Afekt. Remigiusz Mróz
Читать онлайн книгу.ref="#i000000040000.jpg"/>
Copyright © Remigiusz Mróz, 2021
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2021
Redaktor prowadzący: Adrian Tomczyk
Marketing i promocja: Greta Kaczmarek
Redakcja: Karolina Borowiec-Pieniak
Korekta: Joanna Pawłowska, Anna Nowak
Projekt okładki: Mariusz Banachowicz
Projekt typograficzny, skład i łamanie: Stanisław Tuchołka / panbook.pl
Fotografie na okładce: © NejroN / iStock, Vladimir Gjorgiev / Shutterstock, David Veksler / Unsplash
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
eISBN 978-83-66736-24-5
CZWARTA STRONA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
www.czwartastrona.pl
Tosi i Arturowi,
gdyby życie kiedykolwiek rzucało Wam kłody pod nogi,
budujcie z nich schody.
Fiat iustitia, et pereat mundus.
Sprawiedliwości musi się stać zadość,
choćby miał zginąć świat.
Rozdział 1
Made in China
1
The Warsaw Hub, rondo Daszyńskiego
Znalezienie się po raz pierwszy w nowym miejscu mogło być jak ponowne narodziny, Chyłce jednak kojarzyło się raczej ze śmiercią. W dodatku przeżywaną każdego dnia, kiedy co ranek Joanna wchodziła do przeszklonych korytarzy kancelarii KMK.
Z pracownikami dość szybko się zaznajomiła, co właściwie tylko pogorszyło sprawę. Trudno było o bardziej dojmujące uczucie od tego, kiedy człowiek znajduje się wśród znajomych twarzy i czuje się całkowicie obco.
Gdyby nie Zordon, najpewniej zrezygnowałaby już po kilku dniach, doszedłszy do wniosku, że korpoświat Kosmowskiego, Messera i Krata nie jest dla niej. A wcześniej puściłaby z dymem całe piętro, dzięki czemu pożar Rzymu za Nerona jawiłby się jak niewinne ognisko.
W Oryńskim miała jednak oparcie, które pozwalało jej względnie dobrze funkcjonować w miejscu, którego szczerze nie znosiła. Gabinety przydzielono im po przeciwnych krańcach korytarza, jakby właściciele kancelarii uważali, że dwójka żyjących ze sobą prawników w pracy nie powinna mieć ze sobą zbyt wiele kontaktu.
Widywali się właściwie tylko podczas przerwy na lunch. Zamiast do Hard Rock Cafe chodzili do Bydła i Powidła, a Costa Coffee w Skylight zamienili na znajdujące się po drugiej stronie ulicy Green Caffè Nero.
Chyłka na co dzień musiała zmagać się też z innym problemem: nową aplikantką, którą jej przydzielono. Iga Zawada studia ukończyła z wyróżnieniem, w CV uzbierała wszystko, czego potrzebowała, żeby móc przebierać wśród ofert pracy, na domiar złego egzamin na aplikację zdała śpiewająco. To wszystko sprawiało, że w gruncie rzeczy uważała się za mądrzejszą od swojej patronki.
Joanna głęboko westchnęła, wchodząc do swojego gabinetu. Wszystko było nie tak, jak być powinno. I dziś po raz kolejny miała dobitnie się o tym przekonać.
Ledwo usiadła przy biurku, rozległo się pukanie, a zaraz potem drzwi otworzyły się na oścież. Młoda dziewczyna weszła do środka i przelotnie uśmiechnęła się do swojej patronki.
Chyłka odpowiedziała kamiennym wyrazem twarzy.
– Mówiłam, żebyś nie zawadzała mi przed dwunastą? – rzuciła.
– Mówiła pani.
– I? Co było niezrozumiałe?
– To, dlaczego wciąż pozwala sobie pani na drwiny z mojego nazwiska i…
– Nigdy nie drwię z moich aplikantów – ucięła Joanna, otwierając laptopa stojącego na biurku. – Przeciwnie, dbam o nich. Martwię się, jak długo pożyją.
Iga spojrzała na nią z powątpiewaniem.
– O ciebie akurat się nie martwię.
– Dziękuję.
– Nie masz za co. Po prostu doszłam do wniosku, że skoro meduzy przetrwały sześćset pięćdziesiąt milionów lat bez mózgu, tobie też się uda.
Zawada milczała, stojąc w bezruchu tuż za drzwiami. Sprawiała wrażenie, jakby bała się podejść bliżej, mimo że bynajmniej nie należała do strachliwych. Przeciwnie, pozwalała sobie względem Chyłki na znacznie więcej niż jakikolwiek prawnik w KMK.
Miała też drugą poważną przypadłość – wprost uwielbiała dowcipy o prawnikach.
– No, to mów – rzuciła Joanna. – Przywlokłaś się tu, żeby zawracać mi dupę bez celu? Czy masz coś konkretnego?
– Imienni partnerzy chcą panią widzieć w sali konferencyjnej.
– Świetnie.
Młoda aplikantka czekała na więcej, ale na próżno.
– Co mam im powiedzieć?
– Że nie nalałabym na nich, nawet gdyby ich ciała zajęły się ogniem.
Zawada westchnęła i spojrzała na sufit.
– Coś jeszcze?
– Że gdzieś rośnie drzewo produkujące tlen, dzięki któremu tych trzech kretynów może oddychać. Powinni je przeprosić.
Zamiast wyjść z gabinetu i spełnić polecenie patronki, Iga w końcu zbliżyła się do biurka. Chyłka dopiero teraz poczuła wyraźny zapach jednej z prywatnych mieszanek Toma Forda, za którą trzeba było zapłacić ponad tysiąc złotych.
Zawada jeszcze nie zarabiała wiele, ale nie musiała się tym przejmować. Wywodziła się z długiej linii warszawskich prawników, a jej ojciec był znanym notariuszem. W trakcie długiej kariery zarobił właściwie tyle, że jego dzieci nie musiały pracować – mimo to syn miał przejąć po nim zawodową schedę, a córka rozsławić nazwisko w palestrze.
– Mecenas Messer podkreślił, że chodzi o…
– Nieważne, o co chodzi, bo o tej porze jestem niedostępna.
Chyłka wbiła wzrok w oczy dziewczyny, ta zaś nie wyglądała, jakby miała zamiar odpuścić.
– Ale jest jakiś klient – zaoponowała Iga. – I jeśli wyraz twarzy mecenasa Messera mógł o czymkolwiek świadczyć, to jakaś gruba ryba.
Joanna podniosła się i położyła ręce na biurku. Do tej dziewczyny absolutnie nic nie trafiało. Już pierwszego dnia Chyłka kazała jej ustalić, o strachu przed czym Iron Maiden śpiewają przez siedem minut i szesnaście sekund, ale Zawada do dziś nie udzieliła jej odpowiedzi.
– Mam dla ciebie propozycję – odezwała się Chyłka.
– Pani mecenas…
– Zabawmy się w grę pod tytułem „wypierdalanie”. Ty zaczynasz.
Iga nadal nie poruszyła oczami, jakby za punkt honoru postawiła sobie, by nie uciec wzrokiem.
– Zasady są bardzo proste: najpierw otwierasz drzwi, a potem…
– Pani mecenas, chodzi o coś naprawdę ważnego – przerwała jej Zawada.
Jakby na potwierdzenie tego rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości. Joanna zerknęła na telefon i zobaczyła esemesa od Kosmowskiego, który starał się ustalić, dlaczego jeszcze się nie zjawiła.
„Czekamy