Powody do ucieczki. Блейк Пирс
Читать онлайн книгу.wykonała szybki telefon do detektywa Simmsa ustaliła, że rodzice ofiary mieszkali nieco dalej na północ, poza Bostonem, w mieście Chelsea.
Przekazywanie wiadomości rodzinom było drugą najbardziej znienawidzoną częścią pracy Avery. Chociaż potrafiła obchodzić się z ludźmi, zaraz po tym, jak dowiedzieli się o śmierci ukochanej osoby, ich złożone emocje ją obezwładniały. Psychiatrzy nazywali to pięcioma etapami żałoby, ale Avery uważała to za powolne tortury. Najpierw pojawiało się zaprzeczenie. Przyjaciele i krewni chcieli wiedzieć wszystko o ciele – informacje, które tylko by ich bardziej zasmuciły i bez względu na to, ile oferowała Avery, bliscy ofiar nigdy nie byli w stanie sobie tego wyobrazić. W drugiej kolejności przychodził gniew: na policję, na świat, na wszystkich. Następnie były negocjacje.
– Jesteś pewna, że nie żyją? Może nadal żyją.
Te etapy mogą mieć miejsce na raz, mogą się ciągnąć latami, albo jedno i drugie jednocześnie. Ostatnie dwa etapy – depresja i akceptacja – zwykle miały miejsce, gdy Avery była gdzie indziej.
– Muszę przyznać – zadumał się Ramirez – że nie lubię znajdować zwłok, ale dzięki temu mamy możliwość pracować nad tą sprawą. Koniec procesów i papierkowej roboty. Świetne uczucie, prawda? Robimy to, co chcemy i nie musimy być obciążeni biurokracją.
Pochylił się, by pocałować ją w policzek.
Avery odsunęła się.
– Nie teraz – zaprotestowała.
– Nie ma problemu – odpowiedział, unosząc ręce. – Po prostu pomyślałem, wiesz… że już jesteśmy w związku.
– Słuchaj – zaczęła i musiała naprawdę pomyśleć, co powiedzieć w następnych słowach. – Lubię cię. Naprawdę cię lubię, ale to wszystko dzieje się zbyt szybko.
– Zbyt szybko? – odrzekł z rozżaleniem. – Całowaliśmy się tylko raz w ciągu ostatnich dwóch miesięcy!
– Nie o to mi chodzi – wyjaśniła. – Przepraszam. Próbuję powiedzieć, że nie wiem, czy jestem gotowa na związek z prawdziwego zdarzenia. Jesteśmy partnerami. Widujemy się przez cały tydzień. Uwielbiam ten cały flirt i uwielbiam widzieć cię rano. Po prostu nie wiem, czy jestem gotowa iść dalej.
– Zaraz… – zaczął.
– Dan…
– Nie, nie – podniósł rękę. – W porządku. Naprawdę. Myślę, że się tego spodziewałem.
– Nie twierdzę, że chcę, żeby to się skończyło – zapewniła go Avery.
– No to o co chodzi? – zapytał.
– To znaczy, sama chyba nie wiem!
– Kiedy pracujemy, zajmujesz się tylko pracą, a kiedy próbuję cię zobaczyć po pracy, jest to prawie niemożliwe. W szpitalu byłaś bardziej kochająca niż w prawdziwym życiu.
– To nieprawda – odparła, ale część jej zdała sobie sprawę, że miał rację.
– Lubię cię, Avery – oznajmił. – Bardzo cię lubię. Jeśli potrzebujesz czasu, to w porządku. Chcę tylko upewnić się, że naprawdę żywisz do mnie jakieś uczucia. Bo jeśli nie, to nie chcę marnować twojego czasu ani mojego.
– Tak – zapewniła i spojrzała na niego przez sekundę. – Naprawdę.
– Okej – odrzekł – Spoko.
Avery jechała dalej, koncentrując się na drodze i zmieniającej się okolicy, zmuszając się do powrotu do trybu pracy.
Rodzice Henrietty Venemeer mieszkali w kompleksie apartamentów tuż obok cmentarza przy Central Avenue. Od śledczego Simmsa Avery dowiedziała się, że oboje byli na emeryturze i że najprawdopodobniej znajdzie ich w domu. Nie zadzwoniła wcześniej. Już wcześniej nauczyła się tej trudnej lekcji: ostrzeżenie może zaalarmować potencjalnego zabójcę.
Avery zaparkowała pod budynkiem i oboje podeszli do drzwi wejściowych.
Ramirez zadzwonił domofonem.
Nastąpiła długa przerwa, zanim odezwała się starsza kobieta.
– Słucham? Kto tam?
– Pani Venemeer, tu detektyw Ramirez z wydziału policji A1. Jestem tu z moją partnerką, detektyw Black. Czy możemy wejść i z panią porozmawiać?
– Kto?
Avery pochyliła się do przodu.
– Policja – warknęła. – Proszę odblokować drzwi wejściowe.
Drzwi się otworzyły.
Avery uśmiechnęła się do Ramireza.
– Tak to się robi – powiedziała.
– Nigdy nie przestajesz mnie zadziwiać, detektywie Black.
Państwo Venemeer mieszkali na piątym piętrze. Zanim Avery i Ramirez wyszli z windy, zobaczyli starszą kobietę wystającą zza zamkniętych drzwi.
Avery przejęła inicjatywę.
– Dzień dobry, pani Venemeer – powiedziała swoim najdelikatniejszym i najdźwięczniejszym głosem. – Jestem detektyw Black, a to mój partner, detektyw Ramirez.
Oboje błysnęli odznakami.
– Możemy wejść?
Pani Venemeer miała na głowie plątaninę kręconych włosów, podobnie jak jej córka, tylko jej były siwe. Nosiła grube czarne okulary i białą koszulę nocną.
– O co w tym wszystkim chodzi? – zmartwiła się.
– Myślę, że byłoby łatwiej, gdybyśmy mogli porozmawiać w środku – zaproponowała Avery.
– W porządku – wymamrotała i wpuściła ich.
Całe mieszkanie pachniało naftaliną i starością. Ramirez zrobił minę i żartobliwie pomachał ręką koło nosa, wchodząc do mieszkania. Avery szturchnęła go w ramię.
Z salonu ryczał telewizor. Na kanapie siedział rosły mężczyzna. Avery przypuszczała, że to pan Venemeer. Był ubrany tylko w czerwone bokserki i T-shirt, którego prawdopodobnie używał do spania i wydawało się, że wcale ich nie zauważył.
Co dziwne, pani Venemeer usiadła na kanapie obok męża, nie wskazując, gdzie Avery lub Ramirez mogliby usiąść.
– W czym jeszcze mogę państwu pomóc? – zapytała.
W telewizji leciał teleturniej. Dźwięk był głośny. Co jakiś czas mąż wiwatował ze swojego miejsca, potem uspokajał się i mamrotał coś do siebie.
– Czy może pani wyłączyć telewizor? – poprosił Ramirez.
– Nie – odparła – John musi obejrzeć swoje „Koło Fortuny”.
– Chodzi o państwa córkę – dodała Avery. – Naprawdę musimy z państwem porozmawiać i chcielibyśmy, aby poświęcili nam państwo całą uwagę.
– Kochanie – powiedziała i dotknęła ramienia męża. – Tych dwoje funkcjonariuszy chce porozmawiać o Henrietcie.
Wzruszył ramionami i warknął.
Ramirez wyłączył telewizor.
– Ej! – krzyknął John. – Co ty robisz? Włącz to z powrotem!
Brzmiał, jakby był pijany.
Obok niego stała do połowy pełna butelka bourbonu.
Avery stanęła obok Ramireza i przedstawiła ich ponownie.
– Dzień dobry – powiedziała – jestem detektyw Black, a to mój partner, detektyw Ramirez. Chcemy