Poszukiwacze skarbu. Эдит Несбит
Читать онлайн книгу.szczęście macie! – rzekł wuj Alberta. – Oto po pięć pensów dla każdego z was.
– Nie, po cztery z ułamkiem – zawołał Dick – jest nas siedmioro.
– Jak to? Albert należy też do poszukiwaczy skarbu?
– Naturalnie – odparła Ala.
I postanowiliśmy zmienić pół korony i dać Albertowi jego część.
Wuj tymczasem włożył kamizelkę i surdut, który zdjął do kopania. Po czym nachylił się i podniósł z ziemi – rzecz nie do uwierzenia, a jednak prawdziwa – drugie pół korony!
I pomyśleć, że były dwa pieniądze zakopane. Przy całym moim doświadczeniu nie słyszałem o podobnym fakcie.
Byłoby dobrze, gdyby wuj Alberta-z-przeciwka zechciał co dzień przychodzić do nas i pomagał nam w poszukiwaniach skarbu. Musi mieć doskonały wzrok. Dora patrzyła na to miejsce, gdzie znalazł drugie pół korony i nie widziała nic a nic.10
III. W drogę!11
Cztery szylingi12 wykopane z ziemi były dla nas nieocenionym majątkiem. Początkowo pragnęliśmy schować te pieniądze i w jakikolwiek bądź sposób powiększyć nasz majątek.
Ale Dorze potrzebne były nożyczki i postanowiła użyć na ten cel swych pieniędzy.
Ala (jak zwykle) wtrąciła się.
– Oswaldzie, ty powinieneś odkupić Dorze nożyczki za swoje pieniądze, bo tyś je połamał przy krojeniu.
Ala miała słuszność, lecz przypomniałem sobie, że zanim połamałem nożyczki, H. O. wyszczerbił je.
– To jest zarówno wina H. O. Ciekawym, dlaczegóż by on nie miał zapłacić?
(Oswaldowi nie zależy na tych kilku groszach, ale nie lubi niesprawiedliwości).
– H. O. jest małym dzieckiem – powiedział Dick.
H. O. stanowczo temu zaprzeczył i o mało co nie przyszło do walki między nimi.
Oswald dobrze wie, kiedy należy być wspaniałomyślnym; zadecydował, „że sam zapłaci sześć pensów13, a resztę doda H. O., ażeby się nauczyć poszanowania cudzej własności”.
H. O. jest naprawdę dobrym dzieckiem i przystał na to. Dowiedziałem się potem, że jego część zapłaciła Ala z własnych pieniędzy.
Następnie okazało się, że wymalowaliśmy wszystkie farby i Noel musiał kupić nowy kajet i ołówek do spisywania swoich utworów. Zauważyliśmy też w sklepie wspaniałe jabłka i nowy gatunek karmelków.
Wreszcie pozostało nam w majątku kilka pensów i uchwaliliśmy ponowną naradę.
Dora przyszywała guziki do ubrania H. O., albowiem kupił sobie scyzoryk i obciął wszystkie guziki przy ubraniu. Dora miała niemałą robotę z przyszywaniem.
Wyobraźcie sobie, że przy takim jednym dziecięcym ubraniu są, ni mniej ni więcej, dwadzieścia cztery guziki.
Ala starała się daremnie nauczyć Rexa sztuk cyrkowych, a reszta z nas piekła kasztany. Rozpaliliśmy ogień w kominku, chociaż i bez niego było aż za gorąco.
– Cóż robić? – zaczął Dick. – Wszyscy mówicie „zrobimy coś” i jak dotąd siedzicie z założonymi rękami.
– Może spróbujemy uratować kogoś od niebezpieczeństwa – przypomniał Oswald; ale nikt o tym słyszeć nie chciał, więc zamilkł.
– Jaki jest projekt Noela? – spytała Ala.
– Księżniczka albo książka z poezjami – odpowiedział sennie Noel. – Księżniczkę sam znajdę sobie i dopiero po ślubie przedstawię ją wam.
– Czy napisałeś już dosyć poezji, ażeby je wydać w książce? – zapytał Dick. Pytanie było na miejscu i Noel poszedł szukać swoich utworów. Znalazł tylko siedem (zrozumiałych dla nas i dla niego) poematów. Był tam między innymi i „Strach Malabaru14” i poemat poświęcony śmierci kochanego czarnego karalucha, który został otruty.
O, karaluchu, płaczę, gdy spojrzę na twego biednego trupa.
Jakże to smutnym jest rzeczywiście!
Świeciła twa czarna skorupa…
Pragnę, byś ożył nam znowu i zaczął spacery po ścianie,
Ale Eliza zapewnia, że się to nigdy nie stanie.
Eliza kupiła doskonałą truciznę na karaluchy i setki ich leżały w kuchni i korytarzach. Ale Noel utwór swój poświęcił tylko jednemu. Nie miał czasu na pisanie oddzielnego wiersza na cześć każdego karalucha (tak nam powiedział). Chcieliśmy tego wybranego pochować z należytym szacunkiem i napisać na nagrobku poezję naszego brata, ale okazało się, że sam autor nie wiedział, któremu swój wiersz zadedykował.
Nie było jednak dosyć poezji, by wydać je w książce.
– Musimy zaczekać rok lub dwa; kiedyś napiszę więcej. Myślałem właśnie o wierszu na temat: „Mucha, której nie smakuje mleko zsiadłe”.
– Ale pieniądze są nam niezwłocznie potrzebne – powiedział Dick.
– Przecież drukują poezje i w pismach – rzekła Ala. – Rex, poszedł precz!
– Nie wiemy jednak, czy płacą w pismach?
Dick myśli zawsze o ważnych i pożytecznych rzeczach.
– Nie wiem – rzekła Dora – ale wątpię, czy ktokolwiek zechciałby drukować swoje utwory za darmo… Ja przynajmniej nie zgodziłabym się na to nigdy.
Noel był innego zdania. Powiedział, że gdyby tylko zobaczył poezje swoje i nazwisko wydrukowane, byłoby mu obojętne, czy dostanie pieniądze, czy nie.
– Możemy w każdym razie spróbować – rzekł Oswald.
Dora ma najładniejszy charakter pisma, więc przepisała na ślicznym papierze listowym „Strachy Malabaru” i siedem innych poezji Noela. Ja zaś narysowałem Malabaro, rzucającego się na smoka.
Przez dłuższy czas nie mogliśmy się zdecydować, czy wysłać te utwory pocztą, czy też osobiście udać się do redakcji. Dora radziła napisać, ale Noel nie chciał się zgodzić i zapewnił nas, że nie wytrzymałby z ciekawości, gdyby nie wiedział od razu, czy poezje zostaną przyjęte, czy nie. Pojechałem z Noelem, bo jestem najstarszym i nie można puszczać Noela samego do Londynu.
Dick utrzymywał, że poezja to głupstwo i rad jest, że się nie narazi na śmieszność, jak my. (Powiedział to tylko dlatego, że nie było dosyć pieniędzy, by i on z nami pojechał).
H. O. nie mogliśmy także zabrać. Odprowadził nas tylko na stację i powiewał chusteczką.
– Powodzenia! – zawołał – przywieźcie skarb!
I pociąg ruszył.
W kącie wagonu siedziała jakaś starsza pani w binoklach15 i pisała coś ołówkiem na długich drukowanych arkuszach papieru.
– Zapewne jedziecie zwiedzić skarbiec królewski16? – zapytała nas.
– Nie, proszę pani. My jedziemy po skarb. Musimy odrestaurować majątek rodzinny Bastablów.
– Rzeczywiście?
– Mamy
10
11
12
13
14
15
16