Budynek Q. David Baldacci
Читать онлайн книгу.temu przeczące.
– Proszę kontynuować.
– Powiedziałam im, że małżeństwo Pullerów wyglądało jak wiele innych. Kłócili się, potem godzili.
– Wspomniała im pani o złym traktowaniu? O tym, że matka chciała od niego odejść i zabrać ze sobą mojego brata i mnie? Byłby to bardzo poważny motyw morderstwa.
– Nie, o tym im nie mówiłam.
– Dlaczego?
– Ponieważ mój mąż podlegał pańskiemu ojcu i nie chciałby słyszeć o niczym, co by w niego godziło – odparła bez ogródek.
– Więc zataiła pani przed CID informacje ze względu na męża?
Kolejne słowa wyrzucała z siebie w pośpiechu, tak jakby lekarstwa zamiast spowalniać, tym razem je napędzały.
– Czasy były inne. Ja byłam inna. Miałam na wychowaniu siedmioro dzieci. Nie mogłam zrobić nic, co zagrażałoby karierze Stana. Był żywicielem rodziny. A więc nie, nie powiedziałam im ani co myślę, ani co wiem.
– Dlaczego odgrzebała pani tę sprawę akurat teraz?
Przesunęła dłonią po czole. Puller zauważył, że drży jej ręka.
– Jestem gorliwą katoliczką. Wszystkie swoje dzieci wychowałam w wierze. Jak sięgam pamięcią, co tydzień uczęszczałam na msze święte. – Na chwilę umilkła, zaczerpnęła powietrza. – Nie mogę odejść z tego świata bez zrobienia czegoś, co naprawi wielkie zło. Chciałam pomścić przyjaciółkę.
– Mąż nie podziela pani zdania.
– Stan nic o tym nie wiedział. Jackie nigdy by mu się nie zwierzyła. A poza tym, jak już wspomniałam, nie pozwoliłby powiedzieć złego słowa na pańskiego ojca.
Puller wiedział, że to wielce prawdopodobne.
– Ale skąd pewność, że ojciec skrzywdził matkę? Musi ją pani mieć, skoro po tylu latach napisała pani ten list.
Znów podciągnęła się na poduszce i utkwiła w nim wzrok.
– Powiedziałam, że CID nie interesował się pańskim ojcem, ponieważ był wtedy za granicą.
– Zgadza się.
– No więc to nieprawda. Nie przebywał poza krajem. Tamtego dnia był w Hampton.
Puller poczuł ucisk w piersi.
– Skąd pani wie?
– Bo go widziałam!
– Gdzie? Jak to?
– Załatwiałam sprawunki. Widziałam pana ojca na ulicy. Prowadził samochód. Nie ten, którego używała wasza rodzina. Inny, też służbowy.
– Jest pani pewna, że to był on?
– Miałam go niemal na wyciągnięcie ręki. On mnie nie widział. Wyglądał na zdenerwowanego.
– Która była godzina?
– Około wpół do trzeciej.
Puller westchnął.
– Dlaczego nie powiedziała pani o tym agentom CID?
Opadła na poduszkę i pokręciła głową.
– Powiedziałam Stanowi. Stwierdził, że musiałam się pomylić. Pokazał mi harmonogram zajęć pańskiego ojca. Wynikało z niego, że jest w Niemczech i wraca dopiero następnego dnia. Stan przekonywał mnie, że jestem w błędzie. – Ze znużeniem pokręciła głową. – Ale ja wiedziałam swoje. To był pański ojciec. – Umilkła i głośno westchnęła. – I dlatego napisałam ten list.
Puller chciał kontynuować rozmowę, ale widział, że kobieta się męczy. Zresztą cóż jeszcze mogłaby mu powiedzieć? Ojciec rzeczywiście był wtedy w mieście. Puller wstał.
– Dziękuję, że zechciała pani się ze mną spotkać. Jestem pani wdzięczny.
Lynda Demirjian wyciągnęła do niego rękę, którą Puller delikatnie uścisnął.
– Przykro mi, że tak się stało, John. Po prostu uważam, że powinnam tak postąpić.
– Rozumiem. Czegoś pani potrzebuje?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
– Kiedy człowiek dojdzie do tego momentu w życiu, niewiele mu już potrzeba. Ale krzepi mnie wiara. Jestem we właściwym miejscu.
Puller cicho opuścił pokój i powoli szedł korytarzem hospicjum. Gdy znalazł się na zalanej słońcem ulicy, nastrój wcale mu się nie poprawił. Wprost przeciwnie.
Kłótnie? Złe traktowanie? Odsyłanie go z bratem do przyjaciół, żeby nie słyszeli awantur? Matka porzucająca ojca?
Miał poczucie, jakby pani Demirjian opowiadała o życiu kogoś innego. O cudzym dzieciństwie. Mówiąc o pamięci wybiórczej, jego brat pewnie właśnie to miał na myśli. Rodzice nie mogli wysyłać ich do znajomych przy każdej scysji. Byłoby to niemożliwe. A więc musiał czasem być świadkiem tych kłótni.
Poszedł do samochodu, oparł się o przedni zderzak. Spuścił głowę i zamknął oczy.
Gdzieś w najbardziej mglistych wspomnieniach były pogrzebane rzeczy, które najwyraźniej wypierał.
Jak miałby zatem odkryć prawdę, skoro sam nie potrafi jej do siebie dopuścić?
10
Paul Rogers otworzył oczy i spojrzał prosto na sufit swojego samochodu. W nocy przekroczył granicę Wirginii. Obudził się wraz z nastaniem dnia.
I zdał sobie sprawę, że popełnił duży błąd. Prócz pozostawienia chłopca przy życiu.
Za mocno dźgnąłem tego sukinsyna. Zabiłem go ze zbyt dużą siłą.
Jego dłoń odruchowo ześliznęła się na przytroczony do pasa nóż.
Na jaką wbił się głębokość? Donohue był dużym, krępym facetem.
A ostrze przeszyło go na wylot i utkwiło w ściance przyczepy.
Rogers jęknął, potarł oczy, przegramolił się na przednie siedzenie, zapalił silnik i ruszył.
Nie musiał tego tak robić. Wystarczyło uderzyć z siłą o połowę mniejszą, a cios i tak byłby śmiertelny. Ponieważ jednak nie dało się cofnąć czasu, postanowił o tym zapomnieć.
Przydałaby mu się nowa bryczka. Jeśli ktoś widział, jak jego samochód wyjeżdża z polnej drogi, przy której porzucił ciało i chłopca, może wpaść w tarapaty.
Zatrzymał auto na tyłach małego centrum handlowego, jeszcze o tej porze zamkniętego. Wziął torbę, schował do niej słynny M11. Pudełko po broni wrzucił do kontenera na śmieci, odkręcił tablice rejestracyjne samochodu, wsadził je do torby obok pistoletu i odszedł.
Przespał się pod mostem, obudził się następnego dnia rano i pieszo ruszył w drogę. Po mniej więcej godzinie marszu dotarł do miasteczka w górzystej południowo-zachodniej Wirginii. Znalazł miejscową bibliotekę, usiadł przy stanowisku komputerowym, wszedł do sieci i wpisał nazwę.
Ballard Enterprises.
Wyskoczyło mu kilka wyników, niektóre związane z tym, czego szukał, inne nie.
Interesująca go firma zmieniła nazwę wiele lat temu. Teraz nazywała się CB Excelon Corp. Ballard Enterprises założył Chris Ballard, który również kierował firmą. Wyszukawszy to nazwisko w sieci, Rogers dowiedział się, że mężczyzna jest honorowym prezesem Excelonu, ale pieczę nad codziennym funkcjonowaniem korporacji przekazał innym. Obecnie głównym obszarem działalności Excelonu było cyberbezpieczeństwo.
Trzydzieści lat