Nieśmiertelni. Vincent V. Severski
Читать онлайн книгу.naczelnik – rzucił, widząc niezdecydowaną minę Sary. – A ja zostaję w samochodzie – dodał.
Sara schowała elektronicznego papierosa do torebki, podciągnęła ją na ramieniu, westchnęła głęboko i rzuciła niby do siebie: „Czekaj, Radeczku, już ja się z tobą rozprawię” – po czym z właściwą sobie dynamiką wysiadła z samochodu.
Wspięła się energicznie po kilkunastu odśnieżonych schodkach, zbliżyła do drzwi, które otworzył jej oficer ochrony, przystanęła, jakby się wahając, czy powinna wejść, i po kilku sekundach znikła wewnątrz.
Gdy tylko weszła do holu, w jej stronę odwróciło się natychmiast kilka osób w ciemnych ubraniach. Sara nie mogła rozpoznać, czyje to oczy, brwi, usta, co wyrażają, czuła jedynie świdrujące spojrzenia raniące jej intymność.
– Poproszę o pani płaszcz – usłyszała jakiś męski głos z boku i pospiesznie, z pewnym trudem rozpięła pasek i guziki.
Dopiero teraz zobaczyła uśmiechy na wpatrujących się w nią twarzach i poczuła, że jednak emanuje z nich życzliwość.
Ruszyła w stronę zebranych. Dostrzegła Konrada i zaraz potem przewyższającego wszystkich o pół głowy George’a Gordona. Tuż obok stali minister Tadek i premier z usztywnioną nogą, zza jego pleców wychylała się twarz szefa Agencji. Zauważyła też Magdę, której towarzyszył jakiś młody mężczyzna. Wszyscy trzymali w prawej ręce, na wysokości pierwszego guzika od marynarki, kryształowe szklaneczki, jedynie Magda miała kieliszek.
Sarę dzieliło od nich tylko osiem metrów, ale wydawało jej się, że przejście tych kilku kroków ciągnie się niemiłosiernie i – co gorsza – odnosiła wrażenie, że wszyscy się zastanawiają, jak udało jej się wcisnąć w ten kostium.
Magda musiała zauważyć, że przytyłam – pomyślała na widok jej groteskowo uniesionych brwi i poczuła kłucie w dołku. No… to mam entrée! Zaraz jednak dorzuciła: Fuck it!
Z grupy wysunął się z wyciągniętą ręką minister Tadek.
– Witam serdecznie w pałacyku MSZ! Najlepszego polskiego szpiega w spódnicy, pogromczynię Al-Kaidy. Panią… Bond?
Co za seksista porąbany! – pomyślała Sara i głośno, tak by wszyscy usłyszeli, powiedziała:
– Chyba pomyliło się panu ministrowi z dziewczyną Bonda… czyż nie? Nazywam się Sara Korska i jestem kapitanem polskiego wywiadu, chwilowo zawieszonym w czynnościach służbowych.
Kelner podsunął jej tacę i Sara celowo wzięła szklaneczkę z whisky, chociaż było jeszcze wino musujące. Chciała, żeby Magda została sama z kieliszkiem. Potem rzuciła Konradowi karcące spojrzenie.
– Witam serdecznie, pani Saro – włączył się premier, przekładając szklaneczkę do drugiej ręki. – Do dzisiaj jestem pod wrażeniem sprawy tego terrorysty… Safira… tak? – Z uznaniem pokręcił głową. – Ale… co to znaczy, że jest pani zawieszona w czynnościach? Nie rozumiem. – Wymownie zmarszczył czoło.
– Ja panu premierowi wszystko potem wyjaśnię – zapewnił pospiesznie szef Agencji. – To nieaktualne, ale pani kapitan jeszcze o tym nie wie – strzelał słowami, jakby miał odliczony czas, po czym z miną zbitego psa zwrócił się do Sary: – Witam panią serdecznie, Saro.
Nie potrafią użyć innego słowa niż „serdecznie”? Przecież może być „miło” – pomyślała Sara. Faceci zawsze tak bez wysiłku… i ciągle „serdecznie” i „serdecznie”… Komunały.
– Miło cię widzieć – doleciało z góry i kiedy się odwróciła, zobaczyła gdzieś wysoko nad sobą końską głowę George’a Gordona. – Jak się masz? Wyglądasz uroczo. Trudno uwierzyć, że odpoczywasz od szpiegowania. A może to Konrad? – George wyrecytował formułkę z angielską galanterią. W rzeczywistości miał na myśli opięty żakiet Sary, który wyjątkowo wydatnie podkreślał jej kształty.
Po chwili dołączył do nich Konrad i cała trójka dyskretnie usunęła się na bok. Sara trzymała szklaneczkę, ale nie piła. Whisky to była ostatnia rzecz, na jaką miała teraz ochotę. Za chwilę usiądą do kolacji i zaczną obowiązywać inne zasady. Dlatego musiała pilnie ustalić, o co chodzi, co się dzieje, skąd premier, minister i cała ta szopka w pałacyku MSZ. A przede wszystkim dlaczego Konrad nic jej nie powiedział. I właściwie to było jedyne pytanie, na które potrzebowała odpowiedzi.
Reszta jest milczeniem – pomyślała i od razu zrobiło jej się raźniej.
– Konrad! Ty… – wyszeptała przez zaciśnięte zęby. – Ja cię… ty…
Jej spojrzenie mówiło jednak znacznie więcej i Konrad dobrze znał ten ton i te oczy, ale tym razem nie czuł strachu.
– Wracasz do gry, pani kapitan – włączył się niespodziewanie Gordon i Sara zdała sobie sprawę, że przecież on cały czas jest gdzieś tam w górze. – Mamy poważny problem do rozwiązania… wyjątkowo pilny… – Urwał, bo Sara spojrzała na niego takim wzrokiem, jakby podejrzewała podstęp, i zmrużyła oczy w oczekiwaniu na jedno słowo.
– Iran – rzucił Konrad i wszyscy zamilkli.
To słowo od lat spędzało sen z powiek szpiegów na całym świecie i nikt nie zastanawiał się dlaczego, tak oczywista była odpowiedź.
Sara ze zrozumieniem pokiwała głową. W tym momencie poczuła, że ktoś delikatnie dotknął jej łokcia. Obejrzała się przez ramię. Tuż obok, niemal za jej plecami, stał szef Agencji.
– Mogę panią naczelnik prosić na chwileczkę… – Zrobił nieokreślony ruch głową.
Zdążyli odejść ledwie kilka metrów, kiedy minister Tadek uroczyście zaprosił wszystkich na kolację.
– Pani Saro – zaczął szef z wyraźnym pośpiechem – chciałem pani osobiście powiedzieć… zakomunikować, że jest pani odwieszona, i bardzo proszę, by jutro rano przyszła pani do mnie. Wtedy wszystko pani wyjaśnię… bardzo dokładnie…
– Ale przecież jutro jest Wigilia – przerwała mu Sara.
– W tym roku, niestety, chyba nie będziemy mieli świąt. – Szef zabrzmiał tak autentycznie jak jeszcze nigdy dotąd i Sara wszystko zrozumiała. Spojrzała na Konrada, który pokiwał głową i przygryzł wargę, zupełnie jakby słyszał słowa szefa. – I bardzo proszę nic nie mówić premierowi o sprawie… o pani zawieszeniu… nooo… o sprawie Stepanowycza i Travisa. Ja się tym zajmę, to wyjątkowo delikatna kwestia.
Szef starał się zabrzmieć zdecydowanie i poważnie, ale wypadł wyjątkowo żałośnie. Sara od dawna na to czekała. Nie była mściwa ani małostkowa, jedynie pamiętliwa.
Przez kilka ostatnich miesięcy oprócz męczących myśli miała też swoje marzenia. I teraz ta krótka rozmowa, choć była ledwie namiastką tego, czego potrzebowała, dawała jej wystarczająco słodką satysfakcję. Sara poczuła, że żakiet jeszcze bardziej ją uciska, lecz nie było to niemiłe uczucie. Przez moment pomyślała, że może zbyt łatwo odpuściła, ale usłyszawszy magiczne słowo „Iran”, gotowa była na każdy kompromis, nawet z samą sobą. W końcu w Teheranie byli Igor i Krupa.
Konrad wziął ją za rękę, tak zwyczajnie jak zawsze, i ruszyli w kierunku jadalni.
– Pani Saro, czy mogę usiąść koło pani? – odezwał się z lewej strony miłym, trochę śmiesznie ściszonym głosem premier. – Pan Wolski chyba nie będzie miał nic przeciwko temu… w końcu jestem premierem. – Uśmiechnął się, zdradzając jednocześnie, że jej życie prywatne jest tematem komentarzy w kręgach rządowych, co bardziej ją rozśmieszyło, niż zniesmaczyło, bo w rządzie nie było ani jednego faceta z jajami. – A pani szefa biorę na siebie. – I zupełnie niezauważalnie, jak sądził, zaciągnął się głęboko aromatem Escentric Molecules. Trzykrotnie.
Tego