami skór zwierzęcych i stąpały delikatnie w ciemności, oświetlane tylko czasem przez zielone łuny aurory borealis. Latem budziły się do życia, tańczyły, pływały w wiecznie zimnej wodzie i łączyły się w pary. Marzyły o odnalezieniu magicznego Sampo – legendarnego artefaktu, który przynosi wszelkie bogactwa i szczęście. Po drugiej stronie ich rozległego świata mieszkali Saamowie. Żyli oni podobnie, mówili podobnym językiem i często przemieszczali się z miejsca na miejsce z psami i wielkimi stadami reniferów.
Kraina, którą dzielili, była ogromna, a natura obdarzała ich wszystkim, czego potrzebowali w życiu. Było to miejsce tak wspaniałe, że szybko stało się obiektem zazdrości okolicznych mocarstw – Szwecji i Rosji. W XII wieku Szwedzi najechali krainę trolli pod pretekstem dzielenia się historią o nowym nieustraszonym bohaterze Jezusie. Wkrótce kraina stała się ich własnością, a trolle, które wtedy zaczęto już nazywać Finami, ich poddanymi.
Szwedzi osiedlili się w krainie Finów, zwłaszcza na jej zachodnich brzegach. Przez siedemset lat rządzili krajem, budowali zamki, zakładali osady, brali śluby z Finami i przekonywali ich do mówienia w swoim języku. Finowie radzili sobie nieco gorzej. W XVII wieku z powodu wczesnych przymrozków i niskich zbiorów jedna trzecia ich populacji zmarła z głodu. Jeszcze gorzej radzili sobie Saamowie, którzy zostali pozbawieni ziemi, reniferów, a nawet prawa do używania własnego języka i praktykowania swojej religii. Widząc tę niedolę, Cesarstwo Rosyjskie zaoferowało swoją pomoc i w XIX wieku wzięło Finów pod swoją opiekę.
Ani Szwecja, ani Rosja nie okazały się jednak dobrymi opiekunami dla naszej wesołej trollej gromadki. Finowie potrzebowali własnego kraju, a do tego niezbędna była własna tożsamość. Elias Lönnrot wyruszył więc na wieloletnią wyprawę celem spisania tradycyjnych wierzeń z fińskiego regionu Karelii. Jego dzieło Kalevala zainspirowało grupy fennomańskie do tworzenia literatury w języku ojczystym. Wkrótce Aleksis Kivi wydał pierwszą powieść napisaną po fińsku – Seitsemän veljestä, czyli Siedmiu braci.
Stworzywszy zalążek tożsamości i korzystając z wybuchu rewolucji w Rosji, wesołe trolle wysłały szybko delegację do wujka Lenina z prośbą, aby pozwolił im porządzić się trochę samym. Tak oto 6 grudnia 1917 roku Finlandia stała się samodzielnym państwem.
Zdobycie niepodległości przez Finlandię było pięknym wydarzeniem i rozpoczęło wspaniały okres. Okres, w którym trolle mogły wrócić do swoich tradycji i wierzeń, uzbrojone w dziewiętnastowieczną ideologię „narodu”. Mogły skakać z radości po miękkim, uginającym się pod stopami mchu i wdrapywać na wysokie skały, i spoglądać z góry na to wszystko, co teraz było tylko ich!
I Saamów oczywiście.
Ale głównie ich! Te przepiękne lasy pełne wiecznie zielonych, dumnych, prostych drzew. I te łosie o ogromnych porożach, przerażające w swoim majestacie. I te jeziora, czasami rzeźbiące teren tak delikatnie, że przypominały małe strumyki, a czasami wielkie i rozległe niczym morza. Te biegające dookoła szybkie rude wiewiórki, które przypominały im, że latem należy być aktywnym i gonić swoją świetlaną przyszłość!
Piękna była jedność i radość całego narodu. Piękny był to okres, niepodległość Finlandii. Nieporównywalne do niczego niecałe dwa miesiące.
W lutym 1918 roku trolle odkryły, że wcale nie są Finami i nigdy nimi nie były. Tak naprawdę stanowią dwa plemiona – białych i czerwonych. Biali wierzyli w przeszłość, czerwonych przyciągały nowe idee ze Wschodu. Natychmiast trzeba było sprawdzić, które plemię jest lepsze. Krwawa wojna domowa objęła całe królestwo. W jej wyniku zginęło ponad trzydzieści tysięcy czerwonych i pięć tysięcy białych. Wygrali biali pod wodzą barona Carla Gustafa Emila Mannerheima.
Wojna domowa okazała się jednak mniejszym nieszczęściem niż II wojna światowa. Ta ostatnia wykraczała daleko poza krainę trolli i Finowie postanowili w niej nie uczestniczyć. Niestety Moskwa miała inne plany. Ale zanim znowu zagarnęła ich kraj dla siebie, Finowie stoczyli z Armią Czerwoną jedną z najbardziej spektakularnych walk w historii.
Wojna zimowa, jak Finowie nazywają konflikt zbrojny między 1939 a 1940 rokiem, to starcie Dawida z Goliatem. Dwukrotnie większa Armia Czerwona poniosła pięciokrotnie większe straty. Fińscy żołnierze w futrzanych czapkach, na nartach, przemierzający ośnieżone lasy, z koktajlami Mołotowa idący przeciw czołgom. Otaczający Rosjan i czekający bez ruchu długie dni w zasadzkach, głodni, drżący z zimna i z nieopatrzonymi ranami. Zatopieni w parometrowym śniegu, często młodzi i niedoświadczeni, bez wsparcia z powietrza. Bohaterowie.
Bohaterstwo nie wystarczyło. W tym okresie wiele kobiet zostało wdowami. Kiedy niespodziewanie w 1941 roku Rosjanie uderzyli z powietrza ze zdwojoną siłą, aby przetrwać, a być może przy okazji odzyskać utracone terytoria, Finowie zmuszeni byli do przejścia na Złą Stronę i dołączenia do nazistowskich Niemiec. Do 1944 roku toczyli wojnę kontynuacyjną pod symbolem swastyki.
W tym okresie wielu rodziców ze strachu i w akcie desperacji wysyłało swoje córki i synów do Szwecji. Siedemdziesiąt tysięcy fińskich dzieci adoptowały szwedzkie rodziny w czasie jednego z największych dziecięcych uchodźstw w historii świata. Z perspektywy czasu można stwierdzić, że dzieci te wycierpiały więcej psychicznie i fizycznie niż te, które pozostały z rodzicami w Finlandii.
Kiedy Związek Radziecki wygrał II wojnę światową, w krainie trolli odbył się długi smutny marsz. Karelczycy zaprzęgli konie i zapakowali dobytek na sanie. Rzucili ostatnie spojrzenia na domy, do których mieli nie wrócić. Czekały na nich nowe posiadłości, przygotowane przez fiński rząd. Po drodze wolontariuszki rozdawały im ciepłe posiłki. Młodsi w myślach planowali nowe życie, starsi martwili się, czy utrzymają dawne przyjaźnie. Karelczycy oglądali monotonny ukochany krajobraz po raz ostatni.
Karelia opustoszała z trolli, teraz mieszkali tam tylko Rosjanie. Pomiędzy pięknymi średniowiecznymi murami Wyborgu dzisiaj nie słychać już fińskiej mowy. Na wybrukowanych uliczkach nie ma już trolli. Potwory z Kalevali nie czają się już na nikogo, a jeżeli Sampo wciąż tam jest, to już nigdy nie zostanie odnalezione.
Trolle dostosowały się do nowej rzeczywistości. Znowu mogły być niezależne i doskonale tę niezależność wykorzystały – wynalazły niezniszczalny telefon, który nigdy nie traci baterii, procę do strzelania ptakami w świnie, a nawet nauczyły się sprzedawać Japończykom nieudane rysunki hipopotamów na przedmiotach codziennego użytku. Czasami tęsknią jeszcze za Karelią, za poszukiwaniami Sampo i za bohaterstwem. Latem wciąż biegają boso po lasach.
A