Duda i jego tajemnice. Tomasz Piątek
Читать онлайн книгу.komitety poparcia kandydatury Mazowieckiego. Wałęsa zwyciężył, ale środowiska popierające Tadeusza Mazowieckiego nie dały za wygraną i zjednoczywszy się, utworzyły Unię Demokratyczną (UD).
Tę ostatnią partię od Porozumienia Centrum dzieliło praktycznie wszystko poza solidarnościowym rodowodem. To wtedy pojawiło się określenie „oszołomy”, którym działacze UD określali między sobą polityków PC (określenie to szybko przeniknęło do debaty publicznej). Z kolei przeciwnicy Unii Demokratycznej określali jej członków mianem „etosowców”. Słowo „etos”, często wówczas używane, oznaczało niepisany kodeks etyczny członka demokratycznej opozycji, który stawia wartości ponad korzyściami (czy to osobistymi, czy to politycznymi). Rzecz jasna, określenie „etosowcy” było stosowane wobec UD z przekąsem. Miało ją piętnować jako oderwaną od życia elitę, bezsilną wobec rzeczywistości, gdyż trzymającą się wydumanych zasad.
Pierwsza w dziejach Trzeciej Rzeczpospolitej odsłona rządów Jarosława Kaczyńskiego przypadła na lata 1991–1992. Władzę wówczas sprawował mniejszościowy gabinet Jana Olszewskiego, za którego plecami uwijał się Kaczyński. W tym okresie przepaść między Porozumieniem Centrum a Unią Demokratyczną się pogłębiła. UD była zdecydowanie przeciwna dzikiej lustracji proponowanej przez duet Janusz Korwin-Mikke i Antoni Macierewicz, jak również ówczesnym pomysłom na „dekomunizację”, która miała pozbawić praw obywatelskich członków byłej PZPR. W toczącym się sporze o model państwa Unia Demokratyczna stawiała na liberalną demokrację i system parlamentarno-gabinetowy (w opozycji do koncepcji silnej władzy prezydenckiej forsowanej przez Lecha Wałęsę, wspieranego przez jakiś czas przez braci Kaczyńskich i ich partię).
Rząd Olszewskiego znacznie zmienił scenę polityczną. Przypieczętował rozwód Wałęsy z braćmi Kaczyńskimi, a także zbliżył do siebie środowiska UD i KLD. Zbliżył na tyle, że w 1994 r. – po przegranych przez liberałów Tuska wyborach parlamentarnych – obie partie się zjednoczyły.
Tak powstała Unia Wolności. Rok po zjednoczeniu Tadeusz Mazowiecki odszedł ze stanowiska przewodniczącego partii. Zastąpił go Leszek Balcerowicz.
Kiedy Andrzej Duda wstępował do Unii Wolności w maju 2000 r., jej przewodniczącym był właśnie Balcerowicz. Sama partia akurat wycofywała się z trwającej od roku 1997 koalicji rządowej z prawicową Akcją Wyborczą Solidarność. Formalny koniec tej koalicji nastąpił 8 czerwca 2000 r., kiedy to z rządu Buzka odwołani zostali wicepremier i minister finansów Leszek Balcerowicz, minister sprawiedliwości Hanna Suchocka oraz minister transportu i gospodarki morskiej Tadeusz Syryjczyk20.
Rozpad koalicji nie był nagły – w Unii Wolności dyskusje na ten temat trwały od dłuższego czasu. Między koalicjantami zgrzytało, gdyż różnice światopoglądowe pomiędzy centrową UW a zdecydowanie konserwatywnym AWS wciąż dawały o sobie znać. Ostre spory były związane m.in. ze stosunkiem do aborcji, jak również zmianą prawa dotyczącego wychowania seksualnego. Unia Wolności nie popierała AWS-owskich inicjatyw zaostrzania prawa światopoglądowego. Na to nakładały się problemy ze współpracą w samorządach (włącznie z głośnym wówczas konfliktem o Warszawę). O rozpadzie koalicji przesądziło ostatecznie fiasko rozmów o wyborach prezydenckich. AWS oczekiwała, że UW poprze jej lidera, związkowca Mariana Krzaklewskiego. Kto jak kto, ale Krzaklewski żadną popularnością w UW się nie cieszył.
Andrzej Duda wstępował zatem do świeckiej partii centrowej, która właśnie rozstawała się z polską prawicą. A podstawowym powodem tego rozstania był sprzeciw wobec spraw, które dziś są podstawą polityki PiS. Unia Wolności sprzeciwiała się zaostrzaniu zakazów dotyczących spraw światopoglądowych (aborcja, edukacja seksualna).
Jak przy każdym rozstaniu ostatnie miesiące i tygodnie związku były burzliwe. Związane z tym gromy i błyskawice wstrząsały ówczesnymi polskimi mediami. One zaś lubiły podkreślać odmienność obu koalicjantów. Jedni to „nowocześni demokraci” (względnie „zgnili masoni”), drudzy to „zacofany zaścianek” (względnie „katoliccy patrioci”).
Oznacza to, że przyszły prawicowy prezydent przystąpił do ugrupowania ostro skonfliktowanego z polską prawicą skupioną wtedy w AWS. Konflikt był nie tylko ostry, ale i głośny: Andrzej Duda nie mógł nie wiedzieć, gdzie wstępuje. Nie mógł nie wiedzieć, że wchodzi do „gniazda aborcjonistów” i Leszka Balcerowicza.
Wbrew bagatelizującym i wymijającym odpowiedziom, które dzisiaj serwuje nam Duda, młody działacz nie był w Unii Wolności ostrożnym obserwatorem, który wstąpił do partii, aby „pobyć i się zrazić”.
Już w październiku 2000 r. Andrzej Duda kandyduje na delegata na zjazd regionalny UW. Bez powodzenia, albowiem jego partyjnemu Kołu Podgórze-Zachód przysługują dwa miejsca na zjeździe, a Duda w głosowaniu zajmuje miejsce trzecie… Ale jest nagroda pocieszenia. Na tym samym zebraniu Koło wybiera także swój zarząd, w którym Andrzej Duda obejmie funkcję wiceprzewodniczącego. Tu o sukces było łatwiej. Na trzy miejsca w zarządzie były trzy kandydatury, zatem przyszły prezydent nie miał kontrkandydata21.
Warto w tym momencie poświęcić trochę miejsca na opis struktury, w której działał Andrzej Duda. Poznajmy sposób funkcjonowania Unii Wolności, zupełnie różny od tego, według którego działają dzisiejsze partie.
Koła Unii Wolności tworzono według różnych kryteriów – raz terytorialnych, raz środowiskowych. W samym Krakowie mamy do czynienia z oboma typami – były koła przedsiębiorców, koła uczelniane, ale także terytorialne, takie jak Koło Podgórze-Zachód. Według deklaracji członkowskiej Duda mieszkał wówczas w tej części miasta, możliwe więc, że zgłosił się do Unii Wolności, a wtedy skierowano go do koła z jego dzielnicy. Ale to tylko jedna z możliwości. Według innej wersji – niepotwierdzonej w dokumentach, ale powracającej w rozmowach z byłymi członkami UW – Andrzeja Dudę wprowadził do partii jego dobry znajomy Konrad Dziobek (poświęcimy mu kilka słów w dalszej części tego rozdziału). Tak się składa, że to właśnie Dziobek był przewodniczącym Koła Podgórze-Zachód. Zatem to względy towarzyskie, a nie terytorialne mogły przesądzić o wyborze lokalnej struktury przez Andrzeja Dudę.
Dodajmy, że było w czym wybierać. Jeden z dokumentów mówi, że w Krakowie działało wówczas 29 kół UW zrzeszających 862 członków. Z akt wynika, że koło, do którego przystąpił Andrzej Duda, należało do najmniej liczebnych. W latach 1999–2003 liczba członków wahała się od 10 do 19.
Koła, szczególnie te mniejsze, funkcjonowały autonomicznie. Z zewnątrz ich spotkania wyglądały bardziej na zebrania towarzyskie niż polityczne. Zwykle gromadzono się w mieszkaniach członków lub w kawiarniach. W życiu partii koła bezpośrednio nie uczestniczyły. Przewodniczący koła miał głos doradczy w zarządzie regionu. Każde koło dysponowało też przynajmniej jednym przedstawicielem w Radzie Regionu i Komisji Miejskiej (struktura koordynująca działania kół w danej miejscowości).
To znaczy, że członkowie UW znali się w obrębie własnego koła. Przedstawicieli innych kół spotykali wtedy, gdy współpracowali z nimi w partyjnych władzach miejskich lub regionalnych. Przez lata mogli działać w tym samym mieście lub regionie, nie znając ogromnej większości członków partii spoza swojej grupki – albo bańki, jak powiedzielibyśmy dzisiaj.
Stąd bierze się trudność, na którą natrafili dziennikarze „Newsweeka” kilka lat temu i na którą my też trafiamy, gdy szukamy świadków ówczesnej działalności politycznej Andrzeja Dudy w Unii Wolności. Działacze z tamtych lat po prostu go nie pamiętają. Jako wiceprzewodniczący koła znany był tylko w swojej bańce. Niewielkiej, a do tego złożonej przeważnie z ludzi znacznie starszych od przewodniczącego Dziobka i wiceprzewodniczącego Dudy (świadczą o tym sprawozdania finansowe wykazujące liczne obniżone
20
21
Protokół z zebrania koła Podgórze-Zachód UW Archiwum Narodowe w Krakowie ekspozytura Spytkowice zespół 29/2487/0