Faraon, tom pierwszy. Болеслав Прус

Читать онлайн книгу.

Faraon, tom pierwszy - Болеслав  Прус


Скачать книгу
się, że w tej chwili następca tronu oszalał. Skrzywiły mu się usta, oczy wyszły z orbit. Wydobył miecz i pobiegłszy do Greków krzyknął chrapliwym głosem:

      – Za mną na tych, którzy nam zastąpili drogę!…

      – Żyj wiecznie, erpatre!… – zawołał Patrokles, równie dobywając miecza. – Naprzód, potomkowie Achillesa!… – zwrócił się do swoich żołnierzy. – Pokażmy egipskim krowiarzom, że nas zatrzymywać nie wolno!

      Trąbki zagrały do ataku. Cztery krótkie, ale wyprostowane szeregi poszły naprzód, wzbił się tuman pyłu i krzyk na cześć Ramzesa.

      W parę minut Grecy znaleźli się wobec pułków egipskich i – zawahali się.

      – Naprzód!… – wołał następca, biegnąc z mieczem w ręku. Grecy zniżyli włócznie. W szeregach przeciwnych zrobił się jakiś ruch, i przeleciał szmer i – również zniżyły się włócznie.

      – Kto wy jesteście, szaleńcy?… – odezwał się potężny głos ze strony przeciwnej.

      – Następca tronu!… – odpowiedział Patrokles.

      Chwila ciszy.

      – Rozstąpić się!… – powtórzył ten sam wielki głos co pierwej.

      Pułki armii wschodniej z wolna otworzyły się jak ciężkie podwójne wrota i – grecki oddział przeszedł.

      Wówczas do następcy zbliżył się siwy wojownik w złocistym hełmie i zbroi i nisko skłoniwszy się rzekł:

      – Zwyciężyłeś, erpatre. Tylko wielki wódz w ten sposób wydobywa się z kłopotu.

      – Ty jesteś Nitager, najwaleczniejszy z walecznych!… – zawołał książę.

      W tej chwili zbliżył się do nich minister wojny, który słyszał rozmowę, i rzekł cierpko:

      – A gdyby po waszej stronie znalazł się równie niesforny wódz, jak erpatre, czym zakończylibyśmy manewry?

      – Dajże spokój młodemu wojownikowi! – odparł Nitager. – Czyliż nie wystarcza ci, że pokazał lwie pazury, jak przystało na dziecię faraonów?…

      Tutmozis słysząc, jaki obrót przybiera rozmowa, zwrócił się do Nitagera:

      – Skąd wziąłeś się tutaj, dostojny wodzu, jeżeli główne twoje siły znajdują się przed naszą armią?

      – Wiedziałem, jak niedołężnie maszeruje oddział z Memfis, gdy następca gromadzi pułki pod Pi-Bailos. No i dla śmiechu chciałem przyłapać was, paniczyków… Na moje nieszczęście znalazł się tu następca i popsuł mi plany. Tak zawsze postępuj, Ramzesie, naturalnie, wobec prawdziwych nieprzyjaciół.

      – A jeżeli, jak dziś, trafi na trzy razy większą siłę?… – zapytał Herhor.

      – Więcej znaczy odważny rozum aniżeli siła – odpowiedział stary wódz. – Słoń jest pięćdziesiąt razy mocniejszym od człowieka, a jednak ulega mu lub ginie z jego ręki…

      Herhor słuchał w milczeniu.

      Manewry uznano za skończone. Następca tronu w towarzystwie ministra i wodzów pojechał do wojsk pod Pi-Bailos, przywitał weteranów Nitagera i pożegnał swoje pułki, rozkazując im iść na wschód i życząc powodzenia. Następnie otoczony wielką świtą wracał szosą do Memfis, wśród tłumów z ziemi Gosen, które z zielonymi gałązkami i w świątecznych szatach pozdrawiały zwycięzcę.

      Gdy gościniec skręcił ku pustyni, tłum przerzedził się; a gdy zbliżyli się do miejsca, gdzie sztab następcy z powodu skarabeuszów wszedł do wąwozu, na szosie już nie było nikogo.

      Wtedy Ramzes skinął na Tutmozisa i wskazując mu łysy pagórek, szepnął:

      – Pójdziesz tam, do Sary…

      – Rozumiem.

      – I powiesz jej ojcu, że oddaję mu folwark pod Memfisem.

      – Rozumiem. Pojutrze będziesz ją miał.

      Po tej wymianie zdań Tutmozis cofnął się ku maszerującym za świtą wojskom i zniknął.

      Prawie naprzeciw wąwozu, do którego z rana wjechały machiny wojenne, o kilkanaście kroków za szosą rosło nieduże, choć stare drzewo tamaryndowe. W tym miejscu zatrzymała się straż poprzedzająca książęcą świtę.

      – Czy znowu spotykamy się ze skarabeuszami?… – zapytał ze śmiechem następca tronu ministra.

      – Zobaczymy – odparł Herhor.

      Jakoż zobaczyli: na wątłym drzewie wisiał nagi człowiek.

      – Cóż to znaczy? – zawołał wzruszony następca.

      Pobiegli do drzewa adiutanci i przekonali się, że wisielcem jest ów stary chłop, któremu wojsko zasypało kanał.

      – Słusznie powiesił się – krzyczał między oficerami Eunana. – Czybyście uwierzyli, że ten nędzny niewolnik ośmielił się schwytać za nogi jego dostojność ministra!…

      Ramzes usłyszawszy to zatrzymał konia. Następnie zsiadł i zbliżył się do złowrogiego drzewa.

      Chłop wisiał z głową wyciągniętą naprzód; miał usta szeroko otwarte, dłonie zwrócone do widzów, a w oczach zgrozę. Wyglądał jak człowiek, który chce coś powiedzieć, ale mu głosu zabrakło.

      – Nieszczęśliwy – westchnął ze współczuciem książę.

      Gdy wrócił do orszaku, kazał sobie opowiedzieć historią chłopa, a później przez długi czas jechał milczący.

      Przed oczyma wciąż stał mu obraz samobójcy, a w sercu nurtowało uczucie, że temu pogardzonemu niewolnikowi stała się wielka krzywda. Tak niezmierna krzywda, że nad nią mógł zastanawiać się nawet on, syn i następca faraona.

      Gorąco było nieznośne, kurz wysuszał wargi i kłuł oczy ludziom i zwierzętom. Zatrzymano oddział na krótki postój, a tymczasem Nitager kończył rozmowę z ministrem.

      – Moi oficerowie – mówił stary wódz – nie patrzą pod nogi, tylko przed siebie. I może dlatego nigdy nie zaskoczył mnie nieprzyjaciel.

      – Tym przypomniałeś mi, wasza dostojność, że powinienem zapłacić pewne długi – odparł Herhor i kazał zgromadzić się oficerom i żołnierzom, jacy byli pod ręką.

      – A teraz – rzekł minister – zawołajcie Eunanę.

      Obwieszony amuletami oficer znalazł się tak prędko, jakby od dawna czekał na to wezwanie. Na jego twarzy malowała się radość, z trudem hamowana przez pokorę.

      Herhor, ujrzawszy przed sobą Eunanę, zaczął:

      – Z woli jego świątobliwości, wraz ze skończeniem manewrów, najwyższa władza wojskowa znowu przechodzi w moje ręce.

      Obecni pochylili głowy.

      – Władzy tej wypada mi użyć przede wszystkim na wymiar sprawiedliwości…

      Oficerowie zaczęli spoglądać po sobie.

      – Eunano – ciągnął minister – wiem, że zawsze byłeś jednym z najpilniejszych oficerów…

      – Prawda mówi przez wasze usta, dostojny panie – odparł Eunana. – Jak palma czeka na rosę, tak ja na rozkazy zwierzchników. A gdy ich nie otrzymuję, jestem jak sierota w pustyni, szukająca drogi swojej.

      Okryci bliznami oficerowie Nitagera z podziwem przysłuchiwali się wartkiej wymowie Eunany i myśleli w sobie: „Ten będzie wywyższony nad innych!”

      – Eunano – mówił minister – jesteś nie tylko pilny, ale i pobożny; nie tylko pobożny, ale i czujny jak ibis nad wodą. Bogowie też zleli na


Скачать книгу