Ucieczka do Meksyku. Jennie Lucas
Читать онлайн книгу.Więc uciekłam, żebyście nie mogli zabrać mi dziecka.
Zapadła cisza, a on zmrużył oczy.
‒ Od dnia, w którym Claudie mi powiedziała, że jesteś w ciąży, próbowałem cię odszukać, i to na całym świecie. Tak, uroiła sobie, że nie chcę się z nią ożenić, bo nie może mieć dziecka. Myliła się. – Podszedł jeszcze bliżej. – Pospieszyłem do Londynu, ale ty już wyjechałaś, a potem znikałaś jak kamfora, ilekroć wpadałem na twój trop. Sporo to kosztowało, querida. Tak jak to. – Zatoczył ręką łuk. – Ten dom należy do pewnej spółki holdingowej na Kajmanie. Sprawdziłem to. Dlaczego nie chcesz przyznać, kto ci pomaga? Wyznaj prawdę!
Wolałam nie wspominać o kimś, kto nazywał się Edward St. Cyr.
‒ Jaką prawdę?
‒ Kiedy odkryłaś, że jesteś w ciąży, wiedziałaś, że nigdy cię nie poślubię. – Głos mu złagodniał, ciemne oczy niemal mnie pieściły. – Więc powzięłaś inny plan. Dogadałaś się… ze swoją kuzynką.
Tego się nie spodziewałam.
‒ Zwariowałeś? Dlaczego Claudie miałaby mi pomagać? Chce za ciebie wyjść!
‒ Owszem. Po twoim zniknięciu powiedziała mi, że wie, gdzie jesteś, ale że nie pokażesz mi dziecka, dopóki nie zapewnimy mu stabilnego domu. Dopóki się z nią nie ożenię.
Rozdziawiłam usta.
‒ Nie rozmawiałam z Claudie od roku. Nie ma pojęcia, gdzie jestem! Naprawdę próbowała zmusić cię szantażem do małżeństwa?
‒ Kobiety zawsze chcą wyjść za mnie za mąż – oznajmił ponuro. – Nie cofają się przed oszustwem czy kłamstwem.
‒ Masz o sobie wysokie mniemanie!
‒ Każda kobieta chce być żoną milionera. To nic osobistego.
Wręcz przeciwnie. Czy jakaś kobieta mogłaby się nie zakochać w Alejandrze? Nie pragnąć go wyłącznie dla siebie?
‒ Ale chcę wiedzieć… – W jego głosie pojawił się groźny ton. – Czy to dziecko w twoich ramionach jest moje. Czy stanowi część spisku, który uknułyście?
‒ Pytasz mnie, czy mój syn jest owocem jakiegoś wyrafinowanego numeru?
‒ Nie masz pojęcia, jak często ktoś udaje kogoś, kim nie jest.
‒ Myślisz, że skłamałabym… dla pieniędzy?
‒ Może nie. Może z innego powodu. Jeśli nie działasz w zmowie z Claudie, to może działasz na własną rękę.
‒ Czyli?
‒ Miałaś nadzieję, że udając niedostępną i znikając z moim dzieckiem, sprawisz, że będę chciał cię przyprzeć do muru. Ożenić się z tobą.
‒ Nigdy nie chciałabym być twoją żoną!
‒ Słusznie.
To jedno słowo przypominało cios. Niemal zaślepił mnie gniew. Potem przypomniałam sobie sny, które mnie nawiedzały.
‒ Może chciałam tego kiedyś, zanim odkryłam, że uwiodłeś mnie bezdusznie, żeby poślubić Claudie i ukraść mi dziecko.
‒ Musisz wiedzieć, że to nieprawda.
‒ Jak mogę być pewna?
‒ Nigdy nie zamierzałem żenić się z Claudie ani z nikim innym.
‒ Owszem, tak powiedziałeś. Powiedziałeś mi też kiedyś, że nie zamierzasz mieć dzieci. A jednak jesteś tu i chcesz wiedzieć, czy Miguel to twój syn!
‒ Nie mam wyboru. Dałaś mu Miguel na imię?
‒ Więc?
‒ Dlaczego? – Spojrzał na mnie z błyskiem podejrzliwości w oku, której nie rozumiałam.
‒ Chodzi o miasto… San Miguel. Stało się naszym domem.
‒ Aha.
Zaskoczyła mnie jego gwałtowna reakcja. Czyżby się zastanawiał, czy mały nosi imię jakiegoś mężczyzny?
‒ Dlaczego tak bardzo się przejmujesz?
‒ Nie przejmuję się – odparł zimno.
Maleństwo załkało w moich ramionach. Przytuliłam je mocniej i zobaczyłam, jak na jego główkę spadają łzy.
‒ Jeśli nie zrobiłeś mi dziecka celowo, jeśli było to dziełem przypadku i nie chcesz być ojcem, to… pozwól nam odejść!
‒ Mam zobowiązania…
‒ Zobowiązania! Dla ciebie to tylko ktoś, kto odziedziczy po tobie twój tytuł i nazwisko. Dla mnie jest wszystkim. Nosiłam go w łonie przez dziewięć miesięcy. Jest jedynym powodem, dla którego żyję.
Płakałam teraz otwarcie, tak jak moje dziecko – ze współczucia, a może dlatego, że była już pora spania. Starałam się uspokoić małego.
Alejandro miał kamienną twarz.
‒ Jeśli jest moim synem, zabiorę was oboje do Hiszpanii. Niczego wam nie zabraknie. Zamieszkacie w moim zamku.
‒ Nie poślubię cię za żadną cenę!
‒ Ślub? A kto o tym mówi? Choć oboje wiemy, że wyszłabyś za mnie po sekundzie, gdybym cię poprosił.
Pokręciłam głową.
‒ Co mógłbyś mi zaoferować? Pieniądze? Zamek? Tytuł? Nie potrzebuję tego.
Pociemniały mu oczy.
‒ Nie zapominaj o seksie. Gorącym i niewiarygodnym.
Popatrzył na mnie ponad główką naszego dziecka. Poczułam nagle, jak moje ciało napręża się i rozpływa jednocześnie.
‒ Wiem, że pamiętasz, jak było między nami – oznajmił stłumionym głosem. – Ja też.
‒ Tak – przyznałam szeptem. – Ale czy ma to znaczenie? Bez miłości… to jest puste. Wiesz o tym. Pieniądze, pałace, tytuł… tak, nawet seks… przyniosło ci to kiedykolwiek szczęście?
Patrzył na mnie. Przez chwilę słychać było tylko stukot deszczu o dach, kwilenie naszego dziecka i łomot mojego serca. I nagle, po raz pierwszy, Alejandro popatrzył – tak naprawdę – na naszego syna. Potem pogłaskał delikatnie jego główkę. Płacz dziecka ustał jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej; obaj, ojciec i syn, popatrzyli na siebie tymi samymi oczami, z tym samym wyrazem twarzy. Miguel niespodziewanie dotknął nosa Alejandra, który parsknął śmiechem i spojrzał na małego ze zdziwieniem, a potem na mnie. Chłodno.
‒ Przeprowadzimy badanie DNA. Natychmiast.
‒ Oczekujesz, że zgodzę się na pobranie krwi mojego dziecka, żeby udowodnić coś, czego nie chcę udowadniać? Albo wierzysz, że jest twoim synem, albo nie! I zostaw nas w spokoju!
‒ Dosyć – oznajmił beznamiętnie.
Musiał wcisnąć jakiś ukryty guzik, bo w drzwiach pojawili się znienacka dwaj ochroniarze, po czym ruszyli przez wewnętrzne podwórze w stronę sypialni, którą dzieliłam z Miguelem.
‒ Dokąd idą? – spytałam.
‒ Zabrać rzeczy.
‒ Czyje?
Trzeci ochroniarz podszedł do mnie od tyłu i nagle wyjął mi Miguela z ramion.
‒ Nie! – krzyknęłam i rzuciłam się na mężczyznę, lecz Alejandro mnie chwycił.
‒ Jeśli badania DNA dowiodą, że nie jest moim synem,