Władcy czasu. Eva Garcia Saenz de Urturi

Читать онлайн книгу.

Władcy czasu - Eva Garcia Saenz de Urturi


Скачать книгу
Rozumiem. – Esti pozwalała mi działać.

      Wiedziałem, że zaklasyfikowała temat jako „Rozmowa, którą należy odbyć z Krakenem”, i do niego wróci.

      Stanęliśmy na pierwszych światłach przy wjeździe do Vitorii. Nadszedł czas, by jej powiedzieć.

      – Jeszcze jedno… Nieves spadła ze schodów w naszym domu.

      Zapaliło się zielone światło, ale Esti wciąż stała.

      – Co ty mówisz? – zapytała z niepokojem. – Wszystko w porządku?

      – Operują ją. Alba mówiła, że przez co najmniej trzy najbliższe godziny nie będziemy tam do niczego potrzebni.

      – Dojedziemy za piętnaście minut. Ja jadę do szpitala – zdecydowała. – Przynajmniej potowarzyszę Albie. Ty jedź na Cuchillería. Skoordynuj operację, komisarz się wścieknie, jeśli wszyscy troje pojedziemy do szpitala, podczas gdy zamurowano żywcem dwie dziewczynki.

      – Wolałbym to ja towarzyszyć Albie.

      – Będziesz bardziej użyteczny na miejscu, i tak zdążysz przed końcem operacji.

      Nie podobało mi się to, ale wiedziałem, że Alba, kiedy dowie się o dziewczynkach, będzie miała mi za złe, że przyjechałem do szpitala.

      Niedługo później Esti zostawiła mnie w pobliżu ulicy Cuchillería. Bez trudu znalazłem adres: wejście było otoczone taśmą, a karetka pogotowia i nasze radiowozy blokowały uliczkę wyłączoną z ruchu kołowego.

      Ciekawscy tłoczyli się przed wejściem. Gdyby wiedzieli, jak makabrycznego odkrycia dokonamy, rozbiegliby się w popłochu do domów i schowali głowy pod poduszkę. Pokazałem blachę i wszedłem do budynku.

      Na klatce schodowej trwał remont. Wszędzie pełno było worków z cementem i innych materiałów budowlanych. Ominąłem kilka koszów z gruzem i dotarłem do mieszkania wskazanego przez Peñę. Kilku strażaków rozwalało mur w pustym pokoju. Rozbijali kilofami cegły.

      – Czemu nie zaczęliście wcześniej? – zapytałem Milán zaraz po przyjściu.

      – Słyszeliśmy głos Oihany, ale próbujemy rozwalić mur tak, żeby nie zrobić im krzywdy. Strażacy nie chcą używać tarana, bo boją się, że dziewczynki mają za mało miejsca. Od dwudziestu minut nie słychać już ich krzyków. To nie wygląda najlepiej. Ci z karetki są przygotowani, żeby natychmiast przewieźć je do szpitala. Mam nadzieję, że nie przybyliśmy za późno, i mam nadzieję, że im nie zaszkodzimy.

      Dwóch strażaków zaczęło pracę. Zawołali dziewczynki, ale nie doczekali się odpowiedzi. Okropnie się denerwowałem.

      Błagam, niech będą żywe, modliłem się w duchu, jakbym mógł jakkolwiek zmienić ich trudne położenie.

      Po całym budynku rozchodziło się echo kilofów.

      Pod moje nogi spadały kolejne pokruszone cegły.

      Powinienem był bardziej się odsunąć, ale chciałem wślizgnąć się do środka przez dziurę i jak najszybciej je stamtąd wyciągnąć.

      Nie mogłem przestać myśleć o tym, co czytałem niedawno o „ślubach ciemności”. Kto mógł wpaść na podobny pomysł?

      Od lat badałem najciemniejsze zakamarki ludzkich dusz, czytałem o profilowaniu kryminalnym, uczyłem się go na studiach. Modus operandi, makabryczne czyny… Współczesna kryminologia nie notuje przypadków zamurowania żywcem nigdzie na świecie. Nie w ciągu ostatnich stu lat. Nikt tak nie zabija. Dlaczego teraz? Czy to próba imitacji świata przedstawionego w powieści?

      Niemożliwe, nie zgadzały się daty. Siostry Nájera zniknęły kilka tygodni przed ukazaniem się powieści. To ważna informacja. Zwłaszcza dla profilera. Wykluczała z grona podejrzanych ewentualnych czytelników zainspirowanych lekturą. Jeśli zabójstwa miały coś wspólnego z książką, morderca przeczytał ją przed publikacją.

      Nie wytrzymałem. Przeklęty hałas. Za wolno, zdecydowanie za wolno.

      Wziąłem kilof i zacząłem pomagać strażakom. Słyszałem głosy, które mówiły, żebym tego nie robił, żebym przestał, że dziewczynki, że niebezpieczeństwo… Do diabła z głosami.

      Nie byłem przygotowany na to, co zobaczyłem.

      Na widok trupa pokrytego czerwonym pyłem. Zwłoki wychudzonej dziewczynki, która umarła z głodu.

      Od jej śmierci musiało upłynąć wiele dni. Nieprawdopodobny fetor. Pobiegłem do remontowanej łazienki i zwymiotowałem. Cuchnęło zgniłymi jajami. Tego zapachu rozkładającego się ciała nie da się pomylić z żadnym innym. Zapachu śmierci.

      Mimo obrzydzenia i mdłości wróciłem na miejsce. Nabrałem powietrza w płuca i przecisnąłem się przez dziurę w ścianie. Dwóch strażaków pracowało nadal. Do środka wszedł lekarz. Nie musiał szukać tętna, by stwierdzić zgon.

      Była też dobra wiadomość. W świetle latarki zobaczyliśmy w kąciku dziewczynkę. Chyba się poruszyła.

      Podszedłem do wtulonej w ścianę sylwetki, skóra i kości, włosy do pasa. Przykryła się plastikowymi workami. Oihana, młodsza z sióstr.

      Wynieśliśmy ją z tego chlewu pełnego kału i moczu. Ekipa pogotowia przystąpiła do reanimacji. Siedem par dorosłych oczu patrzyło z niepokojem na ciałko, które nie chciało zareagować na zabiegi ratowników przybyłych zbyt późno.

      A jednak nie. Wydarzył się cud.

      Wychudzona dziewczynka ubrudzona pomarańczowym pyłem zaczęła oddychać i kasłać. Cicho, cichuteńko. Założono jej maskę tlenową i przeniesiono na nosze, każdy z nas mógłby to zrobić jedną ręką.

      Kiedy ratownicy wyszli, w pokoju zapadła przygnębiająca cisza. Zapach ciała zmarłej siostry wbijał się w nozdrza. Pół tuzina profesjonalistów nie mogło wydusić z siebie słowa, brakowało im też sił, żeby pracować dalej w tym grobie.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAAAAAQABAAD//gBBSlBFRyBFbmNvZGVyIENvcHlyaWdodCAxOTk4LCBKYW1l cyBSLiBXZWVrcyBhbmQgQmlvRWxlY3Ryb01lY2gu/9sAhAACAQEBAQECAQEBAgICAgIEAwICAgIF BAQDBAYFBgYGBQYGBgcJCAYHCQcGBggLCAkKCgoKCgYICwwLCgwJCgoKAQICAgICAgUDAwUKBwYH CgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgr/wAARCAMz AkADASIAAhEBAxEB/8QBogAAAQUBAQEBAQEAAAAAAAAAAAECAwQFBgcICQoLEAACAQMDAgQDBQUE BAAAAX0BAgMABBEFEiExQQYTUWEHInEUMoGRoQgjQrHBFVLR8CQzYnKCCQoWFxgZGiUmJygpKjQ1 Njc4OTpDREVGR0hJSlNUVVZXWFlaY2RlZmdoaWpzdHV2d3h5eoOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOk paanqKmqsrO0tba3uLm6wsPExcbHyMnK0tPU1dbX2Nna4eLj5OXm5+jp6vHy8/T19vf4+foBAAMB AQEBAQEBAQEAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKCxEAAgECBAQDBAcFBAQAAQJ3AAECAxEEBSExBhJBUQdh cRMiMoEIFEKRobHBCSMzUvAVYnLRChYkNOEl8RcYGRomJygpKjU2Nzg5OkNERUZHSElKU1RVVldY WVpjZGVmZ2hpanN0dXZ3eHl6goOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOkpaanqKmq
Скачать книгу