Hotel 69. Sonia Rosa
Читать онлайн книгу.A tego chujka obgadasz wieczorem z przyjaciółkami.
– Dzięki, naprawdę! Widzę, że bardzo się przejąłeś! – naskoczyła na niego dziewczyna.
– Witamy w Hotelu 69 – mruknął, chociaż ona była już w korytarzu.
– Nie za ostro? – zapytała Beata.
– A co? Ty też zamierzasz się rozpłakać? Pracujesz tu znacznie dłużej niż ona, powinnaś chyba świetnie wiedzieć, na co stać niektórych gości.
– Wiem, ale czasem…
– Piętro czeka – wszedł jej w słowo.
Wsiadając do windy, pomyślała, że kolega zachował się jak dupek, ale złość szybko jej przeszła. To nie jego wina, że świat jest pełen palantów, chamów i zboczeńców.
2.
Sopot, maj 2019
Zakładała trencz, kiedy w leżącej na komodzie torebce rozdzwoniła się jej komórka.
– Iwona, słuchaj, dziś chyba też nie dam rady się z tobą zobaczyć. – W głosie Piotra usłyszała zmęczenie.
– Żartujesz? Specjalnie tak sobie ustawiłam popołudnie, żebyśmy mogli…
– Przepraszam. Coś mi wypadło.
– Ale ty od ponad dwóch tygodni nie znajdujesz czasu, żeby się ze mną spotkać! Przez cały ten okres widzieliśmy się tylko w przelocie, jak obcy ludzie!
– Obcy ludzie nie uprawiają namiętnego seksu w pensjonacie z widokiem na morze – zażartował, ale jej nie było do śmiechu.
– Piotr, co się dzieje? Wycofujesz się? Wytłumacz mi, bo nie bardzo to wszystko ogarniam!
– Wycofuję się? Co ty opowiadasz?! Iwona, czemu zawsze przypierasz mnie do muru?! Kocham cię, przecież wiesz.
– Kochasz mnie, ale nie potrafisz odejść od żony, wiem – parsknęła.
– Kocham cię, ale…
– Nieważne.
– Posłuchaj, muszę kończyć, zaraz mam pacjenta. Zadzwonię po południu.
– Po co? Żeby mi powiedzieć, że nie masz czasu na spotkanie?
– Nie bądź sarkastyczna. Nie znoszę cię takiej.
– Nie? A jaką mnie lubisz?
– Nagą. Leżącą na purpurowej narzucie w naszym pensjonacie.
– Na tamtej źle dopranej, podniszczonej narzucie, na którą spuściły się pewnie przez ostatnie miesiące setki kolesi? Bo ciebie tylko na to stać, na ciąganie mnie po pensjonatach i hotelach, ewentualnie rżnięcie mnie w waszym małżeńskim łóżku, kiedy akurat twojej cholernej żony nie ma w Trójmieście! Ty nigdy nie stworzysz ze mną domu, chociaż wiesz, że dałabym wszystko, żebyś się w końcu przy mnie budził, a nie pędził do niej! – krzyknęła.
– Okay, widzę, że ktoś wstał lewą nogą. Zadzwonię później – mruknął, nie komentując jej słów.
– Jasne! Zawsze potrafiłeś bagatelizować wszystko, co do ciebie mówię! Zawsze byłeś takim pierdolonym dyplomatą, podczas gdy ja… Halo? Halo?! Kurwa! – Iwona cisnęła telefon na komodę i przycupnęła w fotelu przy drzwiach.
„Boże, to wszystko nie ma już najmniejszego sensu” – pomyślała. A jednak nie potrafiła sobie wyobrazić dnia, w którym rozstaje się z Piotrem. Kochała go, szalała za nim, był całym jej światem.
– Mamo? Co ty, beczysz? – Na widok drepczącego po schodach trzynastoletniego Błażeja Iwona szybko otarła łzy z policzków i przecząco pokręciła głową.
– Nie, tylko tak jakoś… Rozmawiałam z koleżanką, ma problemy – skłamała.
– I dlatego tak klęłaś? – Błażej uśmiechnął się krzywo i sięgnął po swoje znoszone tenisówki.
– Podsłuchiwałeś? – zapytała, nieco zbyt ostrym tonem.
– Nie. Po prostu się darłaś. Halo! Halo, kurwa?! – Młody wrednie zarechotał i uskoczył, kiedy matka chciała go szturchnąć w ramię.
– Pospiesz się. Nie mogę się znowu spóźnić, właściciel jest w mieście.
– Czyj właściciel? – Błażej znowu się zaśmiał i zdjął z wieszaka swoją ulubioną bluzę w trupie czaszki i róże.
– Hotelu.
– A myślałem, że niewolników.
– Poniekąd. – Iwona poprawiła synowi kaptur i sięgnęła po swoją torebkę. – Chodźmy, bo znowu się spóźnisz na pierwszą lekcję.
Przed szkołę syna zajechała zatopiona w myślach, przez całą drogę nie zamienili nawet słowa. Młody siedział ze słuchawkami w uszach i ze znudzonym wyrazem twarzy spoglądał przez okno samochodu, ona prowadziła, myśląc o Piotrze i kierunku, w którym zmierzał ich wypalający się romans. Tak, coś się między nimi zmieniło, teraz była już tego pewna. Dystans, z jakim zaczął ją traktować kochanek, jego coraz częstsze wymówki i coraz krótsze telefony to wszystko zdecydowanie nie wróżyło im wspólnej świetlanej przyszłości…
– Wziąłeś kanapki? – zapytała, kiedy syn zaczął się gramolić z jej kilkuletniego opla.
– Zapomniałem.
– Jasna cholera, Błażej! – huknęła na niego, ale chłopak tylko trzasnął tylnymi drzwiami i tyle go widziała.
Zawracając w wąskiej, wysadzanej starymi drzewami uliczce, pomyślała, że po drodze zajrzy do przychodni. Może będzie miała szczęście i chociaż w przelocie zobaczy Piotra? Niestety, na miejscu przypomniała sobie, że we wtorki kochanek przyjmuje w prywatnej klinice w gdańskiej Oliwie, i wyszła z ośrodka, ignorując zaciekawione spojrzenie przyglądającej się jej zza szyby rejestratorki.
Do hotelu dotarła lekko spóźniona, ale tym akurat się nie przejęła. Była w końcu menadżerem, do cholery.
– Iwona, dobrze, że jesteś! – powitał ją stojący na recepcji Igor, kiedy wpinała w klapę żakietu złoconą plakietkę z napisem „I. Jelonek, menadżer”.
– Co jest? – zapytała, sięgając po podaną jej przez chłopaka listę gości.
– Carlsson przyjeżdża.
– Przecież wiem. – Jelonek nerwowo zerknęła przez ramię, jakby spodziewała się, że właściciel hotelu wyłoni się zza którejś z rozstawionych w korytarzu donic z olbrzymimi palmami. – Swoją drogą nieco to dziwne… Nigdy wcześniej nie zjawiał się tak znienacka.
– No więc dzisiaj się zjawi. Nie martw się, postawiłem już na nogi cały personel. W każdym razie chce się z tobą spotkać.
– I niczego więcej nie wiesz?
– Tyle, co ty. Jego asystentka dzwoniła i przekazała mi, że przyjeżdża. Mam po niego wysłać auto na lotnisko.
– Dobrze, jakoś to ogarniemy. Miej oko na wszystko, muszę wypić kawę.
– Jasne. – Igor wziął od niej listę hotelowych gości, którą pobieżnie przejrzała, i wrócił za swój kontuar.
* * *
Carlsson zjawił się koło południa i tradycyjnie kazał się zameldować w należącym do niego apartamencie na ostatnim piętrze.
– Podeślijcie mi na górę kawę, miętowe lody i czekoladowego rogala – poprosił Igora, który momentalnie sięgnął po słuchawkę,