Twierdza Boga. Louis de Wohl
Читать онлайн книгу.image target="_blank" rel="nofollow" href="#fb3_img_img_e27bade6-c9a6-58c9-a5af-d976fb1471d8.jpg" alt="okladka.jpg"/>
Louis de Wohl
TWIERDZA BOGA
Sandomierz 2014
Tytuł oryginału:
Citadel of God
Tłumaczył:
Piotr Budkiewicz
Projekt i grafika na okładce:
Dark Crayon & Grzegorz Krysiński
Opracowanie komputerowe:
Damian Karaś
Korekta:
Magdalena Broniarek
Wszystkie cytaty z Pisma Świętego pochodzą z Biblii Tysiąclecia
Copyright © 1959 by Louis de Wohl. All rights reserved
Copyright © 2013 for Polish edition by Wydawnictwo Diecezjalne i Drukarnia w Sandomierzu
ISBN 978-83-257-0733-0
Sandomierz 2013
Rozdział pierwszy
– To już koniec Rzymu – orzekł senator Albinus. Wypił łyk wina i podniósł ametystowy puchar. – Piękna rzecz – pochwalił. – Ciekawe, gdzie znajdują kamienie na tyle duże, by je w taki sposób oszlifować. Bardzo ładne naczynie.
Senator Boecjusz zmarszczył czoło.
– Jak sądzę, materiał pochodzi z Indii – wyjaśnił i posłał żonie ostrzegawcze spojrzenie.
Ale Rustycjana nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi. Z jej twarzy odpłynęła krew, jej dłonie drżały.
– W rzeczy samej, to już koniec Rzymu – przyznała, ciężko oddychając. – Skoro zabrakło Rzymian. Widzę, że nie ma już ani jednego.
Mały Piotr wpatrywał się w nią z niekłamanym podziwem. Gdy się złościła, urodą przypominała boginię. Była gorąca niczym biały płomień.
– Rzymianie – prychnął senator Albinus. – Nie powiedziałbym, że ich zabrakło, domino Rustycjano. Po prostu są nieliczni. Prefekt miasta wyznał mi, że z najwyższą trudnością zgromadził ludzi do honorowej eskorty.
– Honorowej eskorty barbarzyńskiego tyrana – podkreśliła Rustycjana lodowatym tonem. – Oby rzeczywiście stworzenie eskorty nastręczyło mu trudności. Szkoda, że w ogóle ktoś się zgodził brać udział w tym widowisku.
– Och, obawiam się, że powody trudności z rekrutacją były zgoła odmienne – sprostował Albinus oschle. – Po prostu nikomu się nie chciało przez cały dzień nosić zbroi. To ogromny ciężar, sama rozumiesz, a trzeba go dźwigać godzinami, na murach i na ulicach. Prefekt miasta musiał wypłacić ludziom po trzy sestercje za dodatkową służbę. Z początku żądali pięciu. – Uśmiechnął się na widok zdegustowanej miny Rustycjany. – Domino, problem z tobą polega na tym, że urodziłaś się pięć stuleci za późno. Jak się dobrze zastanowić, to nawet dziesięć stuleci. Powinnaś żyć w czasach Kloelii, Wirginii i Lukrecji.
– Szkoda, że nie mogę zrewanżować się podobnym komplementem – parsknęła Rustycjana.
– Nie widzisz, że te słowa wynikają wyłącznie z cierpienia, które i jego dotknęło? – upomniał ją Boecjusz łagodnie.
– Moim zdaniem to tylko pusta gadanina – oceniła. – Gdyby pozostał przy życiu choć jeden Rzymianin z krwi i kości, z pewnością przeszedłby od słów do czynów.
– Domino, co on powinien zrobić, twoim zdaniem? – spytał Albinus z drwiną w głosie, lecz z powagą w oczach. – Miałby sprawić sobie przyjemną, gorącą kąpiel i otworzyć sobie żyły? W ubiegłym tygodniu postąpił tak stary Skaurus, kiedy usłyszał, że król przybywa do Rzymu.
– Miał osiemdziesiątkę na karku – zauważyła porywczo. – W takim wieku mężczyzna może otworzyć wyłącznie własne żyły. Przynajmniej na tyle go było stać.
Albinus popatrzył na Boecjusza.
– Wiesz, zaczynam wierzyć, że twoja żona chce, abym poszedł i położył króla trupem. – Zaśmiał się. – Jesteś jej mężem, zatem wierzę, że pierwszy otrzymałeś tę propozycję.
– Przed tysiącleciem – zaczęła Rustycjana – w czasach Lukrecji, obaliliśmy naszego króla i nawet najbardziej szalony z cesarzy nie ośmielił się ponownie sięgnąć po ten tytuł. Teraz mamy go przekazać Ostrogotom.
– Tak jak podejrzewałem. – Albinus skinął głową. – Nie zaprotestowała. Nie zaprzeczyła. Ciekawe, co jej powiedziałeś, kiedy wyjaśniła, czego od ciebie oczekuje. Cokolwiek wymyśliłeś, najwyraźniej nie okazało się przekonujące. Doskonale, zatem ja spróbuję. – Skierował wzrok na Rustycjanę. Jego twarz nagle spoważniała. Miał drobne oblicze o małych, niemal kobiecych ustach. – Jak sądzisz, co by się zdarzyło w takiej sytuacji? – zapytał łagodnie. – Rzecz jasna, nie poradziłbym sobie. Tego człowieka cały czas otacza liczna, potężna straż. Ci wielcy, muskularni mężczyźni porąbaliby mnie na kawałki, gdyby tylko ujrzeli w moich dłoniach miecz lub sztylet. Załóżmy jednak, że jakoś by mi się udało i zrobiłbym swoje, a dopiero później poległbym z ich rąk. Co stałoby się potem? W pierwszej kolejności wymordowaliby wszystkich w polu widzenia. Jestem senatorem, podobnie jak twój mąż i, jakże by inaczej, twój czcigodny ojciec. Pozabijaliby wszystkich członków senatu, domino, i bynajmniej nie sprawiliby im łagodnej i szybkiej śmierci. Nic by ich nie przekonało, że to nie jest spisek. Torturowaliby nas, aby poznać nazwiska innych konspiratorów. Król Teodoryk nie przybywa tutaj w pojedynkę. Przywiedzie ze sobą niewielką armię, a jego ludzie nie mają nic przeciwko noszeniu zbroi. Będą musieli obrać nowego króla, to jasne. Teodoryk nie ma syna, tylko córkę, jeszcze prawie dziecko. W takiej sytuacji królem zostałby żołnierz. Może młody Tuluin albo jego kuzyn Ibba lub ktoś jego pokroju. Teodoryk to barbarzyńca, ale przynajmniej żywi odrobinę szacunku dla naszej kultury i cywilizacji. Praktycznie tylko on darzy nas jakim takim szacunkiem. Jego następca zacząłby rządy od pomszczenia śmierci poprzednika. Nie istnieje rzymska armia, na której mógłby się mścić, zatem musiałby znaleźć kozła ofiarnego. Nie miałby wielkiego wyboru. Jedyne, co przyszłoby mu do głowy, to zemścić się na Rzymie. Spaliłby całe miasto, zniszczyłby je kompletnie. Nikt by go nie powstrzymał. Domino, czy tego właśnie pragniesz? Straciłabyś męża, ojca, przyjaciół, majątek, dom, a Rzym ległby w gruzach. Na domiar złego, Italia i tak pozostałaby pod rządami Ostrogotów, tyle że król byłby gorszy od Teodoryka. Słowem, nic byś nie zyskała.
– Ja? – spytała Rustycjana. – Chyba nie sądzisz, że przeżyłabym śmierć męża. Ale wszyscy poleglibyśmy tak, jak przystoi wolnym Rzymianom, z podniesionym czołem. Zapisalibyśmy się złotymi zgłoskami na kartach historii.
– Niczym byśmy się nie zapisali na jej kartach – zapewnił Rustycjanę Albinus. Mówił swobodnie, niemal żartobliwie. – Z tej prostej przyczyny, że nie pozostałby nikt, kto mógłby odnotować nasz wyczyn. Może z wyjątkiem Kasjodora. Podobno król uczynił go swoim osobistym sekretarzem.
– Magnus Aureliusz Kasjodor – wycedziła Rustycjana z goryczą. – Człowiek szlachetnie urodzony, godnie wychowany, zostaje sekretarzem Teodoryka. Najwyraźniej wolność nie ma już dla nikogo znaczenia.
– Gdy się jest martwym, wszystko traci znaczenie – podkreślił Albinus i wzruszył ramionami. – Wybacz mi, Rustycjano. Ty i twój mąż jesteście powszechnie uważani za dobrych chrześcijan i