Ze skarbnicy midraszy. nieznany Autor
Читать онлайн книгу.do biednych i pokrzywdzonych, nacechowany miłosierdziem i współczuciem. Wszyscy opłakiwali go tak, jak się opłakuje własnego, jedynego syna.
Tylko Nabal, bogacz rezydujący w wielkim i wspaniałym pałacu, na wieść o śmierci Samuela wyprawił iście królewską ucztę. Nie żałował sobie ani jadła, ani wina.
I oto podczas uczty przyszli do niego wysłani przez Dawida451 słudzy. Było ich dziesięciu. Najpierw w imieniu Dawida zapytali o zdrowie, potem przekazali mu pozdrowienia, a na koniec oznajmili, co następuje:
– Nasz pan, Dawid, polecił nam pilnować twojego dobytku, strzec twoich owiec i pomagać twoim pasterzom. Myśmy to uczynili. Zaopiekowaliśmy się twoimi pasterzami i jak długo byli z nami, niczego im nie brakowało. Teraz prosimy cię w imieniu Dawida, abyś i ty dał naszemu panu to, co jest w twojej mocy i w twoim władaniu.
Nabalowi nie przypadło to do gustu. Ze złością w głosie odpowiedział:
– Kim jest ten wasz Dawid, że śmiał was do mnie posłać? Czy waszym powodem do dumy jest to, że Samuel z Ramy wziął dwie krople olejku i namaścił nimi waszego Dawida? Przecież Samuel leży już w grobie i po jego czynach ślad wszelki zaginął! Idźcie do swego pana Dawida i powiedzcie mu, coście usłyszeli.
A kiedy słudzy Dawida zabrali się do odejścia, zaprosił ich do stołu tymi słowy:
– Zasiądźcie, proszę was, do stołu i napijcie się wina, abyście nabrali sił na drogę powrotną.
I słudzy Dawida skorzystali z zaproszenia, i zasiedli do stołu.
Bóg to wszystko widział i słyszał, i tak rzekł:
– Za to, że Nabal okazał życzliwość tym dziesięciu sługom, pozwolę mu jeszcze przez dziesięć dni żyć.
Miłosierny pasterz
Kiedy Dawid podrósł na tyle, że zaczął sobie dawać radę ze zwierzętami w stajni, ojciec powierzył mu swoje stado owiec. Wyprawił się Dawid ze stadem na dalekie bezpańskie pastwiska w puszczy, albowiem nie chciał paść swoich owiec na cudzych polach.
Pewnego razu zauważył, że młode kózki i owieczki z trudem gryzą trawę. Trawa była dość twarda i zwierzęta nie miały widać jeszcze dostatecznej siły, aby wyrwać ją z ziemi. Dawid ulitował się nad nimi i wybrał im same miękkie źdźbła. Po kilku tygodniach owieczki nabrały trochę sił, wyprawił je więc jako pierwsze na świeżą paszę, aby mogły odgryźć górne, miękkie czubki trawy. Dopiero potem, jak się najadły do syta, wyprawił na pastwisko stare barany i owce. Kiedy te obgryzały trawę do korzeni, wyprawił po nich średnie barany, aby swoimi ostrymi zębami uporały się z twardymi korzeniami pozostałymi po łodygach. Troska Dawida o powierzone mu zwierzęta znalazła uznanie w oczach Boga, który tak rzekł:
– Dobre postępowanie Dawida wskazuje na to, że nie ma bardziej doświadczonego pasterza Mego ludu od niego.
Taktyka Joaba452
Rzecz, o której mowa, wydarzyła się za czasów króla Dawida. Joab ben Seruja, wódz naczelny wojsk Dawida, wyruszył na szturm twierdzy Kinsli453 w kraju Amalekitów454. Dwanaście tysięcy wyborowych żołnierzy Dawida przez sześć miesięcy szturmowało ją i nie dało rady. Zniechęceni niepowodzeniem żołnierze zebrali się na wiec i oświadczyli swemu dowódcy Joabowi, że mają już dość walki i nie mogą dalej znosić rozłąki z żonami i dziećmi. Joab wtedy zapytał ich:
– Co więc chcecie zrobić?
– Chcemy wrócić do domu, do naszych pól, żon i dzieci.
Wtedy Joab powiedział do nich:
– Nie możemy powrócić do domu z poczuciem niepowodzenia. Kiedy król zobaczy, że wróciliśmy z pustymi rękami, będzie mu przykro. Gorzej jeszcze będzie, kiedy inne narody się o tym dowiedzą. Zbiorą wtedy swoje wojska i razem na nas napadną. Ja mam lepsze wyjście. Zapakujcie mnie do worka i przerzućcie przez mur do oblężonego miasta.
Propozycja Joaba przypadła żołnierzom do gustu. Zapakowali go do worka i przerzucili przez mur do miasta. Na tę niecodzienną „podróż” wziął Joab ze sobą tysiąc srebrnych denarów455 i krótki ostry miecz.
Zanim go przerzucili, Joab tymi słowy uprzedził swoich żołnierzy:
– Macie czekać czterdzieści dni i jeśli wtedy zobaczycie, że spod murów twierdzy płynie krew, będzie to znak, że żyję. W przeciwnym wypadku będzie to oznaczało, że zginąłem. Wtedy możecie zwinąć obóz i wrócić do domu.
Worek z Joabem spadł na podwórze pewnej wdowy, która mieszkała razem z córką i zięciem. Córka wychodząc rano na podwórze, pierwsza zobaczyła worek i zawiniętego w nim ledwo żywego człowieka. Zawołała do pomocy matkę i męża i razem zanieśli Joaba do domu. Umyli go, namaścili po kąpieli olejkami i kiedy odzyskał siły, zapytali, kim jest i skąd się wziął. Joab opowiedział im następującą historię:
– Jestem Amalekitą. W czasie walk z Żydami trafiłem do niewoli. Zaprowadzili mnie przed oblicze swego króla i ten polecił zawinąć mnie w worek i przerzucić przez mur do waszego miasta. Przeto proszę was, abyście pozwolili mi żyć.
Skończywszy swą relację wyjął dziesięć srebrnych monet i wręczył je wdowie w prezencie.
Przez dziesięć dni mieszkał Joab u wdowy i nie wychodził z domu. Jedenastego dnia wybrał się do miasta. Domownicy ostrzegali go:
– Nie możesz się pokazać w żydowskich szatach, w które ubrali cię Żydzi po wzięciu do niewoli.
To rzekłszy, dali mu nowe ubranie. Joab wyszedł na miasto. Było ono duże i miało sto czterdzieści ulic. Jedna większa od drugiej. Na jednej zauważył kuźnię. Wstąpił do niej i poprosił kowala, pokazując mu swój miecz, który w czasie upadku złamał się, aby zrobił mu nowy, ale taki sam. Na widok miecza kowal się przestraszył.
– Jeszcze nigdy – powiedział – nie widziałem takiej broni.
– Zrób mi taką samą, a sowicie cię wynagrodzę – powiedział Joab.
Dwa razy wykute przez kowala miecze okazały się niedobre. Przy próbie wytrzymałości dokonanej przez Joaba, który usiłował je zgiąć, miecze łamały się. Dopiero za trzecim razem udało się kowalowi wykonać miecz, jakiego pragnął Joab. Odbierając go od kowala, spytał:
– Jak sądzisz, kogo by warto zabić tym mieczem?
– Joaba, wodza żydowskich wojsk – odpowiedział bez namysłu kowal.
– Tak powiadasz? A więc przyjmij do wiadomości, że przed tobą stoi właśnie Joab – i nim kowal zdążył wszcząć alarm, pchnął go mieczem w brzuch.
Szybko wybiegł z kuźni, aby spenetrować miasto. W pewnym miejscu zastał cały oddział pijanych żołnierzy. Było ich pięciuset. Po kolei zabił wszystkich, zostawiwszy przy życiu tylko jednego, po czym wrócił do domu. Właśnie mówiono o tym przy stole. W całym zresztą mieście zadawano sobie jedno pytanie: Kto mógł ich zabić? Nikt inny – odpowiadano – jak tylko Asmodeusz456, król diabłów.
– A ty – zapytała wdowa – nie słyszałeś o tym?
– Nie, nic nie słyszałem – odpowiedział Joab.
Dał wdowie jeszcze dziesięć srebrnych monet jako opłatę za dalsze dziesięć dni pobytu w jej domu, po czym wyruszył znowu na miasto. Działając sprawnie, zabił mieczem tysiąc pięciuset żołnierzy Amalekitów. Kiedy rękojeść przylepiła mu się do ręki, jakby była przyrosła, wrócił do domu i poprosił córkę wdowy, aby
451
452
453
454
455
456