Zima czarownicy. Katherine Arden
Читать онлайн книгу.koń Północnicy spłoszył się i łypał dziko na Niedźwiedzia. Północnica wygładziła mu grzywę dłonią.
– Być może. Ale, widzisz, teraz ja ci pomogłam. Będziesz miał całą wiosnę, by robić, co tylko zechcesz. Jeśli nie zdołasz umocnić swojej pozycji, to może czarty słusznie skierują się ku mocom tej młodej dziewczyny.
– Gdzie ją znajdę?
– W lecie, oczywiście. Nad wodą. – Północnica spojrzała na niego z wysokości końskiego grzbietu. – Będziemy patrzeć.
– Mam zatem czas – stwierdził Niedźwiedź i znowu podniósł wzrok ku migoczącym na niebie gwiazdom.
Część trzecia
9.
Wędrówka przez Północ
Wasia obudziła się w ciemności tak głębokiej, że ogarnęło ją przerażenie, iż któryś z ciosów ją oślepił. Uniosła głowę. Nic. Jej ciało wychłodziło się i zesztywniało, ruch wywołał kaskadę bólu spływającą na szyję, kark i plecy. Zastanawiała się półprzytomnie, dlaczego nie jest martwa, a także dlaczego leży w paprociach zamiast na śniegu. Panowała cisza, jeśli nie liczyć delikatnego skrzypienia gałęzi w górze. Ostrożnie uniosła do oczu drżącą dłoń. Jedno oko było tak spuchnięte, że nie mogła go otworzyć. Drugie wydawało się nienaruszone, tylko rzęsy się skleiły. Dwoma palcami delikatnie uniosła powiekę.
Wciąż było ciemno, ale teraz coś jednak widziała. Blady sierp księżyca rzucał nikłe światło na dziwny las. Pozostały w nim jedynie łaty śniegu, drzewa spowijała mgła rozświetlona blaskiem księżyca. Wasia czuła zapach zimnej, mokrej ziemi. Z wysiłkiem podniosła się na nogi i rozejrzała. Wszędzie ciemność. Próbowała sobie przypomnieć ostatnie godziny, ale pamiętała jedynie niejasno strach i ucieczkę. Co ona zrobiła? Gdzie była?
– Ha! – rozległ się głos. – Jednak nie umarłaś.
Głos dochodził z góry. Wasia odwróciła się gwałtownie, chcąc dostrzec mówiącego. Zdrowe oko łzawiło. Wreszcie na konarze nad głową dostrzegła blade gwiaździste włosy i błyszczące oczy. W miarę jak jej wzrok przyzwyczajał się do ciemności, Wasia zaczęła powoli wyodrębniać sylwetkę Północnicy siedzącej na gałęzi dębu i opartej o jego pień.
W cieniu pod drzewem poruszyła się plama intensywniejszej czerni. Wasia zmrużyła oko i z wysiłkiem dojrzała wspaniałego czarnego konia pasącego się w świetle księżyca. Uniósł łeb, by na nią spojrzeć. Wasi załomotało serce, usłyszała je wyraźnie i zaczęły powracać wspomnienia: lepka krew na jej dłoniach, twarz ojca Konstantego, ogień…
Stała nieruchomo. Gdyby się poruszyła, wydała jakikolwiek dźwięk, natychmiast by uciekła, zaczęła wrzeszczeć i oszalała od wspomnień i od tej niemożliwej ciemności gdzieś z dala od Moskwy. Co jest rzeczywiste? To? Jej koń nie żyje, a ona ocalała dzięki magii? Zadrżała i padła na kolana, przyciskając dłonie do lodowatej mokrej ziemi. Próba zrozumienia była niczym chwytanie się deszczu. Przez długą chwilę mogła tylko oddychać i czuć swoje dłonie na ziemi.
Wreszcie z potwornym wysiłkiem podniosła głowę. Słowa wypłynęły z jej ust bardzo powoli:
– Gdzie ja jestem?
Północnica westchnęła cicho.
– Do tego przy zdrowych zmysłach. – Wydawała się lekko zdziwiona. – To moje królestwo. Kraina zwana Północą. – Jej uśmiech był zimny. – Witam cię.
Wasia starała się spowolnić oddech.
– Gdzie jest Moskwa?
– Kto to wie? – Północnica zsunęła się z gałęzi i lekko opadła na ziemię. – Nigdzie w pobliżu. Moje królestwo nie składa się z dni ani pór roku, lecz z północy. Możesz przemierzyć cały świat w jednej chwili, pod warunkiem że tam, dokąd zmierzasz, jest północ. Lub, co bardziej prawdopodobne, możesz umrzeć, próbując tego dokonać, bądź oszaleć.
– Powiedziano mi – Wasia mówiła stłumionym głosem, usiłując sobie przypomnieć – że muszę znaleźć jezioro z dębem rosnącym na brzegu.
Północnica uniosła bladą brew.
– Jakie jezioro? W moim królestwie jest tyle jezior, że musiałabyś go szukać przez tysiąc ludzkich żywotów.
„Szukać”? Wasia ledwie trzymała się na nogach.
– Pomożesz mi?
Czarny koń zastrzygł uszami.
– Pomóc ci? – prychnęła Północnica. – Już ci pomogłam. Przyjęłam cię do mojego królestwa. A nawet ukryłam cię tutaj, gdy leżałaś nieprzytomna. Czy muszę zrobić jeszcze więcej? – Włosy Północnicy opadały niczym zimny deszcz na ciemność jej skóry. – Podczas naszego ostatniego spotkania byłaś nieuprzejma.
– Proszę…
Północnica posłała jej lekki uśmiech i podeszła jeszcze bliżej, po czym wyszeptała odpowiedź, jakby to była tajemnica.
– Nie. Znajdź je sama. Albo umrzyj tutaj, umrzyj teraz. Powiem o tym starej. Może nawet będzie cię opłakiwała, chociaż wątpię.
– Starej? – zdziwiła się Wasia. Ciemność zdawała się na nią napierać ze wszystkich stron, coraz bardziej agresywnie. – Proszę – powtórzyła.
– Ja nie zapominam zniewag, Wasiliso Pietrowna. – Północnica odwróciła się i oparła dłoń na kłębie czarnego konia. Po chwili siedziała na nim okrakiem, zawróciła go i wjechała między drzewa, nie oglądając się za siebie.
Wasia została sama w ciemności.
***
Mogła leżeć na leśnej ściółce i czekać na świt. Ale jak doczekać świtu w krainie złożonej z samych północy? Mogła iść, chociaż kiedy stała, drżały jej nogi. Tylko dokąd? Miała na sobie jedynie pelerynę Warwary i zakrwawione, cuchnące strzępy sukienki. Jej bose stopy były poranione, oddychanie sprawiało ból, dygotała. Ta noc była trochę cieplejsza niż noc w Moskwie, lecz niewiele.
Czyżby przeszła próbę ognia, przeciwstawiła się Niedźwiedziowi i uciekła z Moskwy dzięki magii tylko po to, by umrzeć w ciemności? „Idź nad jezioro”, powiedziała Warwara. „Tam znajdziesz schronienie. Nad jezioro z dębem rosnącym na brzegu”.
No cóż, skoro Warwara sądziła, że Wasia zdoła je znaleźć, to może miała jakąś szansę. Warwara myślała pewnie, że Północnica jej pomoże, ponieważ Wasia nie miała tu żadnego wyczucia kierunku. Ale przynajmniej umrze w poszukiwaniu schronienia. Zbierając resztki sił, Wasia ruszyła w ciemność.
***
Nie wiedziała, jak długo szła. Dawno zużyła już wszelkie siły, a jednak brnęła dalej. Mrok nigdy się nie zmieniał, słońce nigdy nie wschodziło. Wasia zaczęła rozpaczliwie łaknąć światła. Jej stopy zostawiały krwawe ślady.
Północnica mówiła prawdę: to była kraina złożona z północy. Wasia nie potrafiła się w nich rozeznać. W jednej chwili szła po zimnej suchej trawie, mając nad głową półksiężyc, w następnej wchodziła w cień drzewa i stwierdzała wstrząśnięta, że księżyc zniknął, a pod jej nogami chlupocze błoto. Zawsze była wczesna wiosna, mniej lub bardziej zaawansowana, lecz miejsce zmieniało się