Dziewczyna, która igrała z ogniem. Stieg Larsson
Читать онлайн книгу.– Gadaliśmy i gadaliśmy, i jesteśmy całkowicie zgodni. Zrywamy dzisiaj kontrakt i wykupujemy cię.
Oczy Harriet rozszerzyły się odrobinę.
– Chcecie się mnie pozbyć?
– Gdy podpisywaliśmy ten kontrakt, mieliśmy nóż na gardle. Żadnego wyboru. Już wtedy zaczęliśmy odliczać dni do momentu, kiedy będziemy mogli wykupić udziały Henrika Vangera.
Erika otworzyła teczkę, wyjęła papiery na stół i podsunęła je Harriet razem z czekiem wystawionym z dokładnością do korony na sumę, jaką Harriet wcześniej podała. Harriet Vanger przejrzała kontrakt. Bez słowa wzięła ze stołu długopis i podpisała.
– Otóż to – powiedziała Erika. – Załatwiliśmy sprawę bezboleśnie. Chciałabym podziękować Henrikowi Vangerowi za miniony czas i za wkład, jaki wniósł w rozwój „Millennium”. Mam nadzieję, że mu to przekażesz.
– Oczywiście – odpowiedziała Harriet. Wyraz jej twarzy nic nie zdradzał, jednak była dotknięta i głęboko rozczarowana, że skłonili ją do przyznania, iż chce zostać w zarządzie, a potem tak po prostu ją wyrzucili. To było cholernie niepotrzebne.
– Jednocześnie chcę cię zainteresować całkiem innym kontraktem.
Wyciągnęła nowy plik dokumentów i przesunęła go po stole.
– Zastanawiamy się, czy może miałabyś ochotę zostać współudziałowcem „Millennium”. Cena dokładnie pokrywa się z kwotą, którą właśnie otrzymałaś. Kontrakt różni się tym, iż nie ma w nim żadnych ograniczeń czasowych ani szczególnych klauzul. Wchodzisz do zarządu jako pełnoprawny udziałowiec firmy z taką samą odpowiedzialnością i zobowiązaniami jak my wszyscy.
Hariet uniosła brwi.
– Po co ta zawiła procedura?
– Dlatego że prędzej czy później i tak trzeba by to zrobić – powiedział Christer. – Mogliśmy przedłużać stary kontrakt o rok do następnego zebrania wspólników albo dopóki byśmy się nie pokłócili i nie usunęli cię z zarządu. Wciąż byłby to jednak kontrakt, który należy spłacić.
Harriet podparła głowę ręką i spojrzała na niego badawczo. Przeniosła wzrok na Mikaela, a potem na Erikę.
– Różnica polega na tym, że do podpisania kontraktu z Henrikiem zmusiła nas sytuacja finansowa – powiedziała Erika. – Z tobą zawieramy umowę, ponieważ tego chcemy. A inaczej niż w przypadku poprzedniej nie będzie można tak łatwo cię zwolnić.
– Dla nas to ogromna różnica – odezwał się cicho Mikael.
To był jego jedyny wkład w dyskusję.
– Po prostu uważamy, że wnosisz do „Millennium” coś więcej niż gwarancje finansowe, które zapewnia nazwisko Vanger – powiedziała Erika. – Jesteś mądra, wyrozumiała, proponujesz konstruktywne rozwiązania. Do tej pory starałaś się trzymać na uboczu, jak ktoś, kto przyszedł w odwiedziny. Dajesz temu zarządowi stabilność i oparcie, jakich wcześniej nigdy nie mieliśmy. Znasz się na interesach. Kiedyś zapytałaś, czy możesz na mnie polegać, a mnie zastanowiło, czy mogę polegać na tobie. W tym momencie obie znamy odpowiedź. Lubię cię i polegam na tobie – jak wszyscy tutaj. Nie chcemy, żebyś pozostawała na marginesie zgodnie z jakąś absurdalną umową. Chcemy cię jako partnera i pełnoprawnego współudziałowca.
Harriet przysunęła do siebie dokument i pięć minut czytała go dokładnie linijka po linijce. Wreszcie podniosła wzrok.
– I wszyscy troje jesteście co do tego zgodni? – zapytała.
Kiwnęli głowami. Harriet wzięła długopis i podpisała. Przesunęła czek po stole. Mikael podarł go na kawałki.
Współudziałowcy „Millennium” jedli kolację w Samirs Gryta przy Tavastgatan. Spokojne przyjęcie z dobrym winem, kuskusem i jagnięciną na cześć nowego wspólnika. Rozmowa toczyła się bez napięć, a Harriet Vanger była wyraźnie oszołomiona. Przypominało to trochę krępującą pierwszą randkę, kiedy obie strony wiedzą, że coś się wydarzy, ale nie wiedzą dokładnie co.
Już około wpół do ósmej Harriet odłączyła się od towarzystwa. Usprawiedliwiła się, że chce wrócić do hotelu i się położyć. Erika Berger właśnie miała wychodzić do domu, do męża, przeszły więc kawałek razem. Rozstały się przy Slussen. Mikael i Christer leniwie siedzieli jeszcze chwilę, po czym Christer przeprosił i powiedział, że on też musi już iść.
Harriet wzięła taksówkę do Sheratona i poszła do swojego pokoju na siódmym piętrze. Rozebrała się, wykąpała i włożyła hotelowy szlafrok. Potem usiadła przy oknie i patrzyła na Riddarholmen. Otworzyła paczkę dunhilli i zapaliła. Paliła około trzech, czterech papierosów dziennie, co było tak znikomą ilością, że czuła się niemal osobą niepalącą i potrafiła dla zabawy zaciągnąć się dla przyjemności, nie mając przy tym wyrzutów sumienia.
O dziewiątej ktoś zapukał do drzwi. Otworzyła i wpuściła Mikaela Blomkvista.
– Drań – powiedziała.
Mikael uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
– Przez chwilę myślałam, że naprawdę zamierzacie mnie wyrzucić.
– Nie zrobilibyśmy tego w taki sposób. Rozumiesz, dlaczego chcieliśmy od nowa sformułować kontrakt?
– Tak. To ma sens.
Mikael rozchylił szlafrok Harriet i delikatnie objął dłonią jej pierś.
– Drań – powiedziała znowu.
Lisbeth Salander zatrzymała się przed drzwiami z nazwiskiem Wu. Gdy stała na ulicy, w oknie paliło się światło, a teraz słyszała muzykę dobiegającą z mieszkania. Nazwisko się zgadzało. Lisbeth wywnioskowała, że Miriam wciąż mieszka w kawalerce na Tomtebogatan przy S:t Eriksplan. Był piątkowy wieczór i przypuszczała, że Mimmi poszła gdzieś się zabawić, a w mieszkaniu będzie ciemno. Jedyne, co musiała ustalić to, czy Mimmi będzie jeszcze chciała ją znać, czy jest sama i wolna.
Nacisnęła dzwonek.
Mimmi otworzyła drzwi i ze zdumienia aż uniosła brwi. Oparła się o futrynę z ręką na biodrze.
– Salander. Myślałam, że nie żyjesz albo coś w tym stylu.
– Raczej coś w tym stylu – powiedziała Lisbeth.
– Czego chcesz?
– Jest wiele odpowiedzi na to pytanie.
Miriam Wu rozejrzała się po klatce schodowej, po czym znów utkwiła wzrok w Lisbeth.
– Spróbuj podać choć jedną.
– No, dowiedzieć się, czy wciąż jesteś singlem i czy masz dziś ochotę na towarzystwo.
Mimmi przez kilka sekund wyglądała na zdumioną, potem wybuchnęła śmiechem.
– Znam tylko jedną osobę, której przyszłoby na myśl zadzwonić do moich drzwi po półtora roku milczenia i zapytać, czy mam ochotę się pieprzyć.
– Chcesz, żebym sobie poszła?
Mimmi przestała się śmiać. Zamilkła na moment.
– Lisbeth… O rany, ty mówisz poważnie.
Lisbeth wyczekiwała.
Wreszcie Mimmi westchnęła i otworzyła szeroko drzwi.
– Wejdź. W każdym razie mogę cię zaprosić na kawę.
Lisbeth podążyła za nią i usiadła na jednym z dwóch taboretów w kąciku jadalnym, który Mimmi urządziła w przedpokoju, tuż za drzwiami wejściowymi. Mieszkanie o powierzchni dwudziestu czterech metrów kwadratowych składało się z ciasnego pokoju i z przedpokoju,