Wybór Crossa. Sylvia Day

Читать онлайн книгу.

Wybór Crossa - Sylvia Day


Скачать книгу

      Spojrzał na mnie.

      – Mam tu napisane: Być nieustępliwym.

      – A u mnie jest napisane: PosIT. Czy to wystarczy?

      – A niech cię.

      Zabrzęczał telefon na moim biurku, a potem odezwał się Scott.

      – Kilka spraw, panie Cross. Mam pannę Tramell na linii pierwszej.

      – Dziękuję, Scott.

      Podszedłem do telefonu, czując podniecenie myśliwego. Jeśli wejdziemy w posiadanie PosIT, Landon wróci do punktu wyjścia.

      – Gdy będę wolny, chcę rozmawiać z Victorem Reyesem.

      – Oczywiście. Aha, pani Vidal czeka w recepcji – ciągnął Scott. – Czy życzy pan sobie, bym odroczył poranne zebranie?

      Zerknąłem na szklaną ściankę odgradzającą mnie od reszty pomieszczeń na piętrze, chociaż z tej odległości nie mogłem dojrzeć matki.

      Zacisnąłem pięści. Według zegarka w moim telefonie miałem dziesięć minut na rozmowę z żoną. Kłopot polegał na tym, że matka będzie musiała zaczekać, aż upchnę ją w moim terminarzu. A niech tam.

      – O dwadzieścia minut – powiedziałem Scottowi. – Porozmawiam z panną Tramell i Reyesem, a wtedy będziesz mógł wprowadzić panią Vidal.

      – Rozumiem.

      Odczekałem chwilkę. A potem podniosłem słuchawkę i wcisnąłem niecierpliwie błyskający guzik.

      2

      – Słucham cię, aniołku.

      Głos Gideona zrobił na mnie równie piorunujące wrażenie, podziałał na moje zmysły i przyprawił o żywsze bicie serca jak wówczas, gdy usłyszałam go po raz pierwszy. Brzmiał kulturalnie, a jednocześnie był zmysłowy i lekko chropawy. Działał na mnie zarówno w ciemności sypialni, jak i w słuchawce telefonu, kiedy nie rozpraszał mnie widok niewiarygodnie przystojnej twarzy Gideona.

      – Cześć. – Przysunęłam się wraz z fotelem obrotowym bliżej biurka. – Nie przeszkadzam?

      – Jestem zawsze do twoich usług.

      Uderzyła mnie jakaś fałszywa nuta w jego tonie.

      – Mogę zatelefonować później.

      – Ależ, Evo. – Usłyszawszy apodyktyczny ton, z jakim wymówił moje imię, aż podwinęłam palce w szpilkach od Louboutina. – Mów, czego ci trzeba.

      Ciebie, chciałam odpowiedzieć, chociaż zaledwie kilka godzin temu solidnie mnie zerżnął. A minionej nocy kotłowaliśmy się zawzięcie do białego rana.

      – Wyświadcz mi przysługę – powiedziałam.

      – Będę oczekiwał rewanżu.

      Ulżyło mi trochę. Gideon zranił mnie, wspominając o Corinne w bolesny dla mnie sposób, a kłótnia, która potem nastąpiła, wciąż mi ciążyła. Musiałam jednak odsunąć urazę na bok.

      – Czy ochrona dysponuje adresami wszystkich pracowników budynku Crossfire?

      – Mają kopie dowodów tożsamości. Czemu o to pytasz?

      – Chodzi mi o recepcjonistkę. Przyjaźnimy się trochę. Od tygodnia nie pokazuje się w pracy. Jest na zwolnieniu. Niepokoję się o nią.

      – Jeśli chcesz ją odwiedzić i sprawdzić, jak się czuje, musisz dostać adres od niej samej.

      – Ale nie mogę się do niej dodzwonić.

      Powiodłam palcem po brzeżku kubka z kawą i wlepiłam wzrok w zdobiące moje biurko zdjęcia przedstawiające mnie i Gideona.

      – Może nie chce z tobą rozmawiać?

      – Och, nie. Nie pokłóciłyśmy się ani nic takiego. Ale dziwię się, że się nie odzywa, bo zazwyczaj gdy jest chora, wydzwania do mnie dzień w dzień. To gadatliwa dziewczyna, chyba o tym wiesz?

      – Nie – odparł. – Nie miałem pojęcia.

      Gdyby powiedział to jakiś inny facet, pomyślałabym, że to sarkazm. Ale nie Gideon. On chyba nigdy nie prowadzi poważnych rozmów z kobietami. Kiedy rozmawia ze mną, często przychodzi mu to z wielkim trudem. Jego obycie towarzyskie najwyraźniej nie obejmowało umiejętności porozumiewania się z przedstawicielkami płci odmiennej.

      – W takim razie musisz mi uwierzyć na słowo, mistrzu. Po prostu… chciałabym się upewnić, czy u niej wszystko w porządku.

      – Jest tutaj mój prawnik, ale nie muszę go pytać o to, czy podanie informacji, o jakie prosisz, byłoby legalne. Zadzwoń do Raula. On ją odszuka.

      – Naprawdę? – Oczyma wyobraźni ujrzałam ciemnowłosego i ciemnookiego specjalistę od ochrony. – Nie będzie miał nic przeciwko temu?

      – Płacę mu za to, żeby nie miał nic przeciwko niczemu, aniołku.

      – Och.

      Niespokojnie bawiłam się piórem. Wiedziałam, że mogę bez skrępowania korzystać z jego uprzejmości, czułam jednak, że gdy tak robię, pozycja Gideona w naszym związku rośnie. Bardzo mi zależało na tym, by mu w niczym nie ustępować, ale mimo jego zapewnień, że uważa mnie za równą sobie, wcale mu nie wierzyłam. Sam zadbał o sprawy, w których powinnam uczestniczyć. Jak ta okropna taśma Sama Yimary ze scenami seksu w wykonaniu moim i Bretta.

      Oraz Nathan.

      – Jak mam się z nim skontaktować? – spytałam mimo to.

      – Prześlę ci jego numer SMS-em.

      – Świetnie. Dzięki.

      – Chcę, żebyś zabrała z sobą mnie, Angusa lub Raula, jak będziesz do niej szła.

      – I to wcale nie będzie niezręczne.

      Zerknęłam do gabinetu Marka, by się upewnić, czy szef niczego ode mnie nie chce. Starałam się nie prowadzić w pracy prywatnych rozmów telefonicznych, ale Megumi nie pokazywała się w biurze od czterech dni i przez cały ten czas ani razu nie oddzwoniła do mnie, ani nie napisała SMS-a.

      – Oszczędź sobie tych szyderstw, Evo. Chyba jesteś mi coś winna.

      Wiedziałam, o co mu chodzi. Był zaniepokojony moją podróżą do San Diego, ale godził się na nią. Chciał jednak, bym była bardziej ustępliwa na innym polu.

      – Dobrze, już dobrze. Jeśli w piątek nie pojawi się w biurze, zastanowimy się wspólnie, co z tym zrobić.

      – Doskonale. Jeszcze coś?

      – Nie. To wszystko. – Znowu spojrzałam na fotografię Gideona i poczułam lekkie ukłucie w sercu, jak zawsze, ilekroć na niego patrzyłam. – Dziękuję. Mam nadzieję, że spędzisz wspaniały dzień. Kocham cię do szaleństwa. I nie oczekuję wyznań od ciebie, kiedy twój prawnik jest w pobliżu.

      – Wpadnij do mnie, gdy skończysz pracę, Evo.

      W jego tonie zabrzmiała jakaś bolesna nuta, która poruszyła mnie bardziej niż słowa.

      – Jasne. I nie zapomnij zatelefonować do Cary’ego. Masz mu powiedzieć, żebyśmy polecieli twoim odrzutowcem.

      – Masz to jak w banku.

      Odłożyłam telefon i opadłam na oparcie fotela.

      – Dzień dobry, Evo.

      Obróciłam się i znalazłam twarzą w twarz z Christine Field, dyrektor zarządzającą.

      – Dzień dobry.

      –


Скачать книгу