Życie, piękna katastrofa. Jon Kabat-Zinn
Читать онлайн книгу.Otwarty umysł, umysł „początkującego” pozwala nam zachować chłonność wobec nowych możliwości i nie pozwala, byśmy utknęli w koleinach własnych kompetencji, zbudowanych często na przekonaniu, że wiemy więcej niż w rzeczywistości. Żadna chwila nie jest taka sama jak inna. Każda jest wyjątkowa i każda kryje w sobie wyjątkowe możliwości. Umysł początkującego przypomina nam tę prostą prawdę.
Możemy postarać się pielęgnować umysł początkującego na co dzień w formie eksperymentu. Gdy następnym razem zobaczymy kogoś znajomego, zadajmy sobie pytanie, czy widzimy tę osobę „na świeżo”, a więc zgodnie z tym, jak ona rzeczywiście się objawia, czy może widzimy jedynie odbicie własnych myśli i uczuć. Wypróbujmy to ćwiczenie na swoich dzieciach, partnerze, przyjaciółce, kolegach z pracy, a nawet na psie albo kocie. Spróbujmy tego, gdy pojawiają się problemy, gdy przebywamy na łonie natury. Czy potrafimy widzieć niebo, gwiazdy, drzewa, wodę i skały takimi, jakimi są w tej chwili, widzieć z klarownym i „niezaśmieconym” umysłem? Czy może widzimy je tylko poprzez zasłonę swoich myśli, opinii i emocji?
4. Ufność
Rozwinięcie elementarnej wiary w siebie i swoje uczucia to integralna część treningu medytacji. Dużo lepiej zaufać swojej intuicji i swojemu własnemu autorytetowi – nawet jeśli zdarzają nam się „pomyłki” na ścieżce – niż zawsze poszukiwać rady gdzie indziej. Gdy w danej chwili coś wydaje się nie w porządku, dlaczego masz nie uszanować swoich uczuć? Dlaczego miałbyś obniżać ich wartość albo je ignorować jako nieważne tylko dlatego, że jakiś autorytet czy grupa ludzi mówi albo myśli co innego? Ufność w siebie, we własną podstawową mądrość i dobroć, jest bardzo ważna we wszystkich aspektach praktyki medytacyjnej. Będzie ona szczególnie istotna w przypadku jogi. Praktykując jogę, będziesz musiał szanować swoje odczucia, bo ciało będzie podpowiadało, byś się zatrzymał albo zrezygnował z jakiegoś ćwiczenia. Jeśli nie będziesz słuchał, możesz po prostu zrobić sobie krzywdę.
Niektórzy medytujący są tak przejęci reputacją i autorytetem swoich nauczycieli, że nie szanują własnych uczuć i intuicji. Są przekonani, że nauczyciel jest osobą znacznie mądrzejszą i bardziej zaawansowaną, więc sądzą, że powinni otaczać go czcią jako wzór doskonałej mądrości, a także bez wahania robić dokładnie to, co im kazano. Taka postawa stoi w sprzeczności z duchem medytacji – z byciem sobą oraz rozumieniem, co to znaczy. Gdy ślepo naśladujemy – nieważne kogo – zmierzamy w złym kierunku.
Stanie się kimś na podobieństwo innej osoby jest niemożliwe. Jedyną nadzieją jest być sobą jeszcze pełniej. To przede wszystkim powód, by praktykować medytację. Nauczyciele, książki, płyty CD i aplikacje mogą służyć jedynie jako pomoce, wskazówki i sugestie. Zachowanie otwartości i chłonnego umysłu, który będzie potrafił uczyć się z innych źródeł, jest ważne, ale ostatecznie ciągle musimy żyć własnym życiem, każdą jego chwilą. Praktykując uważność, praktykujemy odpowiedzialność za bycie sobą i uczenie się, jak ufać własnemu istnieniu. Im bardziej pielęgnujemy w sobie tę ufność, tym łatwiej będzie nam pokładać większą ufność w innych ludziach, tym łatwiej też dostrzeżemy w nich ich własną podstawową dobroć.
5. Bezwysiłkowość
Niemal wszystkie nasze działania mają na celu, byśmy coś zdobyli lub gdzieś dotarli. W medytacji taka postawa jest prawdziwą przeszkodą. Bo medytacja różni się od wszystkich innych form ludzkiej aktywności. Choć wymaga sporo pracy i energii, ostatecznie jest nie-działaniem. Nie ma w niej innego celu, niż być sobą. Ironia polega na tym, że sobą już jesteśmy. Brzmi to paradoksalnie i trochę dziwnie. Jednak paradoks ten i swego rodzaju szaleństwo może wskazać nowy sposób widzenia siebie, polegający na tym, by mniej próbować, a bardziej być. Wynika to ze świadomego pielęgnowania bezwysiłkowego podejścia.
Na przykład gdy siadamy do medytacji, myśląc: „Teraz całkowicie się zrelaksuję albo osiągnę oświecenie, albo opanuję ból, albo stanę się lepszą osobą”, wprowadzamy do umysłu koncepcję, co należy osiągnąć, a razem z nią pojawia się założenie, że nie wszystko jest z nami w porządku w tej chwili. „Gdybym tylko stał się bardziej wyciszony, inteligentniejszy, ciężej pracował albo był bardziej taki czy inny, gdyby tylko moje serce było zdrowsze, gdyby moje kolano było w lepszym stanie, wtedy byłoby ze mną wszystko w porządku. Ale tak nie jest”.
Takie podejście nie sprzyja rozwijaniu uważności, która polega na zwykłym angażowaniu uwagi w bieżące zdarzenia. Jeśli czujemy napięcie, po prostu skierujmy uwagę na to doznanie. Jeśli doskwiera nam ból, bądźmy z tym bólem najlepiej, jak potrafimy. Kiedy krytykujemy siebie, obserwujmy działanie osądzającego umysłu. Po prostu przyglądajmy się. Pamiętajmy, że powinniśmy pozwalać, aby wszystko, czego doświadczamy w każdej kolejnej chwili, było obecne; cokolwiek to jest – i tak już się pojawiło. Ta praktyka to zachęta, by to przyjąć i utrzymać w świadomości. Nie ma potrzeby czegoś z tym robić.
Pacjenci trafiają do Kliniki Redukcji Stresu skierowani przez lekarzy albo sami nas odnajdują, ponieważ w ich życiu dzieje się coś niepokojącego. W czasie pierwszej wizyty prosimy ich, by określili trzy cele, które chcą osiągnąć w ramach programu. Następnie, często ku ich zaskoczeniu, zachęcamy, by w ciągu następnych ośmiu tygodni nie starali się dokonać jakichkolwiek postępów w związku z tymi celami. Zwłaszcza gdy celem jest obniżenie ciśnienia krwi, zmniejszenie bólu czy lęku, pacjent otrzymuje instrukcję, by nie próbował obniżać ciśnienia, nie próbował pozbyć się bólu czy lęku, lecz po prostu trwał w chwili obecnej, przestrzegając wskazówek dotyczących danej techniki medytacyjnej.
Jak wkrótce zobaczymy, w medytacji najlepszym sposobem osiągania celów jest porzucenie wysiłku zmierzającego do ich osiągania i skupienie się na postrzeganiu i akceptowaniu rzeczy takimi, jakie są, z chwili na chwilę. Dzięki cierpliwości i regularnej praktyce postępy w osiąganiu wytyczonych celów nastąpią samoistnie. Zbliżanie się do celu staje się wówczas ewolucją dokonującą się w naszym wnętrzu.
6. Akceptacja
Akceptacja oznacza postrzeganie rzeczy w ich rzeczywistej postaci teraz, w chwili, która właśnie nastała. Jeśli boli nas głowa, zaakceptujmy fakt, że mamy ból głowy. Jeśli mamy nadwagę, dlaczego nie pogodzić się z nadwagą jako opisem naszej cielesności w tym momencie? Prędzej czy później musimy pogodzić się z rzeczami takimi, jakie są, i zaakceptować je niezależnie od tego, czy jest to zdiagnozowany nowotwór czy wiadomość o czyjejś śmierci. Często
akceptacja jest możliwa dopiero po naładowanych emocjami okresach wyparcia, a potem gniewu. To naturalne etapy w procesie godzenia się z rzeczywistą sytuacją. Wszystko to jest częścią procesu uzdrawiania. Tak naprawdę moja robocza definicja uzdrawiania to pogodzenie się z rzeczami takimi, jakie są.
Oprócz największych nieszczęść, których przebolenie zabiera zwykle sporo czasu, mamy zwykłą codzienność i właśnie wtedy marnujemy mnóstwo energii, negując to, co już i tak się wydarzyło. Próbujemy wymusić bieg wypadków zgodny z naszymi oczekiwaniami, co jedynie jeszcze podnosi poziom napięcia. W rzeczywistości właśnie to udaremnia pozytywne zmiany. Możemy być tak pochłonięci wypieraniem, wymuszaniem i całą tą szamotaniną, że niewiele energii pozostaje na powrót do zdrowia i rozwój, a nawet ta jej ostatnia odrobina może zostać roztrwoniona z powodu ograniczonej świadomości i braku wytyczonego celu.
Jeśli mamy nadwagę i jest nam źle z powodu stanu własnego ciała, zamysł, by zaczekać z polubieniem siebie do chwili, gdy waga osiągnie pożądany poziom, to błąd. Jeśli nie zamierzamy utknąć na dobre w błędnym kole frustracji, może pomyślimy, że pokochanie siebie z nadwagą jest w porządku, ponieważ to jedyny moment, kiedy możemy to zrobić. Pamiętajmy, ta jedyna chwila, kiedy wszystko może się zdarzyć, jest właśnie teraz. Zanim naprawdę się zmienimy, musimy zaakceptować człowieka, którym jesteśmy. Taka decyzja będzie dowodem inteligencji i aktem współczucia wobec siebie.
Kiedy zaczniemy