Dawid z Jerozolimy. Louis de Wohl

Читать онлайн книгу.

Dawid z Jerozolimy - Louis de  Wohl


Скачать книгу
jej już nie było. Wrócił powolnym krokiem do pa­ła­cu, oczarowany, oszołomiony, niezdolny do myślenia.

      Niski, krępy mężczyzna w szacie nieokreślonego koloru wyszedł zza najbliższego rogu, zaczekał, aż Dawid zniknie z zasięgu wzroku, i powędrował niespiesznym krokiem. Pół godziny później stanął przed dowódcą straży przybocznej i złożył mu raport.

      – Dawid i księżniczka Mikal – wymamrotał Jakub. – Więc czarna dziewczyna nie kłamała. Ale czy jesteś pew­ny, że to była księżniczka?

      – Całkowicie, panie.

      – Miała na sobie woal. Mogłeś się pomylić.

      – To był głos księżniczki. Nosiła na palcu pierścień z czerwonymi kamieniami, ten, który król dał jej w zeszłym roku. I nazwała księżniczkę Merab swoją siostrą.

      Tego samego dnia Jakub powiedział o wszystkim królowi. Ku jego zdumieniu Saul przyjął to bardzo spokojnie i nawet lekko się uśmiechnął.

      – Jesteś czujnym sługą. Dziękuję ci. Możesz odejść.

      Jakub poszedł, a król znów uśmiechnął się do siebie. Dawid nigdy by się nie ośmielił zbliżyć do Mikal. Ta schadzka była jej pomysłem. Kochała młodego bohatera, a on... on kochał ją. Najważniejsze było wiedzieć, jaką zawiesić przed nim przynętę. Co powiedziała Mikal? „Kto ma zwyciężyć, musi walczyć”. Zaśmiał się bezgłośnie.

      – Chuszaju! – Sekretarz wszedł. – Chuszaju, jesteś przy­jacielem Dawida, prawda?

      – Jestem sługą króla i przyjacielem Dawida, panie.

      – Tak, tak, wiem. Powiedz mu – nie chcę robić tego sam – powiedz mu, że księżniczka Merab dawno temu została obiecana innemu mężczyźnie. Ale dam mu moją drugą córkę, Mikal, kiedy zapłaci cenę za pannę młodą.

      Duże dłonie Chuszaja otworzyły się i zamknęły. Jego twarz pozostała bez wyrazu.

      – Jak rozkażesz, panie.

      – Jeśli zapyta o cenę – ciągnął Saul – powiedz mu, że wiem, iż nie jest dość majętny. Król jest sprawiedliwy – nie chce od niego srebra ani złota, tylko tego, co może mu dać. Stu zabitych Filistynów, to jest cena.

      Kiedy Chuszaj wyszedł z pokoju, Saul wygodnie rozsiadł się na krześle, bardzo z siebie zadowolony. W kraju nie było już wrogów. Jeśli Dawid chce zapłacić za żonę, musi najechać kraj wroga. Pod swoimi rozkazami ma najwyżej tysiąc ludzi. Jak tylko Filistyni dowiedzą się o jego przybyciu, wielki bohater z tysiącem żołnierzy będzie właściwie zgubiony, a z jego śmiercią zostanie zażegnane niebezpieczeństwo, okropne zagrożenie, którego świadomych było niewiele osób, może nawet tylko Saul. Pomyślał o pieśni śpiewanej tak triumfalnie: „Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy”. Uśmiechnął się ponuro. Pieśń zaczynała się od tysięcy pobitych przez Saula – ale nikomu nawet się nie śniło, że Saul mógłby pobić Dawida i tysiąc jego ludzi rękami Filistynów.

      Chuszaj wrócił po chwili.

      – I jak? Rozmawiałeś z nim? Co powiedział? – zapytał szybko król.

      – Przesyła królowi podziękowania – odparł sztywno Chuszaj.

      – Dlaczego nie przyszedł sam?

      – Już go nie ma, panie.

      – Nie ma?

      – Tak, panie. Mówił, że się spieszy przywieźć zapłatę za pannę młodą.

      – Ilu wziął ze sobą ludzi?

      – Stu, królu.

      Saul spuścił wzrok, by ukryć nagły błysk w oczach.

      – To dobrze – rzekł. – Możesz odejść.

      Chuszaj wycofał się w milczeniu.

      – Stu – powtórzył Saul sam do siebie. – Wziął ze sobą stu ludzi! – I śmiał się długo i głośno.

      Dawid był zgubiony, tron bezpieczny.

      Rozdział czwarty

      Nossu wbiegła do sypialni swojej pani.

      – Wrócił! – krzyknęła. – Wrócił! I to jak wrócił! O, pa­­ni, to wielki człowiek, to ten właściwy, ten jedyny!

      – Uspokój się, ty czarny zwierzaku – rozkazała jej Mi­kal. – Kto wrócił? Skąd to całe zamieszanie? – Ale się uś­mie­chała z płonącymi policzkami.

      – Dawid, oczywiście – oznajmiła Nossu z uśmiechem, który zdawał się przecinać jej twarz na dwoje. – I przywiózł ze sobą zapłatę.

      – Wiedziałam! – zawołała Mikal z odcieniem triumfu w głosie. – Ojciec się tego nie spodziewał. Widziałam to, kiedy rozmawiał z Abnerem w zeszłym tygodniu.

      – Wyjrzyj na dziedziniec, pani, a zobaczysz sama.

      Mikal podbiegła do okna. Na dole żołnierze budowali piramidy z ludzkich głów. Zmarszczyła swój szlachetny nos.

      – Uch, jakie to okropne!

      – Okropne? – zdumiała się Nossu. – To cudowne. – I przewróciła oczami.

      – Jak oni się z nimi obchodzą! – rzekła z niesmakiem Mikal. – Jakby to były bochny chleba. I jest ich więcej, niż chciał król... dużo więcej. – Wzięła głęboki wdech. – Teraz ojciec musi dotrzymać słowa. Dawid jest mój, mój, nie Merab. A przy mnie... – Urwała. Były sprawy, o których nie musiała wiedzieć nawet Nossu.

      Król spał do późna. Nikt nie ważył się go budzić – to prawie zawsze było niebezpieczne. Kiedy jednak w końcu zbudził się sam, od razu wiedział, że zdarzyło się coś nadzwyczajnego. W przedpokoju panował gwar jak w ulu, a na zewnątrz też było słychać wielu ludzi. Wstał, przetarł szybko oczy i podszedł do okna. Było małe, takie małe, że nawet najlepszy łucznik miałby kłopot, by wpuścić przez nie strzałę, nie mówiąc o trafieniu kogokolwiek.

      Piramida z głów na dziedzińcu była już gotowa, a obok niej żołnierze, zaledwie setka, stali za młodym dowódcą, którego rudozłote loki wystawały spod hełmu. Czekał. Jego ludzie czekali. Piramida z głów czekała.

      Saul cofnął się i stłumił przekleństwo. Źle było zaczynać od niego dzień. I co dobrego by przyszło z przeklinania człowieka, który miał Pana po swojej stronie? Saul odwrócił się i modlił do Boga, który był po stronie jego przeciwnika i pozwolił mu odnieść zwycięstwo tam, gdzie każdy inny człowiek postradałby życie. Ale jaki sens miała modlitwa? Dla niego wszystko układa się dobrze, pomyślał z rozpaczą. A dla mnie źle. Przyszła mu do głowy niewyraźna myśl, że powinien przeciągnąć młodego zwycięzcę na swoją stronę. I druga, sam przyznał, że mroczna i brzydka: musi pozwolić młodemu bohaterowi, by pracował dla niego... na razie. Potem, gdy nadejdzie czas, zobaczy...

      Wezwał swoje sługi. Pół godziny później, przepasany i okryty zbroją, zszedł powoli schodami na podwórze.

      – Niech żyje król! – wykrzyknął Dawid. Jego ludzie podjęli okrzyk, a za nimi Abner, Jakub i tłum dostojników, którzy także czekali na dziedzińcu. – Sługa króla przynosi podwójną zapłatę za pannę młodą – dodał ze skrywaną dumą.

      Saul spojrzał na głowy Filistynów. Nie płacili mu daniny – byli daniną. A głów było znacznie więcej, niż żądał.

      –


Скачать книгу