Tako rzecze Zaratustra. Фридрих Вильгельм Ницше
Читать онлайн книгу.zawsze tyle cnót w locie zbłąkanych!
Wiedźcież zbłąkaną cnotę na ziemię, jako ja to czynię, wiedźcież ją nawrotem ku ciału i ziemi: aby ziemi właściwą treść nadała, treść ludzką!
Stokrotnie zbłąkiwały się w polotach i chybiały zarówno duch, jak i cnota. Och, w ciele naszym tkwią wciąż jeszcze wszystkie te urojenia i złudy: ciałem i wolą stały się tu one.
Stokrotnie doświadczały się i błądziły zarówno duch, jak i cnota. O tak, próbą człowiek był. Och, ileż niewiedzy i błędu naszym stało się ciałem!
Nie tylko rozum tysiącleci, lecz i ich szaleństwo wybucha oto w nas. Niebezpiecznie jest być spadkobiercą.
Jeszcze walczymy krok za krokiem z olbrzymem przypadku, a ponad całą ludzkością sprawowały dotychczas rządy nierozum i niedorzeczność.
Duch wasz, bracia moi, oraz cnota wasza ziemskiej niech służą treści: zaś rzeczy wszelkich wartość niech przez was na nowo nadaną zostanie. Przeto winniście być walczącymi! Przeto twórczymi być powinniście!
Wiedzą oczyszcza się ciało; wśród wiedzy doświadczeń wywyższa się ono. Poznającego popędy uświęcają się społem; wywyższonego dusza radosną się staje.
Siebie zlecz, lekarzu: tako i chorym najlepiej pomożesz. Niech to będzie twą najlepszą pomocą, że oczy jego ujrzą, jakeś się sam uleczył.
Jest dróg tysiące, którymi jeszcze nie chadzano, tysiączne zdrowia przejawy i tysiące ukrytych ogrójców życia. Niewyczerpany i nieodkryty jest jeszcze człowiek, a wraz i ziemia ludzka.
Baczcie i czuwajcie, samotnicy! Z tajemnym skrzydeł łopotem przyszłości ciągną wiewy; czujnym uszom dobra zwiastuje się nowina.
Samotnicy dnia dzisiejszego, wy, odosobniający się, ludem wy kiedyś będziecie: z was, którzyście się sami wybrali, powstanie lud wybrany: – a z niego nadczłowiek.
Zaprawdę, siedliskiem uzdrowienia stać się jeszcze winna ziemia! Oto unosi się już nad nią nowa woń zwiastującej się szczęśliwości, – i nowa wróży się nadzieja!
3
Gdy Zaratustra te słowa wyrzekł, zamilkł wonczas, jako milknie, kto ostatniego słowa jeszcze nie wygłosił; pełen niezdecydowania ważył długo posoch w dłoni. Wreszcie tako się odezwał: – a przemienił się głos jego.
Sam oto idę dalej, młodzi moja! I wy takoż idźcie stąd, a samopas! Tako chcę.
Zaprawdę, radzę ja wam: idźcie precz ode mnie i brońcie się przeciw Zaratustrze! Lub lepiej jeszcze: wstydźcie się jego! Może on was oszukał.
Człowiek oddany wiedzy i poznaniu winien nie tylko kochać swych wrogów, lecz i umieć nienawidzić swych przyjaciół.
Źle się wywdzięcza mistrzowi, kto zawsze tylko jego uczniem zostaje. I czemuż nie chcecie z wieńca mego uszczknąć?
Uwielbiacie mnie, lecz cóż się stanie, gdy to wasze uwielbienie któregoś dnia runie? Baczcież, aby was posąg nie przygniótł!
Mówicie, iż wierzycie w Zaratustrę? Lecz cóż zależy na Zaratustrze! Jesteście mymi wyznawcami: lecz cóż zależy na wszelkich wyznawcach!
Jeszczeście samych siebie nie szukali: a oto jużeście mnie znaleźli. Tak czynią wszyscy wyznawcy; przeto tak niewiele waży wszelka wiara.
Tak więc wzywam was, abyście mnie zgubili, a w zamian samych siebie znaleźli; i kiedy wszyscy mnie się zaprzecie, naonczas dopiero do was powrócę.
Zaprawdę, innymi oczyma, bracia moi, szukać wonczas będę mych straconych; inną pokocham was wtedy miłością.
I raz jeszcze przyjaciółmi mymi się staniecie oraz dziećmi jednej nadziei: zaczem po raz trzeci nawiedzę was, abyśmy społem wielkie święcili południe.
I tym jest to wielkie południe, iż człowiek staje wówczas na połowie drogi między zwierzęciem i nadczłowiekiem i swą drogę ku zachodowi święci, jako swą najwyższą nadzieję: jako że ta jest droga, wiodąca do nowego zaranka.
Naonczas zachodzący sam siebie błogosławić będzie, iż jest poza rubieżą przechodzących; a słońce jego poznania stać będzie na południu.
„Pomarli bogowie wszyscy, niechże więc za wolą naszą nadczłowiek żyje” – taką niechaj będzie czasu wielkiego południa nasza ostatnia wola! —
Tako rzecze Zaratustra.
Część druga
„ – i kiedy wszyscy mnie się zaprzecie, naonczas dopiero do was powrócę. Zaprawdę, innymi oczyma, bracia moi, szukać wonczas będę mych straconych; inną pokocham was wtedy miłością”.
Dziecię ze zwierciadłem
Zaczem powrócił Zaratustra w góry i do samotni swej jaskini, a odosobniwszy się od ludzi, czekał jako siewca, gdy swój posiew rzuci. Wzbierała wszakże jego dusza niecierpliwością i pożądaniem tych, których ukochał: gdyż wiele miał im jeszcze do rozdania. Jakowoż najcięższą to dolą: z miłości zawrzeć dłoń otwartą i jako darodawca wstydu się nie wyzbyć.
Tako mijały samotnikowi miesiące i lata. Mądrość jego wzrastała wszelako i dolegała mu boleśnie pełnią swoją.
Lecz oto pewnego zaranka zbudził się wraz z jutrznią, myślał długo na swym posłaniu i rzekł wreszcie do swego serca:
„Jakiż to sen mnie tak przeraził, żem się aż oto zbudził? Nie zjawiłoż mi się dziecię, przystępujące do mnie ze zwierciadłem?
»O, Zaratustro – rzekło do mnie dziecię – przejrzyj się w zwierciadle!«
A gdym w owo lustro spojrzał, krzyknąłem z przerażenia i ścisnęło się serce moje: gdyż nie siebie tam ujrzałem, lecz diabła maszkarę i śmiech jego szyderczy.
Zaprawdę, aż nadto pojmuję tego snu przestrogę i znak: nauka moja jest w niebezpieczeństwie, zielsko za pszenicę się podaje!
Spotężnieli wrogowie moi i spotwornili obraz mej nauki tak, że najdrożsi moi wstydzić się muszą darów, którymi ich obdarowałem.
Straciłem przyjaciół mych; nastała godzina, abym szukał straconych! —
Z tymi słowy zerwał się Zaratustra, lecz nie jako przepłoszony, co ucieczki szuka, raczej jako jasnowidz i pieśniarz, na którego duch zstąpił. W zdumieniu spoglądały na niego orzeł i wąż: gdyż jako jutrznia promieniało mu na obliczu zbliżające się szczęście.
Cóż to się ze mną stało, zwierzęta me? – rzekł do nich Zaratustra. Czyżem nie przeistoczony? Nie naszłaż na mnie ma szczęśliwość jako wichura?
Szaleńcze jest to moje szczęście i szalone rzeczy głosić będzie: za młode jest ono jeszcze, – pobłażanie miejcie! Ranny jestem szczęściem moim: cierpiący wszyscy niechże mi lekarzami będą!
Do przyjaciół wolno mi znijść ponownie i do wrogów moich! Wolno znowuż Zaratustrze przemawiać, darowywać, miłować i rzecz najdroższą czynić!
Miłość ma niecierpliwa potokami zlewa się na niże, na wschód i zachód. Z milczących gór, z boleści burz prądem rwie ma dusza na doliny.
Za długo tęskniłem i wyzierałem w dal. Zbyt długo władała mną samotność: i tak oto oduczyłem się milczenia.
Ustami jam się stał wskroś, wzburzonym na graniach stałem się strumieniem: chcę mą mowę zwalić na doliny, w dół!
I niechże mi ten potok miłości na bezdroża