Dawid z Jerozolimy. Louis de Wohl
Читать онлайн книгу.trzeci
Dawid czekał, aż olbrzym podejdzie bliżej. Jego bystre oczy spostrzegły, że Goliat idąc prawie przez cały czas ma schyloną głowę i patrzy pod nogi. Wielcy, masywni mężczyźni często tak chodzili, by mieć pewność, że stąpają po równej ziemi, bo nie mogli ryzykować upadku.
Giermek szedł przez cały czas na przedzie i dopiero na jakieś trzydzieści kroków przed Dawidem zatrzymał się, podał swojemu panu ogromną tarczę i się wycofał. Goliat wziął ją i dopiero teraz podniósł wzrok.
– To chłopiec! – zawołał z oburzeniem. – Nie mieliście nikogo lepszego przeciw mnie, niewolnicy Saula? I gdzie masz broń, dzieciaku? – Żyły na jego czole nabrzmiały z gniewu. – Na wielkiego Dagona! – ryknął. – Na Belzebuba, pana grozy, bądźcie przeklęci za waszą zuchwałość! Podejdź do mnie, żebym mógł rzucić twoje ciało polnym ptakom i zwierzętom na pożarcie!
Odpowiedź była wyraźna i ostra.
– Przychodzisz do mnie zakuty w zbroję i klniesz się na swoich pogańskich bogów. Ja natomiast przychodzę do ciebie w imię Pana nad panami, którego ludem jesteśmy. Urągałeś armii Boga żywego. Dlatego Pan oddał cię w moje ręce. Pokonam cię i utnę ci głowę. Oddam polnym ptakom i zwierzętom nie tylko twoje ciało, lecz także zabitych z twojej armii.
– Co on mówi? Co on mówi? – zapytał z przejęciem młodzieniec stojący obok króla.
– Cicho, księciu Jonatanie – mruknął Abner. – On mówi w imieniu Boga.
Król stał nieruchomo, ściskając rękojeść miecza.
– Skąd pochodzi ten chłopiec, Abnerze?
– Na twoje życie, panie, nie wiem.
– To się dowiedz.
– ...Miecz i włócznia nie dają zwycięstwa – wołał Dawid – tylko Pan, a On wydał cię w nasze ręce.
Parskając z gniewu, Goliat ruszył ociężale naprzód, trzymając górną krawędź tarczy na wysokości podbródka. Uniósł włócznię, gotów nią cisnąć lub uderzyć. Miał dość czasu, by ocenić pas ziemi dzielącej go od wroga i nie spuszczał oczu z Dawida.
Dawid uskoczył w bok zajęczym susem i wyciągnął w biegu jeden z pięciu gładkich kamieni, które miał w swojej pasterskiej torbie. Potem, znów klucząc susami, znalazł się za olbrzymem i włożył kamień do procy. Goliat odwrócił się i ruszył za uciekającym przeciwnikiem. Teraz jednak znalazł się na nowym terenie i znów spojrzał pod nogi, by uniknąć upadku.
Dawid to zobaczył, zatrzymał się, naciągnął procę, wymierzył i strzelił. Kamień uderzył olbrzyma w czoło z taką siłą, że przebił kość. Goliat, z oczami zalanymi krwią, postąpił jeszcze parę kroków, po czym zachwiał się i runął tak ciężko, że zadrżała ziemia.
Dawid błyskawicznie do niego podbiegł, wyjął z pochwy wielki miecz i trzymając oburącz, zakręcił nad jego głową i opuścił. Cios gładko odciął głowę olbrzyma od ciała. Dawid zdjął hełm Goliata, chwycił głowę za włosy i podniósł wysoko, z kamieniem nadal tkwiącym w kości czołowej. Ze wszystkich stron podniósł się ryk dziesięciu tysięcy gardeł.
Pierwsza linia Filistynów zachwiała się i załamała. Wojownicy w ciężkich zbrojach biegli, nie zważając na gniewne okrzyki dowódców, których też porwała fala uciekających.
Front Izraelitów też się załamał, ale w dzikim pędzie naprzód. Tłumiony długo gniew haniebnych tygodni znalazł ujście i mężczyźni gnali prosto przez dolinę, wywijając włóczniami i maczugami i rycząc jak dzikie bestie.
– Złamali szeregi! – wykrzyknął Jakub na królewskim wzgórzu. – Jeśli wróg zawróci, zostaną wyrżnięci.
– Wróg nie zawróci – rzekł Saul i wziął głęboki wdech. – A ten chłopiec jest pełen bojaźni Bożej.
Abner patrzył ze zdumieniem na łzy toczące się po policzkach króla.
– Co się stało, panie? – zapytał. – Izrael zwyciężył, a ty płaczesz?
Saul przetarł oczy dłonią.
– Dokonał tego, co ja powinienem był zrobić, a nie potrafiłem. A to ja jestem królem. – Patrzył na Abnera, a jego twarz przypominała tragiczną maskę. – A może już nie jestem?
Abner znał swojego pana.
– Dopóki żyję, ty jesteś królem – odrzekł.
Filistyni nie zatrzymywali się. Uciekali na zachód, do swoich miast, jedni do Gat, inni do Ekronu. Z drugiej strony zwycięscy Izraelici grabili obozy wroga w drodze do domu i można teraz było wyposażyć całe oddziały armii w dobrą broń porzuconą przez Filistynów.
Tuż przed zapadnięciem zmroku Abner przyszedł do króla. Saul siedział w swoim namiocie pośrodku barykady z wozów, wraz z kilkoma dowódcami, którzy studiowali napływające zewsząd raporty.
– Udało mi się w końcu znaleźć naszego młodego bohatera, panie – powiedział Abner z uśmiechem. – Nasi ludzie z trudem go zawrócili. Pewnie wolałby ścigać Filistynów aż do samego morza.
– Chcę go zobaczyć – zażądał Saul, a Abner odchylił połę namiotu i dał znak.
Dawid wszedł i złożył niski pokłon.
– Dotrzymałeś słowa – zaczął powoli Saul. – Skąd jesteś?
– Jestem synem twojego sługi Jessego, z Betlejem.
– Ale ja cię już wcześniej widziałem – mruknął z namysłem Saul – i to nie dzisiaj. – Potarł czoło. – Gdzie...
– Jestem twoim harfistą, mój królu.
Saul pokiwał głową.
– Właśnie. Jak to się stało, że nie poznałem cię od razu?
– Król ogląda tyle twarzy – odparł skromnie Dawid. – Ja byłem tylko instrumentem i głosem, niczym więcej.
– Wyświadczyłeś mi dobro – przyznał Saul – a dziś przysłużyłeś się także całemu narodowi. Zawdzięczamy ci zwycięstwo.
– Bóg zwyciężył, nie ja – odrzekł skromnie Dawid.
Król przygryzł wargę.
– Wyślę posłańca do twojego ojca. On i cała twoja rodzina będą zwolnieni do końca życia z podatku na rzecz króla. Ale ty wrócisz ze mną do Gibei. Choć jesteś młody, dam ci dowództwo nad tysiącem.
Wtedy stało się coś nieprzewidzianego. Z grupy dowódców armii wystąpił młodzieniec w bogato zdobionej zbroi, podszedł do Dawida i położył mu dłonie na ramionach.
– Mój ojciec dał ci dowództwo – rzekł. – Ja ofiaruję ci przyjaźń.
Dawid zobaczył bezbrzeżny podziw na ładnej, otwartej twarzy młodzieńca, zaledwie o parę lat starszego niż on sam. Uśmiechnął się radośnie.
– To wielki zaszczyt, mój książę.
– Tak, dla mnie – odparł książę Jonatan. Zdjął me’il, okrycie noszone przez książęta, oraz tarczę i miecz wraz z pasem i pięknie zdobionym łukiem. – Noś je od dzisiaj. A Pan pobłogosławi nasze przymierze.
Kiedy Dawid próbował przed nim klęknąć, książę szybko go podniósł i uściskał.
– To też