Podziemie. Haruki Murakami
Читать онлайн книгу.gdy stwierdził, że tamtejsi lekarze nic nie wiedzą o potajemnym podłożeniu sarinu w metrze. On i Kitamura szybko zatem wrócili do ajid w Shibui, a tam już Ikuo Hayashi udzielił Hirosemu pierwszej pomocy.
Hirose i Kitamura po powrocie do wioski Kamikuishiki wraz z innymi sprawcami zamachu zameldowali o wykonaniu rozkazu Asaharze. Ten pochwalił ich, mówiąc:
– Na ministerstwie nauki i techniki zawsze można polegać.
Kiedy Hirose przyznał się, że przeszedł do innego wagonu, bo miał wrażenie, że ktoś mu się przygląda, Asahara tak jakby przyjął to wytłumaczenie.
– Przez cały czas śledziłem wasze projekcje astralne – powiedział. – I wydawało mi się, że projekcja Sanjai [takie imię nosił w sekcie Hirose][12] pociemniała, jakby coś się stało. Czyli to było to.
– Nauki mówią nam, że przyczyną ludzkich uczuć jest niewłaściwy pogląd – rzekł Hirose. – Musimy przezwyciężać swoje ludzkie uczucia.
Udało mu się przekłuć dwa plastikowe worki i wypuścić z nich na podłogę dziewięćset mililitrów ciekłego sarinu. Jeden pasażer przez to umarł, a trzystu pięćdziesięciu ośmiu poważnie ucierpiało.
Na stacji Nakano Sakaue pewien pasażer zgłosił, że ktoś upadł. Dwoje ciężko poszkodowanych wyniesiono; jedna z tych osób potem umarła, a „Shizuko Akashi”[13] na pewien czas zapadła w śpiączkę (zob. s. 118-129). Tymczasem peronowy Sumio Nishimura podniósł worek z sarinem i wyniósł go poza teren stacji (zob. s. 106). Ale pociąg ruszył dalej, chociaż na podłodze wagonu wciąż był rozlany sarin.
O 8.38 pociąg dojechał do końcowej stacji Ogikubo. Wsiedli nowi pasażerowie, po czym cały skład zawrócił w kierunku wschodnim. Pasażerowie skarżyli się na złe samopoczucie. Kilku peronowych wsiadło do pociągu na stacji Ogikubo i dokładniej wytarło podłogę, lecz oni także źle się poczuli, więc trzeba ich było czym prędzej zawieźć do szpitala. Pociąg wyłączono z ruchu dwie stacje dalej, czyli na Shin-Kōenji[14].
„Miałem wrażenie, że oglądam to wszystko w telewizji”
Mitsuo Arima (41)
Pan Arima mieszka w Jokohamie na południe od Tokio. Wyraziste rysy, eleganckie ubranie i sposób bycia nadają mu młodzieńczy wygląd. Przedstawia się jako optymista i miłośnik zabawy. Jest elokwentny, ale nigdy nie bywa apodyktyczny. Dopiero po dłuższej rozmowie można zdać sobie sprawę, że lada chwila będzie panem w sile wieku. Czterdziestka to przecież punkt zwrotny, więc ludzie po jej przekroczeniu zaczynają się zastanawiać nad sensem życia.
Pan Arima jest żonaty i ma dwoje dzieci. Pracuje w fabryce kosmetyków. Dla przyjemności grywa na gitarze w zespole z kolegami z pracy. Z racji służbowych zobowiązań miał nieszczęście wsiąść do pociągu linii Marunouchi, chociaż zwykle jeździ innym, i przez to zatruł się gazem.
* * *
Przez cały tydzień przed zamachem miałem grypę. Pierwszy raz, odkąd dorosłem, musiałem leżeć w łóżku. Nigdy nie choruję.
Tamtego dnia wracałem do pracy po tygodniu przerwy i właśnie dlatego chciałem dotrzeć do biura trochę przed czasem, żeby nadrobić zaległości (śmiech). Wyszedłem z domu dziesięć minut wcześniej niż zwykle.
Zawsze jeżdżę linią Yokohama na zachód do Hachiōji, bo tam mamy biuro. W pociągu siadam i bez pośpiechu czytam gazetę. Tamtego dnia musiałem jednak pojechać do śródmiejskiego biura w Shinjuku na nadzwyczajne zebranie szefów regionów. Zamierzałem spędzić tam poranek, a później odwiedzić na chwilę biuro w Hachiōji.
Zebranie miało się zacząć o 9.45. Wyszedłem z domu przed 7.00, pojechałem linią Yokosuka na północ do Shinbashi, później linią Ginza do Akasaka Mitsuke i wreszcie linią Marunouchi do Shinjuku Gyoen-mae; w sumie półtorej godziny jazdy. Za stacją Akasaka Mitsuke w pociągu linii Marunouchi robi się luźniej, więc mam pewność, że znajdę miejsce siedzące. Ale tamtego dnia usiadłem i zaraz poczułem kwaśny zapach. Zgoda, w pociągach często dziwnie wonieje, ale to nie był jakiś tam zwyczajny smrodek, zapewniam pana. Pamiętam, że pewna pani, która siedziała naprzeciwko mnie, zasłaniała nos chusteczką, poza tym jednak nic nie wskazywało, że coś jest wyraźnie nie tak. Nie mam nawet pewności, czy to sarin tak pachniał. Dopiero później sobie pomyślałem: „A, więc to było to”.
Kiedy wysiadłem na Shinjuku Gyoen-mae, było niesamowicie ciemno, jakby ktoś wyłączył wszystkie światła. Wyszedłem z domu w pogodny dzień, ale kiedy wydostałem się z metra na ulicę, panował tam półmrok. Pomyślałem, że pogoda się popsuła, lecz gdy spojrzałem w niebo, nie było na nim ani jednej chmurki. W tamtym okresie brałem lekarstwo przeciwko katarowi siennemu, więc uznałem, że może to na nie tak reaguję. Czułem się inaczej niż zazwyczaj po zażyciu leku, czyli to mógł być skutek uboczny.
Kiedy dotarłem do biura, wciąż było ciemno, a ja czułem się jak w letargu, więc usiadłem przy swoim biurku i w oszołomieniu gapiłem się w okno. Poranne zebranie dobiegło końca i wszyscy wyszli na lunch, ale wszystko nadal tonęło w półmroku, a ja nie miałem apetytu. Nie chciało mi się z nikim rozmawiać, toteż zjadłem coś w milczeniu i w samotności, a po chwili się spociłem. W barze, w którym zamówiłem ramen, był włączony telewizor i bez przerwy nadawano w nim wiadomości o zamachu gazowym. Ludzie pokpiwali ze mnie:
– A może i ty zatrułeś się sarinem?
Ale ja wiedziałem, że źle się czuję po lekarstwie na katar sienny, więc śmiałem się razem z nimi.
Po południu znowu zaczęło się zebranie, ja jednak nie czułem się ani trochę lepiej. Postanowiłem dać się zbadać specjaliście od kataru siennego. O 14.00 przeprosiłem wszystkich i wyszedłem z zebrania. Wtedy już myślałem, że może to jednak sarin tak na mnie podziałał.
Postanowiłem dla świętego spokoju pójść do lokalnego lekarza w mojej okolicy – tego samego, który sporządził lekarstwo na katar sienny. Wciąż jeszcze nie byłem pewien, czy cierpię z powodu powikłań po jego zażyciu, czy od zatrucia sarinem. Wróciłem aż do Jokohamy, lecz gdy lekarz usłyszał, że przed pojawieniem się objawów jechałem właśnie tamtym pociągiem, obejrzał mi źrenice i zalecił natychmiastową hospitalizację.
Zawiózł mnie karetką do szpitala Akademii Medycznej w Jokohamie. Zdołałem sam wysiąść z karetki i pójść dalej o własnych siłach, więc miałem jeszcze wtedy dość lekkie objawy. Ale nocą rozbolała mnie głowa. Koło północy zaczął się straszny ból, dudniący i tępy. Wezwałem pielęgniarkę, a ona zrobiła mi zastrzyk. Ból nie był przeszywający – raczej twardy ucisk jak w imadle, który trwał dobrą godzinę. „Może już po mnie” – pomyślałem, ale ból wkrótce zelżał, więc uznałem, że jakoś się wyliżę.
Krople, które mi wpuszczono na rozszerzenie źrenic, podziałały aż za dobrze, więc źrenice nadmiernie się rozwarły. Kiedy nazajutrz się obudziłem, wszystko pałało tak jaskrawą jasnością, że moje łóżko osłonięto papierem, żeby mnie nie raziła. Dopiero następnego dnia oczy wróciły do normy.
Rano odwiedziła mnie rodzina. Jeszcze nie mogłem czytać gazet, ale dowiedziałem się, jak poważne były skutki zamachu. Kilka osób umarło. Ja też mogłem zginąć. O dziwo, wcale nie czułem, że jestem w krytycznej sytuacji. Uważałem, że już nic mi nie jest. Znalazłem się w samym epicentrum, ale zamiast drżeć na myśl o tylu ofiarach śmiertelnych, miałem wrażenie, że oglądam to wszystko w telewizji, jakby mnie w ogóle nie dotyczyło.
Minęło sporo czasu, nim zacząłem się dziwić, jak mogłem się okazać taki nieczuły. Powinienem przecież być wściekły, gotów wybuchnąć. Dopiero jesienią stopniowo do mnie dotarło, co się właściwie wydarzyło. Wolę zakładać, że gdyby na przykład tuż przede mną ktoś upadł, tobym mu pomógł. Ale