Potop, tom drugi. Генрик Сенкевич
Читать онлайн книгу.waćpan wywiódł. Musiałeś gdzieś po dworach przy politycznych ludziach sługiwać, bo mowa edukację wyższą, niż jest waćpanowa kondycja, pokazuje.
– Ocierając się między ludźmi, słyszało się to i owo, alem nie sługiwał.
– Skądże to rodem, proszę?
– Z zaścianka, z województwa trockiego.
– Nic to, że z zaścianka, byle szlachcic, bo to grunt. A co tam słychać na Litwie?
– Po staremu, zdrajców nie brak.
– Zdrajców? mówisz waćpan. A cóż to, proszę, za zdrajcy?
– Ci, którzy króla i Rzeczypospolitej odstąpili.
– A jak się ma książę wojewoda wileński?
– Chory, mówią: dech mu zatyka.
– Daj mu Boże zdrowie, zacny to pan!
– Dla Szwedów zacny, bo im wrota na rozcież otworzył.
– To waćpan, widzę, nie jego partyzant56?
Kmicic spostrzegł, że nieznajomy, wciąż niby dobrodusznie wypytując, bada go.
– Co mnie tam! – odrzekł – niech o tym inni myślą… Mnie strach, by mi Szwedzi koni w rekwizycję nie zabrali.
– To trzeba je było na miejscu zbyć. Ot, i na Podlasiu stoją podobno te chorągwie, które się przeciw hetmanowi zbuntowały, a które pewnie nie mają koni do zbytku?
– Tego ja nie wiem, bom między nimi nie bywał, chociaż jakiś przejezdny pan dał mi list do jednego z ich pułkowników, abym go przy okazji oddał.
– Jakże to ów przejezdny pan mógł dać waćpanu list, skoro na Podlasie nie jedziesz?
– Bo w Szczuczynie stoi jedna konfederacka chorągiew, więc ów jegomość rzekł mi tak: albo sam oddasz, albo okazję znajdziesz, wedle Szczuczyna przejeżdżając.
– A to się dobrze składa, bo ja do Szczuczyna jadę.
– Wasza mość także przed Szwedami ucieka?
Nieznajomy zamiast odpowiedzieć popatrzył na Kmicica i spytał flegmatycznie:
– Czemu to waćpan mówisz: także, skoro sam nie tylko nie uciekasz, ale między nich jedziesz i konie im będziesz sprzedawał, jeśli ci ich siłą nie zabiorą?
Na to Kmicic ruszył ramionami.
– Mówiłem: także, bom w Łęgu widział wiele szlachty, którzy się przed nimi chronili, a co do mnie, niechby im się wszyscy przysługiwali, ile ja mam chęci im służyć, to tak myślę, żeby tu długo miejsca nie zagrzali…
– I nie boisz się tego mówić? – pytał nieznajomy.
– Nie boję się, bom też niepłochliwy, a po drugie, jegomość do Szczuczyna jedziesz, a w tamtej stronie wszyscy głośno mówią, co myślą, daj zaś Boże, by jak najprędzej od gadania do roboty przyszło.
– Widzę, że bystry z waszeci człowiek nad kondycję! – powtórzył nieznajomy. – Ale kiedy tak Szwedów nie kochasz, czemu od onych chorągwi, które się przeciw hetmanowi zbuntowały, odchodzisz? Zali57 to one zbuntowały się dla zatrzymanego żołdu albo dla swywoli? Nie! jeno że hetmanowi i Szwedom nie chciały służyć. Lepiej by było tym żołnierzom, niebożętom, pod hetmanem zostać, a przecie woleli narazić się na miano buntowników, na głód, niewywczasy i przeliczne zgubne terminy niż przeciw królowi czynić. Że tam przyjdzie między nimi i Szwedami do wojny, to pewno, a może by już i przyszło, gdyby nie to, że Szwedzi jeszcze do tego kąta nie zaleźli… Poczekaj, zalezą, trafią tu, a wówczas zobaczysz waszeć!
– Tak i ja myślę, że tu się najprędzej wojna rozpocznie! – rzekł Kmicic.
– Ba, jeżeli tak myślisz, a masz szczery ku Szwedom dyzgust58 (co ci i z oczu patrzy, że prawdę mówisz, bo ja się na tym znam), to czemu tedy do tych zacnych żołnierzów nie przystaniesz? Alboż to nie pora, alboż im nie potrzeba rąk i szabel? Niemało to tam zacnych służy, którzy woleli swojego pana nad cudzego, i coraz ich więcej będzie. Jedziesz waszeć z tych stron, w których Szwedów jeszcze wcale nie zaznali, ale ci, co ich zaznali, rzewnymi łzami płaczą. W Wielkopolsce, choć się im dobrowolnie poddała, już palce szlachcie w kurki od muszkietów wkręcają a rabują, a rekwizycje czynią, co mogą, zabierają… W tutejszym województwie nie lepszy ich proceder. Jenerał Szteinbok wydał manifest, by każdy spokojnie w domu siedział, to go uszanują i jego dobro. Ale gdzie tam! Jenerał swoje, a komendanci pomniejsi swoje, tak że nikt jutra niepewien ani tego, co od fortuny ma. Każdy chce się cieszyć z tego, co posiadał, aby zaś w spokoju używał i aby mu dobrze było. A tu przyjedzie pierwszy lepszy przybłęda i „daj!”. Nie dasz, to ci winę znajdą, aby z majętności cię wyzuć, albo winy nie szukając, szyję utną. Niejeden się już łzami rzewnymi zalewa, dawnego pana wspomniawszy, a wszyscy w opresji ciągle ku onym konfederatom spoglądają, czy od nich jakowy ratunek dla ojczyzny i obywatelów59 nie przyjdzie…
– Wasza mość – rzekł Kmicic – widzę, nie lepiej Szwedom ode mnie życzy?
Nieznajomy pan obejrzał się jakby z pewnym strachem wokoło, ale wprędce uspokoił się i tak dalej mówił:
– Życzę im, żeby ich mór wytłukł, i tego przed waszecią nie ukrywam, gdyż widzi mi się, żeś poczciwy, a choćbyś i nie był poczciwy, to mnie nie zwiążesz i Szwedom nie odwieziesz, bo się nie dam, mając zbrojną czeladź i szablę przy boku.
– Możesz wasza mość być pewien, że tego nie uczynię; owszem: po sercu mi waścina fantazja. Już i to mi się podoba, żeś waszmość nie wahał się substancji60 zostawić, na której nieprzyjaciel mścić się nie omieszka. Bardzo się chwali taka życzliwość ku ojczyźnie.
Kmicic mimo woli począł mówić tonem protekcjonalnym, jak zwierzchnik do podwładnego, nie zastanowiwszy się, że takie słowa mogły się dziwnie wydawać w ustach szlachetki-koniuchy, ale widocznie i młody pan nie zwrócił na to uwagi, bo począł tylko chytrze mrugać oczyma i odrzekł:
– Albo ja głupi? U mnie pierwsza reguła, żeby moje nie przepadło, bo co Pan Bóg dał, to trzeba szanować. Siedziałem cicho do sprzętów i omłotów61. Dopieroż, jakem całą krescencję62 do Prus sprzedał i inwentarze, i wszelki statek63, tak pomyślałem sobie: czas w drogę! Niechże się teraz na mnie mszczą, niech mi zabierają, co im do smaku przypadnie.
– Zawsze zostawiłeś wasza mość ziemię i budynki.
– Ba, kiedy ja starostwo wąsockie dzierżawą trzymam od wojewody mazowieckiego, a właśnie mi się kontrakt skończył. Jeszczem ostatniej raty nie zapłacił i nie zapłacę, bo jako słyszę, i pan wojewoda mazowiecki ze Szwedem trzyma. Niechże mu za to rata przepadnie, a mnie się gotowy grosz przyda.
Kmicic począł się śmiać.
– Bodajże waszmości! Widzę, żeś nie tylko mężny kawaler, ale i roztropny!
– Jakże? – odrzekł nieznajomy. – Roztropność to grunt! Ale nie o roztropności z waćpanem mówiłem… Czemu to, czując krzywdy ojczyzny i pana miłościwego, nie pójdziesz do onych zacnych żołnierzów na Podlasie i pod znak się nie zaciągniesz? I Bogu się przysłużysz, i samemu może się poszczęścić, bo to już niejednemu się przytrafiło, że z chudopachołka na pana z wojny wyszedł. Widać po waści, żeś człek śmiały i rezolutny, a gdy ci urodzenie
56
57
58
59
60
61
62
63