Niespokojna krew. Роберт Гэлбрейт
Читать онлайн книгу.wycinek z „Daily Mail” zawierający zdjęcie Fiony Fleury i jej matki staruszki, a nad nim nagłówek: Widziany na ulicy Rzeźnik z Essex „to tak naprawdę my”. Żadnej z kobiet nie można by z łatwością pomylić z Margot Bamborough: Fiona była wysoką, barczystą i pozbawioną talii kobietą o wesołej twarzy, jej matka zaś skurczyła się ze starości i przygarbiła.
– To pierwszy znak, że prasa traciła zaufanie do Billa Talbota – powiedział Strike. – Kilka tygodni po tym, jak ukazał się ten artykuł, domagała się jego krwi, co prawdopodobnie nie przysłużyło się jego zdrowiu psychicznemu… Ale mniejsza z tym. – Położył olbrzymią owłosioną dłoń na pozostałych kserówkach. – Wróćmy do jedynego niepodważalnego faktu, który mamy, czyli do tego, że za piętnaście szósta tamtego wieczoru Margot Bamborough jeszcze żyła i była w przychodni.
– Chciałeś powiedzieć piętnaście po szóstej – poprawiła go Robin.
– Nie, nie chciałem – odparł Strike. – Kolejność, w której wychodzili, wygląda tak: dziesięć po piątej Dorothy. Wpół do szóstej Dinesh Gupta, który przed wyjściem widzi Margot w jej gabinecie, a potem mija w poczekalni Glorię i Theo. Gloria idzie spytać Brennera, czy przyjmie Theo. Ten odmawia. Margot wychodzi ze swojego gabinetu, a razem z nią matka z dzieckiem – jej ostatni zarejestrowani pacjenci, którzy opuszczają przychodnię, też mijając po drodze Theo. Margot oznajmia Glorii, że chętnie przyjmie Theo. Brenner mówi: „Miło z twojej strony” i wychodzi za piętnaście szósta. Od tej pory na wszystko, co się dzieje, mamy jedynie niepotwierdzone słowo Glorii. Tylko ona utrzymuje, że wszystkie trzy wyszły z przychodni żywe.
Robin zastygła z kieliszkiem przy ustach.
– Daj spokój. Chyba nie sugerujesz, że Margot w ogóle stamtąd nie wyszła? Że wciąż tam jest, schowana pod podłogą?
– Nie, bo psy tropiące obwąchały cały budynek i ogród z tyłu – powiedział Strike. – Ale co powiesz na taką teorię: powodem, dla którego Gloria tak obstawała przy tym, że Theo jest kobietą, a nie mężczyzną, było to, że wspólnie z nim zabiła albo uprowadziła Margot.
– Czy gdyby chciała ukryć jego tożsamość, nie byłoby rozsądniej zapisać żeńskie imię zamiast „Theo”? I po co pytałaby doktora Brennera, czy przyjmie Theo, gdyby planowała pomóc w morderstwie pacjentowi przebranemu za kobietę?
– Słuszne uwagi – przyznał Strike – ale może doskonale wiedziała, że Brenner odmówi, bo był starym zrzędliwym draniem, i zależało jej na tym, żeby z perspektywy Margot sytuacja wyglądała naturalnie. Zrób mi przyjemność i załóż na chwilę, że było tak, jak mówię. Bezwładne ciała są ciężkie, trudno je przenieść i ukryć. Z żywą, broniącą się kobietą jest jeszcze trudniej. Widziałem w gazetach zdjęcia Glorii: należała do dziewczyn, które moja ciotka nazywa „chucherkami”, za to Margot była wysoka. Wątpię, czy Gloria zdołałaby ją zabić bez czyjejś pomocy, a już z pewnością nie dałaby rady jej podnieść.
– Czy doktor Gupta nie powiedział, że Margot i Gloria były ze sobą zżyte?
– Najpierw okazja, potem motyw. Ta bliskość mogła być pozorna – powiedział Strike. – Może jednak Gloria nie lubiła, jak się ją „naprawia”, i tylko udawała wdzięczną wychowankę, żeby uśpić podejrzenia Margot. Mniejsza o to, po raz ostatni Margot była widziana żywa przez kilkoro świadków pół godziny przed jej rzekomym wyjściem z budynku. Potem mamy jedynie relację Glorii.
– Okej, sprzeciw podtrzymany – powiedziała Robin.
– Skoro już jesteś taka miła – powiedział Strike, odsuwając rękę od pliku kartek – zapomnij na chwilę o wszystkich rzekomych przypadkach zauważenia Margot w oknach albo przed kościołami. Zapomnij o rozpędzonym vanie. Całkiem możliwe, że to wszystko nie miało żadnego związku z Margot. Wróćmy do jedynej rzeczy, którą wiemy na pewno: za piętnaście szósta Margot Bamborough jeszcze żyła. Spójrzmy teraz na trzech mężczyzn, których policja uznała wtedy za podejrzanych, i zadajmy sobie pytanie, gdzie byli za piętnaście szósta jedenastego października tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego czwartego roku. Proszę bardzo – dodał, podając Robin ksero artykułu zamieszczonego w brukowcu dwudziestego czwartego października tego roku. – To Roy Phipps, znany też jako mąż Margot i ojciec Anny.
Zdjęcie ukazywało przystojnego mężczyznę koło trzydziestki, bardzo podobnego do córki. Robin pomyślała, że gdyby chciała obsadzić rolę poety w kiczowatym filmie, umieściłaby zdjęcie Roya Phippsa na szczycie podań kandydatów. To po nim Anna odziedziczyła pociągłą bladą twarz, wysokie czoło i ogromne piękne oczy. W siedemdziesiątym czwartym ciemne włosy Phippsa sięgały aż do kołnierzyka z podłużnymi wyłogami i udręczony spoglądał ze starego zdjęcia w gazecie prosto w obiektyw, oderwawszy wzrok od jakiejś kartki, którą trzymał w dłoni. Podpis głosił: „Dr Roy Phipps apeluje o pomoc”.
– Nie zawracaj sobie głowy czytaniem tego – powiedział Strike, kładąc na pierwszym artykule ksero drugiego. – Nie ma tam nic, czego już byś nie wiedziała. Za to tu znajdziesz kilka ciekawostek.
Robin posłusznie pochyliła się nad drugim artykułem, z którego Strike skserował tylko połowę.
11 października jej mąż, dr Roy Phipps, cierpiący na chorobę von Willebranda, leżał przykuty do łóżka w ich wspólnym domu w Ham.
„W odpowiedzi na pewne niezgodne z prawdą i nieodpowiedzialne doniesienia prasowe chcielibyśmy wyraźnie oświadczyć, że jesteśmy przekonani, iż dr Roy Phipps nie miał nic wspólnego ze zniknięciem jego żony – powiedział dziennikarzom komisarz Bill Talbot, śledczy prowadzący dochodzenie. – Jego lekarze potwierdzili, że w odnośnym dniu chodzenie i prowadzenie samochodu byłoby dla doktora Phippsa ponad siły, a zarówno niania, jak i sprzątaczka doktora zeznały pod przysięgą, że w dniu zaginięcia jego żony doktor Phipps nie opuszczał domu”.
– Co to jest choroba von Willebranda? – spytała Robin.
– To choroba krwi. Sprawdziłem. Krew nie krzepnie tak, jak powinna. Gupta źle to zapamiętał, myślał, że Roy miał hemofilię. Są trzy stopnie choroby von Willebranda – ciągnął Strike. – Pierwszy oznacza, że krzepnięcie krwi zajmuje trochę więcej czasu niż normalnie, ale chory nie musi leżeć w łóżku i może prowadzić samochód. Zakładam, że Roy Phipps cierpi na trzeci rodzaj, który może mieć równie poważny przebieg jak hemofilia, i raz na jakiś czas zapewne przykuwa go do łóżka. Ale będziemy musieli to sprawdzić. W każdym razie – podsumował, sięgając po następną stronę – tak wygląda zapis rozmowy Talbota z Royem Phippsem.
– Boże – powiedziała cicho Robin.
Strona była pokryta drobnym pochyłym charakterem pisma, ale najbardziej wyróżniały się na niej gwiazdki narysowane wszędzie przez Talbota.
– Widzisz? – Strike przesunął palcem wskazującym po liście dat, ledwie czytelnej pośród bazgrołów. – To daty porwań, których dopuścił się Rzeźnik z Essex, także tych nieudanych. Spójrz, w połowie listy Talbot traci zainteresowanie. Dwudziestego szóstego sierpnia tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego pierwszego, czyli w dniu, w którym Creed próbował uprowadzić Peggy Hiskett, Roy spędzał z Margot urlop we Francji i mógł to udowodnić. Talbotowi to wystarczyło. Skoro Roy nie usiłował uprowadzić Peggy Hiskett, to nie był Rzeźnikiem z Essex, a skoro nie był Rzeźnikiem z Essex, nie mógł mieć nic wspólnego z zaginięciem Margot. Ale na końcu listy dat Talbota jest coś dziwnego. Wszystkie daty oprócz tej jednej odnoszą się do działań Creeda. Talbot zakreślił dwudziesty siódmy grudnia, bez roku. Nie mam pojęcia, dlaczego interesował go dwudziesty siódmy grudnia.
– Ani dlaczego pisząc ten raport, bawił się w Vincenta van Gogha.
– Masz na myśli te gwiazdki? No, pełno ich w zapiskach Talbota. Bardzo dziwne. Spójrzmy, jak wyglądają wzorowo spisane zeznania –