Tylko martwi nie kłamią. Katarzyna Bonda

Читать онлайн книгу.

Tylko martwi nie kłamią - Katarzyna Bonda


Скачать книгу
odparła bez zająknięcia:

      – Miał jakąś sprzeczkę z Bobikiem. Zaproponowałam, żeby przenocował w gabinecie. Ponieważ wstawał wcześnie rano, pozwoliłam mu zabrać klucze ze sobą.

      – Pamięta pani, kiedy to było?

      Elwira się zamyśliła.

      – Dokładnej daty nie podam… Jakieś cztery miesiące temu.

      – Nigdy więcej nie nocował w pani gabinecie?

      – Nie.

      – Dlaczego nie zażądała pani zwrotu kluczy?

      – Po co? – Elwira wzruszyła ramionami. – Miałam zapasowe.

      – Jest pani pewna?

      – Tak, prawdopodobnie nadal są w naszym mieszkaniu. A jaki to ma związek ze sprawą? – zaniepokoiła się.

      – Ile było zapasowych kompletów?

      Kobieta się skupiła. Czuła, że to podchwytliwe pytanie. Nie wiedziała, jak wybrnąć.

      – Nie pamiętam…

      – Ile było kompletów kluczy? – powtórzył Meyer. – Do kamienicy, domu i gabinetu.

      – Trzy – odrzekła niepewnie. – Chyba trzy. Jeden miałam ja, drugi Michał i trzeci – rezerwowy, który dałam Johannowi.

      – Przez ostatni miesiąc przed śmiercią Schmidta mąż miał jakiś problem, by się dostać do kamienicy? – drążył uparcie profiler.

      – Pan coś sugeruje? Nie bardzo rozumiem. – Znów jej ręce powędrowały w kierunku apaszki. Jakby chciała ją rozwiązać. Zamiast tego rozsunęła fałdy chustki, ale tak, by nie odsłonić ani kawałka szyi. Meyer wpatrywał się w nią wyczekująco.

      – Prowadzą państwo różny tryb życia. Mąż zajmuje się dzieckiem. Rzadko jednocześnie wychodziliście i wracaliście. Pytam więc raz jeszcze: czy mąż miał jakikolwiek kłopot, by dostać się do domu?

      – Nie – szepnęła Elwira.

      – I nie zgubił kluczy?

      – Nic o tym nie wiem.

      – Nie pożyczał ich od pani?

      – Może raz czy dwa. Ale miał swoje. Chyba tak…

      – Nie szukał zapasowego kompletu? Nie pytał, co się z nim stało?

      Elwira była blada. Kręciła tylko przecząco głową.

      – To chyba jakieś nieporozumienie – zaśmiała się nerwowo. – Chyba nie wiedział, że zapasowy komplet jest u Schmidta… Wie pan, on nie interesował się tym zbytnio – wikłała się coraz bardziej.

      By dać sobie trochę czasu, postanowiła zapalić. Nerwowo szukała w torebce zapalniczki. Nagle torebka upadła na podłogę, a kiedy kobieta po nią sięgała, apaszka odsłoniła szyję i Meyer dostrzegł zaczerwienienie. Już wcześniej nurtowało go, co lekarka ukrywa pod chustką. Teraz aż go skręcało, by poprosić ją, żeby zdjęła z szyi ten kawałek jedwabiu. Zamiast tego jednak bacznie obserwował jej ruchy. Była bardzo zdenerwowana. Miał ją w garści. I choć wiedział, że powinien już wychodzić, jeśli chce cokolwiek załatwić w Siewierzu, nie mógł się powstrzymać i pytał dalej.

      – To mąż znalazł tę kamienicę?

      – Tak. Dzięki jego informacjom kupiłam ją za naprawdę okazyjne pieniądze. – Odetchnęła z ulgą, że zmienił na chwilę temat.

      – Można spytać, za ile?

      – Milion dwieście.

      – Złotych?

      Kiwnęła głową.

      – No, chyba nie dolarów…

      Meyer zagwizdał.

      – Rozumiem, że to dobra lokata kapitału.

      Lekarka się uśmiechnęła.

      – To był łut szczęścia. Sama nie wiem, jak to się udało. Pan Zylber, z ramienia miasta administrujący kamienicami przy Stawowej, w niecały miesiąc załatwił wszystkie formalności z trójką spadkobierców. Jedna z nich – Marion Kasaar, ponoć była gwiazda filmowa, mieszka w Berlinie. Dla niej ta scheda była jedynie kłopotem, bo przy okazji każdego remontu elewacji czy dachu musiała przyjeżdżać do Polski. Drugi z nich – pan Zbigniew Zorza, ma warsztat samochodowy, a trzecia dziedziczka – Ewelina Jeziorek, zamierza wyjechać ze Śląska za mężem. Pani Kasaar była zadowolona, że pozbędzie się kłopotu, tej ostatniej dwójce zależało na żywej gotówce. Za odpowiednią opłatą pan Zylber wszystko dla nas załatwił. Mieliśmy ogromne szczęście. Proszę sobie wyobrazić, że zaledwie trzy miesiące później dwie neobarokowe kamienice, przylegające do mojej, przejęli bracia Lipscy i zaczęli tam gruntowny remont. Nie wiem, czy pan pamięta, jak wyglądały te budynki, zanim obok nas stanął hotel. To były rudery. Nasza była w najlepszym stanie. Mieszkali w niej ludzie! W tej chwili wartość tej kamienicy jest dwu- albo i trzykrotnie wyższa.

      – To rzeczywiście wielkie szczęście. I ciekawy zbieg okoliczności. A jeśli można spytać, skąd pani miała tyle pieniędzy? – zainteresował się profiler. Dla niego milion złotych było kwotą całkowicie abstrakcyjną.

      – Większość pieniędzy pożyczyłam od pierwszego męża. Jest biznesmenem. Prowadzi sieć dystrybucyjną lodówek i zamrażarek dla gastronomii. Ma w Polsce wyłączność na kilka wiodących marek. W dzisiejszych czasach lodówki w restauracjach i sklepach muszą być wymieniane co cztery lata. Wymóg Unii Europejskiej. Jak pan widzi, taki biznes to prawdziwa żyła złota. W związku z tym mój były mąż nie robi już właściwie nic. Kontroluje jedynie, by rada nadzorcza go nie okradała.

      – Skoro cena kamienicy na Stawowej była tak atrakcyjna, to dlaczego pani były mąż sam tego nie kupił?

      – Artur nie chciał się w to bawić. Ma dość pieniędzy. Chce mieć święty spokój, korzystać z życia. Poza tym koszt kamienicy to jedno, a drugie to remont, który zresztą też pochłonie fortunę. Przy najmniejszej przeróbce trzeba się zwracać do miasta o zgodę. Nawet w przypadku wymiany instalacji elektrycznej. O odrestaurowaniu elewacji, zabytkowych kopułach, lukarnach czy iglicy nie wspominając. Sama nigdy nie wpadłabym na taki pomysł. Ale Michał miał obsesję na punkcie tego budynku. Nie wiem dlaczego. A zresztą on to wszystko tak wspaniale czuł – wyjaśniła.

      – Nie przeszkadzało mu to, że bierze pani milion złotych od byłego męża?

      – Dwa miliony.

      Meyer aż się zapowietrzył. Kobieta mówiła o dwóch milionach jak on o pożyczce dwustu złotych od Szerszenia.

      – To tym bardziej.

      – Proszę pamiętać, że Michał jest artystą. Inaczej postrzega świat niż my, zwykli śmiertelnicy. Jest ponad materialne problemy. Jego umysł zajmują zdecydowanie wyższe sprawy. – Lekarka mówiła z egzaltacją, jakby nie dostrzegała śmieszności własnej wypowiedzi. Meyer żałował, że obok nie ma Szerszenia. Już słyszał jego gromki śmiech i uszczypliwy komentarz. – Jak pan się domyśla, ci dwaj panowie nie przepadają za sobą – ciągnęła. – Dlatego to ja firmowałam całą operację. W razie czego to ja musiałabym spłacić męża. Wszystkie prawa należą do mnie. Jestem jedyną właścicielką Kaiserhofu. Jeśli mam być szczera, Michał był trochę zły z tego powodu, lecz nie mogłam podpisać umowy pożyczki na innych warunkach. Poniatowski nigdy by się nie zgodził.

      – Czyli pani ma bardzo dobre relacje z byłym mężem?

      – No, tak… – Elwira się zawahała. – Po latach walki z nim stwierdziłam, że muszę


Скачать книгу