Konrad Wallenrod. Адам Мицкевич

Читать онлайн книгу.

Konrad Wallenrod - Адам Мицкевич


Скачать книгу
na to przyszłam, ażeby cię dręczyć:

      Nie chciałam przyjąć święcenia kapłanek,

      Bo niebu serca nie śmiałam zaręczyć,

      Póki w nim ziemski panował kochanek.

      Pragnęłam zostać w klasztorze i skromnie

      Oddać dni moje zakonnic usłudze:

      Lecz tam, bez ciebie, wszystko wokoło mnie

      Było tak nowe, tak dzikie, tak cudze…

      Wspomniałam sobie, że po latach wielu,

      Miałeś powrócić do Maryi-grodu,

      Szukając zemsty na nieprzyjacielu

      I broniąc sprawy biednego narodu…

      Kto czeka, lata myślami ukraca;

      Mówiłam sobie: on już może wraca,

      Może już wrócił… czyż nie wolno żądać,

      Gdy mam żyjąca zakopać się w grobie,

      Abym cię mogła raz jeszcze oglądać,

      Abym przynajmniej umarła przy tobie?…

      Pójdę więc, rzekłam, w pustelniczym domku,

      Około drogi, na skały ułomku,

      Zamknę się sama: może rycerz jaki

      Koło mej chatki przechodzący blisko,

      Wymówi czasem kochanka nazwisko;

      Może pomiędzy obcymi szyszaki

      Ujrzę znak jego; niech odmieni zbroje,

      Niechaj na tarczy obce godła kładnie,

      Niech twarz odmieni… jeszcze serce moje,

      Z daleka nawet, kochanka odgadnie;

      I gdy go ciężka powinność przymusza

      Wszystko dokoła wyniszczać i krwawić,

      Wszyscy go przeklną – będzie jedna dusza,

      Co mu z daleka śmie pobłogosławić!…

      Tu mój obrałam domek i grobowiec,

      W cichej ustroni, kędy świętokradzki

      Mych jęków nie śmie podsłuchać wędrowiec.

      Ty, wiem, że lubisz samotne przechadzki;

      Myśliłam44 sobie: on może z wieczora

      Wybieży z dala od swych towarzyszy,

      Pomówić z wiatrem i z falą jeziora,

      Pomyśli o mnie i głos mój usłyszy…

      Niebo spełniło niewinne życzenia!

      Przyszedłeś, moje zrozumiałeś pienia!…

      Dawniej prosiłam, by mię twym obrazem

      Sny pocieszały, choć obraz był niemy:

      Dziś, ile szczęścia! Dziś, możemy razem —

      Razem zapłakać…»

Konrad

                                                      «I cóż wypłaczemy?…

      Płakałem, pomnisz, kiedy się wydarłem

      Na wieki wieków z twojego objęcia;

      Gdy dobrowolnie dla szczęścia umarłem,

      Ażeby krwawe spełnić przedsięwzięcia.

      Już uwieńczone zbyt długie męczeństwo!

      Teraz stanąłem u życzeń mych celu,

      Mogę się zemścić na nieprzyjacielu:

      A ty mi przyszłaś wydzierać zwycięstwo!…

      Odtąd jak znowu z okna twej wieżycy

      Spojrzałaś na mnie: w całym kręgu świata

      Znowu nic nie ma dla mojej źrenicy,

      Tylko jezioro i wieża, i krata…

      Wkoło mnie wszystko wre wojny rozruchem:

      Śród trąb odgłosu, śród oręża szczęku,

      Ja niecierpliwym, wytężonym uchem

      Szukam ust twoich anielskiego dźwięku,

      I dzień mój cały jest oczekiwaniem,

      A gdy wieczornej doczekam się pory,

      Chcę ją przedłużyć rozpamiętywaniem:

      Ja życie moje liczę na wieczory!

      Tymczasem Zakon spoczynkowi łaje45,

      O wojnę prosi, własnej żąda zguby,

      I mściwy Halban wytchnąć mi nie daje:

      Albo dawniejsze przypomina śluby,

      Wyrżnięte sioła i zniszczone kraje;

      Albo, gdy nie chcę skargi jego słuchać,

      Jednym westchnieniem, skinieniem, oczyma,

      Umie przygasłą chęć zemsty rozdmuchać…

      Wyrok mój zda się przybliżać do końca,

      Nic już Krzyżaków od wojny nie wstrzyma.

      Wczoraśmy z Rzymu odebrali gońca,

      Z różnych stron świata niezliczone chmury

      Pobożny zapał w pole nagromadził,

      Wszyscy wołają, abym ich prowadził

      Z mieczem i krzyżem na wileńskie mury…

      A przecież – wyznam ze wstydem ! – w tej chwili,

      Kiedy się ważą narodów wyroki,

      Myślę o tobie, wynajduję zwłoki,

      Żebyśmy jeszcze dzień jeden przeżyli…

      Młodości! jakże wielkie twe ofiary!

      Jam miłość, szczęście, jam niebo za młodu

      Umiał poświęcić dla sprawy narodu,

      Z żalem lecz z męstwem! – a dzisiaj, ja stary,

      Dzisiaj powinność, rozpacz, wola boża

      Pędzą mię w pole: a ja siwej głowy

      Nie śmiem oderwać od tych ścian podnóża,

      Ażeby twojej nie stracić – rozmowy!…»

            Umilknął. Z wieży słychać tylko jęki.

      W milczeniu długie przeciekły godziny;

      Noc rozrzedniała46 i promyk jutrzenki

      Już zarumienił lica cichej wody;

      Pomiędzy liściem drzemiącej krzewiny

      Ze szmerem ranne przewiewały chłody,

      Ptaszęta cichym ozwały się pieniem,

      Umilkły znowu – i długim milczeniem

      Znać dają, że się zbudziły za wcześnie.

      Konrad powstaje, wzniósł ku wieży czoło,

      Długo na kratę poglądał boleśnie.

      Słowik zanucił. Konrad na około

      Spojrzał: już ranek; opuścił przyłbicę,

      W szerokie zwoje płaszcza twarz obwinął,

      Skinieniem ręki żegna pustelnicę

      I w krzakach zginął.

      Tak duch piekielny od wrót pustelnika

      Na odgłos


Скачать книгу

<p>44</p>

myśliłam (daw.) – dziś popr. myślałam. [przypis edytorski]

<p>45</p>

łajać – ostro krytykować, strofować. [przypis edytorski]

<p>46</p>

rozrzedniała – dziś: zrzedła a. rozrzedziła się. [przypis edytorski]