Za nami wszystkimi. Marcin Dudziński

Читать онлайн книгу.

Za nami wszystkimi - Marcin Dudziński


Скачать книгу
– Powiem ci Areczku, że zaczyna mnie to bawić tak samo jak ciebie! Biskup-jebaka, normalnie ojciec chrzestny! W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego!

      – Amen, Janek! Amen, ja pierdolę! – przytaknął drugi z biznesmenów. – To pójdziemy i pogadamy ze świętym braciszkiem. Popytamy, postraszymy, jak będzie trzeba to pomożemy mu mówić!

      – Nie uda się wam z nim pogadać! Nie wejdziecie do aresztu.

      Obaj mężczyźni zastygli. Patrzyli na niego jak na kosmitę, który nagle zaczął mówić po ludzku.

      – On nic nie wie – przerwał ciszę Kubera.

      – Nie wie, bo niby skąd ma wiedzieć. Kibluje tu bez kontaktu ze światem.

      – To może go oświecimy? Zostawię ci tę przyjemność.

      Jerzy słuchał z uwagą.

      – Twój braciszek od tygodnia bryka na wolności. Okazało się, że nie było żadnego pierdolenia. Ponoć tym dziewczynom tylko się wydawało. Chuj wie, może to jakaś boska siła je tak wydymała, a nie szanowny biskup?! Minęło trochę czasu, dzieci z tego nie ma, więc go wypuścili. – Marczyński był szczerze ubawiony.

      – Wypuścili go? – wydusił Jerzy.

      – Dokładnie tak. Tym dziewczynom się wszystko pomyliło. On ich nie dymał, on je przecież tylko rozgrzeszał! Ale wiesz, co jest w tym wszystkim najlepsze, kochany Jureczku? To mianowicie, że wbrew temu, co sądziłeś, możemy spokojnie spotkać się z twoim bratem. Poprosić o audiencję, jak pobożni parafianie. To nie może być trudne!

      – Myślałeś, że zwalenie winy na brata będzie dla ciebie bezpieczne, bo i tak tego nie zweryfikujemy. Nie będziemy mogli do niego dotrzeć. Ale jak widzisz… przeliczyłeś się. Miałeś plan, ale nie do końca go przemyślałeś. Trzeba było może najpierw sprawdzić, nie wiem, jakoś nas podejść, podpytać o brata? – dodał Kubera.

      Jerzy pomyślał, że sprawy przybrały zły obrót. Mimo szoku, jakim była informacja o Stanisławie, próbował przywrócić konwersację na korzystne dla siebie tory.

      – Nic wam nie powie, nawet jak mu zagrozicie śmiercią. Zresztą mam gdzieś, co mu zrobicie. Nie dbam o niego. Ale jedno wiem na pewno. Jeśli w ogóle ma przed kimś przyznać, że wie cokolwiek o Zelcie, to tylko przede mną…

      – Doświadczenie podpowiada mi, że człowiek staje się gadatliwy, jeśli zostaje do tego odpowiednio zachęcony – rzucił Marczyński. – Może opowiemy mu trochę o tobie? Wspomnimy, że zdawało nam się, że widzieliśmy cię ostatnio. Może okaże się lepszym bratem niż ty i się zlituje?

      – To jest człowiek, który nie ma w sobie litości. Tym bardziej dla mnie.

      – No tak, w końcu to ty wsadziłeś go za kratki i publicznie poniżyłeś… Nie zdziwię się, jakby chciał cię zajebać tak samo jak my – skwitował Marczyński.

      – Wiesz, co jest w tym wszystkim najzabawniejsze, Arek? – optymistycznie zaczął Kubera. – Kurwa, już przez chwilę zwątpiłem w to, co robię. Po tym, jak Zenek i Artur wyszli, myślałem, że to wszystko jest naprawdę bez sensu…To, że go capnąłem, że go tu trzymam, że w sumie wciąż go nie zajebałem, że, kurwa, sam już nie wiem, co dalej. Ale teraz widzę, że się nie pomyliłem! Że jak mi w brzuchu i jajach gra taka niepohamowana żądza działania, to dobrze robię, że się przed nią nie bronię! I świetnie się stało, że mamy tu naszego starego znajomego, bo właśnie zaczął gadać. Puścił soki i wylało się z niego trochę prawdy.

      – Masz rację, Janek, ale nie wiemy, czy to prawda. Może kituje tylko po to, żeby stąd wyjść.

      – A to tym lepiej, Arek! Tym lepiej! My to sprawdzimy, dowiemy się. Pogadamy z drugim Walterem i jak się okaże, że ten tutaj pierdoli od rzeczy, to nie będzie już żadnych wątpliwości. Zajebiemy go. Ty i ja, Arek. Ty i ja! Razem. Zrobimy to, co już dawno powinniśmy.

      – Ja bym go już teraz zajebał.

      – Poczekajmy. Sprawdźmy to, co mówi. Nic nie tracimy. Może być jeszcze ciekawiej. A my przecież lubimy, jak jest ciekawie.

      – Tylko żeby Zenek z Artkiem nie zaczęli paplać.

      – Spokojnie. Są ostrożni, ale nie głupi.

      – To prawda.

      – Jak się okaże, że biskup coś wie, to będziemy mieć szansę, by dopaść Zelta. Zemścić się. Ja tego potrzebuję. Ty też, Arek! Złapiemy go i wpuścimy tutaj do klatki z Jurkiem. I będziemy patrzeć, jak się zagryzają. To będzie bardzo przyjemne!

      Jerzy dostrzegł błysk w oczach Marczyńskiego. Chwilę potem biznesmen spojrzał na komendanta i powiedział:

      – Masz szczęście, kutasie. Jeszcze trochę pożyjesz. Jeszcze sobie trochę poczekasz. A my poszukamy twojego braciszka. I może tej twojej kobiety również. Wrócimy tutaj i ci wszystko opowiemy. Dzięki mojemu genialnemu koledze mamy cię na takiej samej smyczy jak wiele lat temu. – Marczyński poklepał Kuberę po plecach.

      – Chodźmy stąd – odpowiedział drugi z mężczyzn. – A tobie, Jureczku, powiem to samo, co usłyszałeś ode mnie wtedy, kiedy pierwszy raz się tu zobaczyliśmy. Czekaj… Czekaj tu na nas grzecznie.

      Mężczyźni bez słowa zmierzali w stronę wyjścia. Schodek po schodku.

      – Beze mnie nic nie wskóracie! Nie rozumiecie, o co tu chodzi! Nie macie pojęcia! Tylko ja mogę wam pomóc w znalezieniu Doriana! – Jerzy krzyczał, dopóki drzwi do piwnicy się nie zamknęły. Usłyszał zgrzyt klucza przekręcanego w zamku.

      Ponownie nastała cisza.

      Tym razem nikt już nie zawrócił.

      Fragment protokołu z przesłuchania Zofii Kartacz

      Data: poniedziałek, 07.09.2015, godzina 14.30

      Przesłuchująca: prokurator Edyta Lichota

      Obecny: Leszek Haratyk

      Edyta Lichota: Co takiego się stało, że zrezygnowała pani z opieki nad Leokadią Papszun, matką Kariny Warskiej?

      Zofia Kartacz: Ja nie chciałam… zmusili mnie…

      Edyta Lichota: Zmusili panią? Kto panią zmusił?

      Zofia Kartacz: Ten… ten potwór… ten morderca…

      (Edyta Lichota okazuje przesłuchiwanej zdjęcie Doriana Zelta).

      Edyta Lichota: Ten człowiek panią zmusił?

      Zofia Kartacz: Tak, to on.

      Edyta Lichota: Był sam?

      Zofia Kartacz: Tak.

      Edyta Lichota: To dlaczego powiedziała pani, że panią zmusili? Kto jeszcze z panią rozmawiał?

      Zofia Kartacz: Nikt, tylko on. (cisza) Tylko że on mówił o Kościele… mówił, że mam przestać, bo inaczej Kościół będzie zły, Bóg będzie bardzo zły, tak powiedział.

      Edyta Lichota: Coś jeszcze mówił?

      Zofia Kartacz: Że przychodzi w imieniu włodarzy Kościoła. Przestraszyłam się wtedy bardzo.

      Edyta Lichota: Kiedy i gdzie miało miejsce to spotkanie?

      Zofia Kartacz: Piątego sierpnia, w środę, u mnie w mieszkaniu, na Limanowskiego.

      Edyta Lichota: O której godzinie?

      Zofia Kartacz: Późno jakoś, wracałam od pani Kariny, to mogło być po dwudziestej drugiej, wszedł za mną do mieszkania. Wepchnął mnie. Nie zauważyłam go wcześniej. Był u mnie niecałą minutę. Powiedział to, co pani wcześniej powiedziałam, i wyszedł.

      Edyta Lichota: I nie zgłosiła pani tego na policję?

      Zofia Kartacz: Bałam


Скачать книгу