Córka gliniarza. Kristen Ashley
Читать онлайн книгу.– Kurwa – warknął przez zaciśnięte zęby.
– Co?
Przerzucił mnie na plecy, jakbym ważyła tyle co piórko, pocałował szybko.
– Nie waż się ruszyć – ostrzegł i wyskoczył z łóżka.
Złapał dżinsy i poszedł do drzwi, a ja patrzyłam oszołomiona, po raz pierwszy mając okazję obejrzeć jego nagie ciało i podziwiać, jak hojnie obdarzyła go natura.
To, co zobaczyłam, w połączeniu ze świadomością, że tej nocy spałam obok nagiego Liama Nightingale’a, sprawiło, że przeżyłam mikroorgazm.
Słuchając, jak z kimś rozmawia, usiłowałam zapanować nad swoim ciałem (bez rezultatu). Po chwili Lee wrócił do pokoju.
Od razu podszedł do łóżka i wyciągnął mnie z niego; uderzyłam w jego pierś. Pocałował mnie, mocno i głęboko, tylko za krótko.
– Muszę iść – powiedział.
Chciałam zawołać „nie!”, bo byłam rozpalona do czerwoności. Właśnie przyznał, że zawsze kochał mój tyłek! I pragnęłam doświadczyć tego, czym tak hojnie jest obdarzony.
Zamiast jednak przejść do konkretów, zatonęłam w jego ramionach – tylko do tego byłam zdolna po pocałunku.
Uśmiechnął się.
Niech go szlag.
– Zabiorę cię do księgarni tak szybko, jak tylko dam radę. Obiecaj mi, że do tego czasu nie wpakujesz się w żadne kłopoty.
Skinęłam głową.
Przyjrzał mi się i westchnął.
– Kłamiesz.
– Nie kłamię.
– Przynajmniej nie rób nic głupiego.
Jakbym kiedyś zrobiła!
Musnął moje wargi, puścił mnie, poszedł do łazienki, wziął prysznic, ubrał się i wyszedł.
A ja zadzwoniłam po Ally.
Miałyśmy przed sobą długi dzień i pełne ręce roboty, jeśli chciałyśmy znaleźć Rosiego.
Rozdział 6
Strefa „Kinky” Friedmana
Postanowiłam wciągnąć Jane w nasze poszukiwania. I w sumie wszystkich innych.
Cały ranek spędziłyśmy na obsługiwaniu klientów, którzy pragnęli kawy, jednej osoby, która przyszła po książkę oraz na obdzwanianiu wszystkich znajomych i rozsyłaniu listów gończych za Rosim i Dukiem.
Jane co prawda przeżyła szok na widok mojej twarzy (wciąż miałam podbite oko, duży sinik zmieniający kolor na żółty), ale ogólnie była podekscytowana. Uważała chyba, że to świetna zabawa. W końcu to nie wobec niej (na razie) użyto broni palnej i paralizatora. Czytała głównie romanse, ale również kryminały i powieści grozy i należała do wielbicieli Richarda „Kinky” Friedmana[4].
Po porannych godzinach szczytu pojechała do Evergreen i wsunęła pod drzwi Duke’a kartkę z prośbą, żeby zadzwonił od razu, jak tylko zjawi się w domu. W postscriptum zaprosiła Dolores na kobiecy wieczorek w przyszłą środę.
Ja uznałam, że moja poranna słabość w relacji z Lee to przejściowe zaćmienie oraz skutek uboczny sake. I utwierdzałam się w przekonaniu, że bycie z nim nie jest dobrym pomysłem, między innymi dlatego, że mógł (i robił to) zostawić mnie rozpaloną, a dodatkowo zaangażowaną w te gówniane sprawy, które składają się na jego życie. Zdawałam sobie sprawę, że tracę kontrolę, dlatego musiałam ułożyć plan działania. Po prostu nie mogę znaleźć się z nim sam na sam w jego wozie, towarzystwie, mieszkaniu, a już – nie daj Boże – w łóżku. Wystarczy się tego trzymać, a będzie dobrze.
Po wyjściu Jane zadzwoniłam do rodziców Rosiego, którzy mieszkają w Dakocie Północnej; zaraz po przyjaciołach znajdowali się następni na liście osób do powiadomienia w razie wypadku. Żeby ich nie przerazić, postanowiłam udawać koleżankę z czasów liceum, która pragnie odświeżyć kontakt.
– Co za niesamowity zbieg okoliczności! – ucieszyła się jego mama. – Właśnie wczoraj zjawiło się tu dwóch miłych panów, którzy powiedzieli to samo!
Spojrzałam na Ally z miną „ale numer”; uniosła brew.
To mógł być albo Lee, albo Terry Wilcox. Jeden był moim przekleństwem, drugi Rosiego.
Zostawiłam kobiecie swój numer telefonu i nazwisko, rozłączyłam się i opowiedziałam całą rozmowę Ally.
– To pewnie Lee, on ma swoje sposoby – uznała.
Jasne.
– Przypomnij mi, dlaczego my to w ogóle robimy? – spytała.
– Założyłam się z twoim bratem i nie chcę przegrać. – To nawet nie do końca było kłamstwo. Jeśli Lee znajdzie mojego baristę, stracę bardzo dużo: spokój ducha, poczucie rzeczywistości i takie tam.
– Czyli założyłaś się z nim, że znajdziesz Rosiego przed nim i oddasz torbę brylantów tamtym typom? – Przyjaciółka spojrzała na mnie, jakbym straciła rozum.
– No tak.
– Dziewczyno, przegrasz z kretesem.
Co za szczęście, że Ally zawsze kibicuje słabszym.
Drzwi do księgarni otworzyły się i do środka wpadła Andrea Cocetti.
Chodziła z nami do szkoły i należała do paczki. Podobno obściskiwała się z Richim Samborą za kulisami po koncercie Bon Jovi, ale ta plotka nigdy nie została ani oficjalnie potwierdzona, ani zdementowana. Nam dwóm Andrea wyznała w tajemnicy, że nic takiego się nie wydarzyło, więc, również w tajemnicy, nadal miałam przewagę dzięki kontaktowi z Joe Perrym.
Kumplowałyśmy się, ale rzadko widywałyśmy. Andrea wyszła za mąż dwadzieścia minut po skończeniu szkoły (teraz nazywała się Moran) i miała czworo dzieci. Gromadka maluchów, zwłaszcza takich diabłów jak Andrea, była niezłym powodem, żeby nie widywać się zbyt często.
Weszła do księgarni, pchając wózek i trzymając drugie dziecko za rękę, trzecie szło samo. Na ramieniu duża torba à la sportowa i druga – wypchana pieluchami. Wyglądało to tak, jakby wszystko było tylko akcesoriami, nie wyłączając dzieci.
– Jesteś z Lee Nightingale’em! – zawołała. Kilkoro klientów, którzy siedzieli opodal, czytając i sącząc kawę w spokoju, podskoczyło i spojrzało na nią. – Czemu nic nie mówiłaś?!
Andreę również wciągnęłam w kilka moich sercowych akcji, więc wiedziała o wszystkim. A że widniała na liście Kitty Sue do wysyłania kartek bożonarodzeniowych, to znalazła się też na liście osób do obdzwonienia. Najwyraźniej jednak w drugiej fali telefonów, skoro przyszła dopiero dziś.
– To się stało wczoraj – wyjaśniła Ally.
Andrea ją zignorowała.
– Zrobiliście to już? – spytała, nadal mocnym, donośnym głosem; klienci przenieśli wzrok na mnie.
Westchnęłam.
– Powoli się przymierzamy.
– Powoli? – Popatrzyła na Ally, potem na mnie, miałam wrażenie, że oczy wyskoczą jej z orbit. – Ja… ty… – zabrzmiało to tak, jakby się dusiła, zaczynałam się martwić. – To niemożliwe! Nie da się tego robić powoli! Zresztą Lee Nightingale nie działa „powoli”. W jednej chwili