Krawędź wieczności. Ken Follett
Читать онлайн книгу.z niepokojem na radziecki statek zacumowany przy betonowym pirsie. Tuż obok zaparkowała rosyjska ciężarówka ZIŁ-130 z przyczepą długości dwudziestu pięciu metrów. Dźwig zdejmował z pokładu statku długą drewnianą skrzynię i nieznośnie powoli przenosił ją w powietrzu ku przyczepie. Na skrzyni widniał napis po rosyjsku Plastikowa rura konstrukcyjna.
Widziała to wszystko w blasku reflektorów. Z rozkazu jej brata statki rozładowywano nocą. Wszystkie inne jednostki musiano usunąć z portu. Wejście do zatoki odcięły łodzie patrolowe. Nurkowie przeszukali otoczenie frachtowca, by wyeliminować zagrożenia podwodne. Nazwisko Dimki wymawiano ze strachem: jego słowo jest prawem, jego gniewu lepiej nie oglądać, powiadano.
Tania pisała dla agencji TASS artykuły opowiadające o tym, jak Związek Radziecki niesie pomoc Kubie, oraz o wdzięczności narodu kubańskiego wobec sojusznika w dalekiej części ziemskiego globu. Jednak prawdziwe informacje przekazywała bratu pracującemu na Kremlu za pomocą telegrafu, który należał do KGB. Dimka zlecił jej nieoficjalne zadanie polegające na kontrolowaniu, czy jego polecenia wykonywane są sumiennie. I to właśnie budziło niepokój dziewczyny.
Towarzyszył jej generał Paz Oliva, najurodziwszy mężczyzna, jakiego w życiu poznała.
Paz był oszałamiająco atrakcyjny: wysoki i silny, budził odrobinę lęku, dopóki nie odezwał się miękkim basowym głosem, który przywodził na myśl dźwięk strun wiolonczeli pieszczonej smyczkiem. Miał trzydzieści parę lat; większość wojskowych Fidela Castro była w młodym wieku. Ciemna karnacja skóry i kędzierzawe włosy sprawiały, że przypominał bardziej Murzyna niż Latynosa. Wyglądał jak model z plakatu sławiącego prowadzoną przez Castro politykę równości rasowej, tak odmienną od poczynań Kennedy’ego.
Tania pokochała Kubę, ale nie od razu. Tęskniła za Wasilijem bardziej, niż przewidywała. Uświadomiła sobie, jak bardzo go lubi, mimo że nigdy nie zostali kochankami. Martwiła się, że cierpi głód i chłód w syberyjskim obozie pracy. Kampania, za którą został ukarany – rozpowszechnianie informacji o chorobie śpiewaka Ustina Bodiana – przyniosła częściowe powodzenie: Bodiana zwolniono z więzienia, lecz zaraz potem zmarł w moskiewskim szpitalu. Wasilij z pewnością dostrzegłby znaczącą ironię takiego obrotu zdarzeń.
Do niektórych rzeczy nie potrafiła przywyknąć. Wychodząc, nadal wkładała płaszcz, mimo że nigdy nie było zimno. Znudziły ją fasola i ryż i ze zdumieniem odkryła, że tęskni za miską kaszy z kwaśnym mlekiem. Po niekończących się dniach gorącego letniego słońca z nadzieją wyglądała ulewy, która odświeżyłaby ulice miasta.
Kubańscy rolnicy byli równie biedni jak radzieccy chłopi, lecz wydawali się szczęśliwsi, być może za sprawą klimatu. W końcu nieodparta radość życia Kubańczyków oczarowała Tanię. Paliła cygara i piła rum z tuKolą, miejscowym odpowiednikiem coca-coli. Uwielbiała tańczyć z Pazem w zniewalającym rytmie tradycyjnej muzyki o nazwie trova. Castro nakazał zamknąć wszystkie nocne kluby, lecz nikt nie mógł zabronić Kubańczykom gry na gitarach, toteż muzycy przenieśli się do małych barów zwanych casas de la trova.
Mimo to martwiła się o ten naród, który rzucił wyzwanie Stanom Zjednoczonym Ameryki Północnej, olbrzymiemu sąsiadowi oddalonemu o zaledwie sto pięćdziesiąt kilometrów szerokości Cieśniny Florydzkiej. Miała świadomość, że któregoś dnia mieszkańcy Kuby mogą za to zapłacić. Na myśl o tym czuła się niczym zuchwały ptaszek, który siada między otwartymi szczękami krokodyla i wydziobuje pokarm spomiędzy ostrych jak noże zębów wielkiej bestii.
Czy cena, jaką zapłacą Kubańczycy, nie będzie zbyt wysoka? Tylko czas mógł przynieść odpowiedź na to pytanie. Tania wątpiła w szanse zreformowania komunizmu, lecz niektóre poczynania Fidela Castro budziły podziw. Rok 1961 ogłoszono rokiem edukacji i dziesięć tysięcy studentów rozeszło się po wsiach, by uczyć rolników czytać. Ta heroiczna krucjata miała na celu wyeliminować analfabetyzm za jednym zamachem. Pierwsze zdanie elementarza brzmiało „Rolnicy pracują w spółdzielni” – ale czy to było ważne? Ci, którzy potrafią czytać, łatwiej przejrzą oficjalną propagandę rządową.
Fidel Castro żadną miarą nie był bolszewikiem. Odrzucał sztywną ideologię i bez wytchnienia poszukiwał nowych koncepcji. To właśnie budziło irytację Kremla. Jednak nie był także demokratą. Tania ze smutkiem usłyszała, jak ogłasza, że dzięki rewolucji wybory są niepotrzebne. Pod jednym wszak względem niewolniczo naśladował wzorce zaczerpnięte ze Związku Radzieckiego: z pomocą doradców z KGB stworzył bezwzględną i skuteczną tajną policję, która miała zdławić wszelki opór wobec systemu.
Z drugiej strony Tania dobrze życzyła rewolucji. Kuba musiała wyzwolić się z jarzma zacofania i kolonializmu. Nikt nie chciał powrotu Amerykanów z ich kasynami i prostytucją. Ale Tania nie miała pewności, czy Kubańczycy kiedykolwiek uzyskają szansę decydowania we własnym imieniu. Wrogość Ameryki pchnęła ich w ramiona Sowietów, lecz im bardziej Castro zbliżał się do ZSRR, tym większe stawało się prawdopodobieństwo amerykańskiej inwazji. W istocie Kuba potrzebowała, by zostawiono ją w spokoju.
Być może teraz nadarzała się szansa. Tania i generał Paz należeli do garstki osób wiedzących, co kryje się w podłużnych drewnianych skrzyniach. Składała raporty bezpośrednio bratu, oceniała w nich skuteczność zastosowanych środków kamuflażu. Jeśli plan się powiedzie, Kuba na dobre uwolni się od zagrożenia amerykańską inwazją i zyska wolną przestrzeń do kształtowania swojej drogi ku przyszłości.
Tania w każdym razie żywiła taką nadzieję.
Znała Paza od roku.
– Nigdy nie opowiadałeś mi o swojej rodzinie – zagadnęła, kiedy obserwowali układanie skrzyni na przyczepie ciężarówki. Zwracała się do niego po hiszpańsku, który to język zdołała w miarę płynnie opanować. Przyswoiła sobie również szczyptę amerykańskiej angielszczyzny, którą Kubańczycy czasami się posługiwali.
– Rewolucja jest moją rodziną – odrzekł generał.
Chrzanisz, pomyślała.
Mimo to czuła, że prawdopodobnie pójdzie z nim do łóżka.
Być może okaże się ciemnoskórym odpowiednikiem Wasilija – przystojnym, czarującym i niewiernym. Przez jego łóżko zapewne przewijały się czeredy kubańskich dziewcząt z roziskrzonymi oczami.
Skarciła samą siebie za cynizm. To, że mężczyzna jest powalająco przystojny, nie musi czynić z niego bezmyślnego casanowy. Może Paz czeka na właściwą kobietę, która zostanie jego życiową partnerką, i wspólnie będą w pocie czoła budowali nową Kubę.
Pocisk rakietowy opakowany w skrzynię spoczął na przyczepie. Do Paza podszedł niski, służalczy porucznik Lorenzo.
– Ładunek gotowy do transportu, towarzyszu generale.
– Kontynuować akcję – rozkazał Paz.
Ciężarówka ruszyła z wolna. Kilka motocykli z rykiem silników wyjechało przed nią na drogę. Tania i Paz wsiedli do zielonego wojskowego kombi Buick LeSabre i podążyli za konwojem.
Kubańskie drogi nie były przystosowane do ciężarówek o długości dwudziestu pięciu metrów. W ostatnich trzech miesiącach inżynierowie Armii Czerwonej postawili nowe mosty i przebudowali wąskie jak agrafka zakręty, lecz kawalkada przez większość czasu i tak wlokła się w tempie spacerowym. Tania odnotowała z ulgą, że z dróg usunięto wszystkie inne pojazdy. Niskie drewniane dwupokojowe domki w mijanych wioskach stały ciemne, ich okiennice były zamknięte. Dimka przeczyta o tym z satysfakcją.
Jego siostra wiedziała, że na przystani drugi pocisk jest już przeładowywany na ciężarówkę. Operacja potrwa do świtu. Przeniesienie całego ładunku zajmie dwie noce.
Do tej pory plan Dimki zdawał egzamin. Wydawało się, że nikt