Upadające Imperium. John Scalzi

Читать онлайн книгу.

Upadające Imperium - John Scalzi


Скачать книгу
radę – powiedział Inverr.

      – Na pewno?

      – Jeśli nie, to i tak bez znaczenia.

      Na takie postawienie sprawy Gineos tylko odchrząknęła i zwróciła się do Dunn.

      – Nadaj na całym statku wiadomość alarmową, że wszyscy mają opuścić pierścień i przejść do kadłuba. – Następnie znów odezwała się do Inverra: – Jak długo nam zajmie dotarcie do płycizny?

      – Dziewięć minut.

      – Trochę dłużej – powiedział Bernus. – Płycizna nadal przyspiesza.

      – Powiedz ludziom, że mają pięć minut – Gineos rozkazała Dunn. – Potem blokujemy wyjścia z pierścienia. Jeśli zostaną po niewłaściwej stronie przegród, mogą się znaleźć poza statkiem.

      Dunn skinęła głową i nadała komunikat.

      – Zakładam, że pozwolicie wyjść tym, których zamknęliście w ich kwaterach – powiedziała do Inverra.

      – Pitera wpakowaliśmy do jego kajuty – odparł Inverr, mając na myśli szefa ochrony. Patrzył w monitor i dokonywał drobniutkich poprawek w kursie Mów do mnie. – Szybko da się to naprawić.

      – Cudownie.

      – Zdaje pani sobie sprawę, że będzie ciężko?

      – Wlecieć w płyciznę?

      – Też, ale miałem na myśli raczej sytuację, jeśli stracimy pierścień. Na statku jest nas dwie setki. Prawie cały prowiant i inne zapasy znajdują się w pierścieniu. A my nadal jesteśmy jakiś miesiąc od Kresu. Nawet w najlepszym przypadku nie wszystkim uda się przeżyć.

      – Cóż – stwierdziła Gineos – zakładam, że już planujesz, jak w pierwszej kolejności zjesz moje ciało.

      – To by była szlachetna ofiara z pani strony, kapitanie.

      – Nie potrafię powiedzieć, Ollie, czy żartujesz, czy mówisz serio.

      – Na tę chwilę, pani kapitan, ja też nie.

      – To chyba moment równie dobry jak każdy inny, żeby ci powiedzieć, że tak naprawdę nigdy cię nie lubiłam.

      Na te słowa Inverr się uśmiechnął, ale mimo wszystko nie odrywał wzroku od monitora.

      – Wiem, kapitanie. To jeden z powodów, dla których stanąłem po stronie buntowników.

      – To i pieniądze.

      – Tak, to i pieniądze – zgodził się Inverr. – A teraz proszę dać mi pracować.

      W ciągu kolejnych kilku minut pierwszy oficer udowadniał, że chociaż miał swoje wady, to zapewne był najlepszym nawigatorem, jakiego Gineos kiedykolwiek widziała. Płycizna wejściowa nie oddalała się od Mów do mnie liniowo. Zdawała się robić uniki i skakać do przodu i do tyłu. Zachowywała się jak jakiś niewidzialny tancerz, możliwy do wykrycia tylko dzięki emisjom fal radiowych w miejscach, gdzie Nurt napierał na czasoprzestrzeń. Bernus śledził płyciznę i przekazywał najświeższe dane. Inverr nanosił poprawki i niewzruszenie przysuwał statek coraz bliżej wejścia. Było to wielkie wydarzenie w dziejach podróży kosmicznych, może nawet w dziejach ludzkości. Mimo dramatycznych okoliczności, Gineos czuła się zaszczycona, mogąc brać w tym udział.

      – Aj, mamy problem – zawiadomił kanałem łączności wewnętrznej Hybern, tymczasowy główny inżynier. – Jesteśmy na etapie, na którym silniki muszą zacząć pobierać energię z innych systemów.

      – Potrzebujemy przednich pól dociskowych – stwierdziła Gineos. – Wszystko inne jest mało ważne.

      – Muszę mieć system nawigacji – wtrącił się Inverr, nadal nie odrywając wzroku od przyrządów.

      – Potrzebujemy pól dociskowych i nawigacji – poprawiła się Gineos. – Cała reszta jest mało ważna.

      – A co z systemami podtrzymywania życia? – zapytał Hybern.

      – Jeśli nam się nie uda w ciągu następnych trzydziestu sekund, to czy oddychamy, czy nie, i tak nie będzie miało znaczenia – powiedział Inverr do Gineos.

      – Przekierowujemy wszystko poza systemami nawigacji i polami dociskowymi – zadecydowała Gineos.

      – Zrozumiałem – odparł Hybern i natychmiast powietrze na Mów do mnie zaczęło być jakby chłodniejsze i niezbyt świeże.

      – Płycizna skurczyła się do niespełna dwóch klików średnicy – oświadczył Bernus.

      – Przejdziemy na styk – zgodził się Inverr. – Piętnaście sekund do płycizny.

      – Jeden i osiem dziesiątych średnicy.

      – Damy radę.

      – Jeden i pięć dziesiątych średnicy.

      – Bernus, do kurwy nędzy, zamknij się, bardzo cię proszę.

      Na tak usilną prośbę Bernus, do kurwy nędzy, się zamknął. Gineos wstała, poprawiła ubranie i stanęła obok swojego zastępcy.

      Inverr odliczał ostatnie dziesięć sekund, przerywając na „sześć”, żeby zakomunikować formowanie bąbla czasoprzestrzennego, i licząc dalej od „trzy”. Na „zero” – Gineos widziała to dobrze, stojąc obok i trochę za nim – Inverr uśmiechnął się szeroko.

      – Udało się! Cały statek. Wlecieliśmy! – powiedział.

      – To był kawał niesamowicie dobrej roboty, Ollie – pochwaliła go Gineos.

      – No, ja myślę. Nie żebym się przechwalał czy coś.

      – A przechwalaj się. Załoga żyje dzięki tobie.

      – Dziękuję, pani kapitan.

      Nadal się uśmiechając, Inverr odwrócił się przodem do Gineos. Wtedy kapitan włożyła w jego lewy oczodół lufę miotacza strzałek, który przed momentem wyjęła z buta, i pociągnęła za spust. Strzałka wleciała w oko z miękkim „pop”. Drugie oko Inverra wyglądało na bardzo zaskoczone, kiedy osuwał się martwy na ziemię.

      Po drugiej stronie przegrody stronnicy Inverra krzyknęli zaalarmowani i unieśli miotacze. Gineos uniosła rękę, a oni, na Boga, zatrzymali się.

      – Nie żyje – oznajmiła, po czym położyła drugą dłoń na monitorze panelu Inverra. – A ja właśnie uruchomiłam komendę, która sprawi, że każda śluza na statku wyleci w bąbel czasoprzestrzenny. W tej samej sekundzie, w której moja dłoń oderwie się od monitora, wszyscy na statku zginą. Wy również. Tak więc teraz musicie zdecydować, kto dzisiaj umiera: tylko Ollie Inverr czy wszyscy. Jeśli do mnie strzelicie, zginiemy wszyscy. Jeśli nie rzucicie broni w ciągu dziesięciu sekund, zginiemy wszyscy. Decydujcie.

      Wszyscy trzej rzucili miotacze. Gineos dała gestem znak Dunn, która podeszła i je podniosła, jeden z nich podając Bernusowi, a zaraz potem drugi swojej kapitan, która zdjęła rękę z monitora, żeby go wziąć. Jeden z buntowników omal się nie zadławił powietrzem na ten widok.

      – Ja pierdolę, ależ jesteście naiwni – zwróciła się do niego Gineos, po czym przełączyła miotacz na „ogłuszanie” i strzeliła kolejno do wszystkich trzech. Padli nieprzytomni. Odwróciła się do Dunn i Bernusa.

      – Gratulacje, właśnie zostaliście awansowani – powiedziała. – A teraz mamy trochę buntowników do załatwienia. Bierzmy się do roboty.

      CZĘŚĆ PIERWSZA

      ROZDZIAŁ 1

      W ciągu tygodnia


Скачать книгу