W zasadzie tak. Jacek Fedorowicz

Читать онлайн книгу.

W zasadzie tak - Jacek Fedorowicz


Скачать книгу
w głąb. Należy sobie uświadomić, z czego żyje kelner, kierownik sali i kucharz. Ich podstawkowym dodatkiem do pensji jest udział w Ogólnej Puli Niedoważania.

      Naiwni konsumenci myślą sobie: „Kelner jest niechętny i ślamazarny – nie dam mu napiwku. Popamięta”.

      Nie tylko nie popamięta, ale nawet nie zauważy. Kelner wcale nie nastawna się na napiwek. Swój dodatek do pensji ma zapewniony z chwilą położenia na talerz Waszego bryzolu, który jest ciut lżejszy, niżby to wynikało z dokładnie wypisanej w karcie gramatury. Udział naszego kelnera w Ogólnej Puli Niedoważania jest uzależniony od umowy z Szefem Puli, którym to szefem może być kierownik sali, kucharz, bufetowa – tu niestety nie mogę podać konkretnych danych, ponieważ nie mam wglądu do akt prokuratorskich. Wysokość udziału jest uzależniona najczęściej od stażu pracy w danym lokalu. System ten ma niestety jeden błąd, który boleśnie odbija się na konsumentach: Szef Puli nie jest w stanie stwierdzić autentycznego wkładu do Puli poszczególnych pracowników. Tak więc kelner sprawny, który, sprawnie i szybko podając, przyczynia się do zwiększenia Puli Niedoważania, nie jest odpowiednio przez Pulę honorowany. Dlatego większość kelnerów pracuje opieszale, wiedząc, że Pula powstanie i tak, bez ich osobistego wysiłku.

      Ewentualny nasz Ruch Konsumencki nie powinien polegać na krytyce „złych” kelnerów, ponieważ kelnerzy nie są ani źli, ani dobrzy. Winien jest system. Tak więc powinniśmy raczej zmienić system rozliczania udziałów w Ogólnej Puli Niedoważania, czego nie jesteśmy w stanie zrobić, więc nie ma o czym mówić.

      Stwierdziłem przed chwilą, że świadomy konsument zawsze zamawia wódkę, nie zawsze jednak wie, dlaczego zamawia. Wyjaśniam. Nie chodzi tu wcale o wysokość rachunku, czyli plan obrotu restauracji.

      Zamówiłeś konsumencie pół litra. Zapłacisz za nie, powiedzmy, dwieście złotych. Kelner przyniósł ci pół litra, które kupił poprzedniego dnia w sklepie monopolowym za sto złotych. Różnica między tymi dwiema cenami to zarobek na czysto. Zastanów się konsumencie: czy w tej sytuacji Twój kilkuzłotowy napiwek ma jakiekolwiek znaczenie?

      I tak doszliśmy do problemu napiwków.

      Zapraszam do przestudiowania następnego rozdziału.

      NOWA ROLA NAPIWKU W ŚWIECIE WSPÓŁCZESNYM

      Każdy z Was, Drodzy Czytelnicy, niejednokrotnie stawał oko w oko z problemem: dać napiwek, czy nie dać? Jeżeli dać, to jaki? Co będzie bardziej obraźliwe dla kandydata na napiwkobiorcę: to, że mu damy, czy to, że mu nie damy?

      Ten drobny, ale poprzez swą częstotliwość dokuczliwy problem wprowadzał Was niejednokrotnie w stan rozterki psychicznej. A przecież wiecie, że zadaniem naszego cyklu wykładów jest utrzymywanie Was w stanie ciągłego poczucia spokoju, bezpieczeństwa, rozpraszanie rozterek i wątpliwości. My nie zmieniamy zastanych faktów, nie nawołujemy do żadnych poprawek, my tylko się odpowiednio nastawiamy.

      Podejdźmy do sprawy historycznie. Czym był napiwek w dawnych czasach? Była to drobna kwota pieniężna, stanowiąca dodatek do oficjalnej zapłaty, wręczana w celu wynagrodzenia dodatkowych, nieobjętych zapłatą usług, jak na przykład: serdeczny uśmiech podczas wykonywania usług, staranniejsze wykonanie, zwiększona szybkość usługi i tak dalej.

      Stopniowo pierwotna rola napiwku uległa zatarciu, aby ustąpić miejsca tradycji, ale w dalszym ciągu napiwkodawca miał wolny wybór, mógł dać, mógł też nie dać, a przede wszystkim wysokość napiwku uzależniona była od rzeczywistych wartości usług. Osobą gratyfikowaną był wciąż jeszcze napiwkobiorca. Obecnie rzecz ma się odwrotnie: napiwek wręczany jest wyłącznie dla dobra napiwkodawcy.

      Innymi słowy, większą korzyść z napiwku ma ten, który daje, niż ten, który napiwek bierze. Nie zawsze oczywiście, ale najczęściej.

      Przeważnie tak się zdarza, że wręczamy napiwek osobie, która zarabia znacznie więcej od nas. Tych kilka złotych to dla niego właściwie nic. Nikły procent miesięcznego zarobku. Pestka. Jako przykład może nam tu posłużyć szatniarz w nocnym lokalu lub modnej kawiarni, któremu dajemy napiwek stosunkowo najczęściej i po tym, co zostało stwierdzone, wydawać by się mogło, że dajemy zupełnie niepotrzebnie. Otóż nie.

      Osobą, która czerpie korzyści z naszego napiwku, jesteśmy my sami. Napiwek umacnia nas w poczuciu przynależności do grupy uprzywilejowanej, mamy pełne złudzenie wielkopańskiego gestu, wydaje nam się, że decydujemy o czyimś stanie majątkowym, osiągamy ogromną satysfakcję natury moralnej, a o to przecież chodzi.

      Dlatego też należy w dalszym ciągu dawać napiwki. Dla własnego dobra. Bo o innych korzyściach nie ma mowy. Na każdym kroku przekonują nas o tym doświadczenia. Szatniarz, kelner, kierowca taksówki, portier hotelowy i wszyscy inni napiwkobiorcy wykonują swoje usługi, zupełnie nie zwracając uwagi na nasze datki. Wykonując usługę, nie myślą o perspektywie napiwku, a otrzymawszy napiwek, nie zapamiętają napiwkodawcy jako swego dobroczyńcy. Za następnym razem wcale nie podnoszą jakości swych usług, co moglibyśmy zaobserwować, gdybyśmy obserwowali dokładniej, a nie przez pryzmat tradycji i własnych przyzwyczajeń.

      Padło słowo: tradycja. Ona to właśnie wyznacza nam precyzyjnie sytuacje, w których wręcza się napiwek. Wszystkie profesje w Polsce podzieliły się na napiwkowe i beznapiwkowe. Do napiwkowych, poza wymienionymi powyżej, zaliczamy zawód barmana, tragarza, wykidajły, babki toaletowej, portiera, mechanika samochodowego, listonosza i wszystkich rzemieślników wykonujących nam usługi w domu. Do zawodów beznapiwkowych zaliczamy wszystkie pozostałe zawody, jak: ekspedientki, konduktora, profesora uniwersytetu, zamiatacza ulic, literata i tak dalej.

      Podział jest trwały i usankcjonowany, a logiczne wytłumaczenie tego podziału nie istnieje. Tłumaczy się on wyłącznie tradycją, ponieważ – gdyby do sprawy podejść logicznie – trudno byłoby uzasadnić, dlaczego babce toaletowej napiwek wręczamy, a kasjerce PKP – nie.

      Nasuwa się teraz pytanie „Ile?” – z tym nierzadko mieliśmy problemy. Spieszę uspokoić Drogich Czytelników: nie ma wielkiego niebezpieczeństwa gafy. Gdybyśmy się pomylili i zamiast złotówki dali dziesięć złotych, albo zamiast dwudziestu złotych – pięć, nie ma to żadnego znaczenia, ponieważ wysokość napiwku jest dla napiwkobiorcy obojętna. Albo żyje z innych, większych pieniędzy, albo też gdy suma napiwków jest jakąś pozycją w jego budżecie – wie doskonale, że następny napiwkodawca wyrówna niedobory. Co innego, gdyby na niekorzyść napiwkobiorcy pomyliło się – powiedzmy – pięciuset napiwkodawców w ciągu tygodnia. Wtedy byłaby to luka w budżecie, ale taka sytuacja jest zbyt mało prawdopodobna, aby brać ją pod uwagę.

      Oczywiście pomyłka in plus jest groźniejsza od pomyłki in minus, ale tylko w rejonie kwot wyższych. Kiedy dajemy za dużo o dziesięć złotych, narażamy się tylko na lekką drwinę. Dając zadużo o pięćdziesiąt – tracimy w oczach napiwkobiorcy nawet tę resztkę szacunku i narażamy się na niewypowiedzianą śmieszność.

      Czy wobec tego należy zawsze, w każdej sytuacji dawać symboliczną złotówkę?

      Nie. Należy stworzyć sobie bardzo dokładny taryfikator, aby nasz, nazwijmy to, świat iluzji był zbudowany konsekwentnie.

      W dalszym ciągu udajemy przed sobą samym, że fakt wręczenia napiwku nas nobilituje, wmawiamy w siebie, że napiwkobiorca odczuje wysokość odbieranego napiwku i odczyta w tej wysokości nasze zadowolenie, nasze umiarkowane zadowolenie lub brak zadowolenia z usługi.

      Przykładowy taryfikator w szatni wyglądałby następująco:

      opłata podstawowa – złotówka,

      za potrzymanie płaszcza – napiwek: pięćdziesiąt groszy,

      za szeroki uśmiech – kolejna pięćdziesięciogroszówka,

      za „Do widzenia panu” – złotówka.

      Kolejne możliwości pięćdziesięciogroszowych


Скачать книгу